Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Mógłbyś nawet umrzeć -powiedziała Meg. Harry odrzekł, nadal nie otwierając oczu: - On próbował cię nastraszyć, Meggie. Ludzie nie umierają od wstrząśnienia mózgu. - Myślę, że jesteś upartym egoistą - powiedział brutalnie Tony. - Ale cóż, to nie nowina. - Harry nie jest upartym egoistą - odparowała Meg, broniąc najstarszego brata. - Nie jest? - Tony uniósł idealnie wypielęgnowaną brew. - A więc dlaczego nie sprzedaje Mauleyowi ziemi, którą on chce? ~ 251 ~ Oczy Harry'ego otworzyły się, tworząc maleńkie szparki. - Dlatego, że wolę, by ziemia służyła bydłu niż gol-fistom. Tony przysunął się bliżej łóżka. - Nie, to dlatego, że masz tę swoją idee fixe, żeby nie przejść do historii jako hrabia, który sprzedał farmy Silverbridge. Tu chodzi tylko o ego, Harry, i o nic więcej. Harry przesunął rękę, zakrywając sobie oczy. - Idźcie stąd oboje, a kiedy pojawi się Webster, każcie mu dać mi jakieś środki przeciwbólowe. Nie chcę się z nim widzieć. - Jesteś hrabią - Tony powiedział sarkastycznie. -Chylimy czoło przed twoimi rozkazami. Jak zawsze. Meg pomyślała, że Tony zbyt łatwo się poddał, i obrzuciła go gniewnym spojrzeniem. - Proszę, spotkaj się z doktorem Websterem, Harry - powiedziała błagalnie. - Martwię się o ciebie. - Nic mi nie będzie. - Wciąż zasłaniał oczy ręką. - | Tylko zdobądź te środki przeciwbólowe. Meg popatrzyła na jego bladą twarz na poduszce, po czym odwróciła się, żeby spojrzeć na Tony'ego. Wskazał głową na drzwi i Meg niechętnie wyszła za nim. - Jak zwykle Harry sprzeciwia się zrobieniu tego, co rozsądne - powiedział Tony z goryczą, kiedy za- mknęli za sobą drzwi sypialni. - Nie wiem dlaczego ciągle się łudzimy, że to zrobi. - Jak mogę powiedzieć doktorowi Websterowi, kiedy już przyjedzie tu z tak daleka, że nie może zo- baczyć się z Harrym? - martwiła się Meg. - Niech Harry sobie z nim radzi - podsunął Tony. - To on wydaje wszystkie polecenia. — 252 ~ - Chcesz powiedzieć, że powinnam go zaprowadzić do pokoju Harry'ego, mimo że Harry tego zaka- zał? - W głosie Meg zabrzmiała zgroza na samą myśl o tym. Tony przewrócił oczami i powiedział z niecierpliwością: - Rób, co chcesz. A teraz, jeśli pozwolisz, muszę się ubrać. Jestem umówiony na obiad w Warkfield. Meg stała nadal niezdecydowana na korytarzu, kiedy Tony odszedł do swojego pokoju. Nie miało sensu wracać, żeby ubłagać Harry'ego. Była tylko jego małą siostrzyczką, a on wyraźnie nie miał zamiaru jej wysłuchać. Kto jej wysłucha? Tracy. To imię zabłysło w umyśle Meg niczym żarówka. Nie traciła czasu na zastanawianie się, dla- czego miałaby iść do kogoś, kogo oboje z Harrym znają od tak niedawna. Zadziałała czysto instynk- townie i popędziła do przyczepy, modląc się, żeby Tracy tam była. I była. Kiedy Meg wpadła do środka, Tracy siedziała przy toaletce i zmywała makijaż. Była sama; nie było ani śladu Gail. - Tracy - powiedziała Meg z naciskiem, kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi. - Harry jest chory i le- karz chce go zabrać do szpitala, a on nie chce jechać. Tracy obróciła się na krześle. Jej włosy były związane z tyłu, a twarz błyszczała od kremu nawilżającego. - Co się stało? Meg podeszła bliżej. - Leży w łóżku z okropnym bólem głowy. Doktor Webster jest wściekły, że nie został dzisiaj w łóżku, tak jak obiecywał. ~253 ~ - Wiedziałam, że nie powinien był wstawać - odparła ponuro Tracy. - Wyglądał strasznie. - To wszystko moja wina - powiedziała Meg z rozpaczą w głosie. - Poprosiłam go, żeby poszedł na lunch, a potem na zdjęcia. A teraz lekarz mówi, że on może umrzeć. Tracy wstała i odezwała się jeszcze bardziej ponuro niż przed chwilą: - On nie umrze, Meggie. Ja tego dopilnuję. Zaczekaj chwilę, przebiorę się w dżinsy i pójdę z tobą. Tracy potrzebowała czterech minut, żeby zetrzeć krem z twarzy i ubrać się. Potem razem z Meg wyszły z przyczepy i skręciły w kierunku domu. Uszły ze dwanaście metrów, kiedy natknęły się na Jona. - Co się stało? - zapytał, spoglądając badawczo na ich zmartwione twarze. - Mój brat Harry jest chory - odpowiedziała Meg. - Tracy idzie spróbować go przekonać, żeby pozwolił doktorowi zabrać się do szpitala. - Chory? - powtórzył Jon. - Dopiero co widzieliśmy go podczas lunchu. Co się stało? - Nie mam czasu, żeby tu stać i gawędzić z tobą, Jon - powiedziała szorstko Tracy. - Chodźmy, Meg -i dwie młode kobiety ruszyły biegiem na przełaj przez trawnik. Po chwili wahania Jon podążył za nimi. * * * Meg wiedziała, że postąpiła słusznie, sprowadzając Tracy, kiedy tylko zobaczyła twarz Harry'ego. Chociaż była ściągnięta bólem, pojawił się na niej wyraz, którego nie widziała wcześniej. - Paskudny ból głowy? - zapytała Tracy. -Mhm. Wyglądało na to, że nawet mówienie sprawia mu ból. ~254 - Lekarz będzie tu wkrótce, żeby cię zabrać do szpitala - powiedziała T r a - c y . - Da ci coś przeciw- bólowego, kiedy tam dojedziecie. Usta Harry'ego przybrały zacięty wyraz, który tak dobrze znała jego rodzina. - Nie jadę do szpitala. - Dlaczego nie? - zapytała Tracy groźnie. - Bo nie. Od progu odezwał się zdecydowany męski głos: - Ależ oczywiście, jedziesz. Meg odwróciła się i posłała doktorowi Websterowi nerwowy uśmiech. - Dziękuję za przybycie, doktorze Webster. - Zmarnowałeś czas, Jamesie - powiedział Harry. - Nie jadę do szpitala. Webster, który był lekarzem Harry'ego od czasu, gdy ten złamał sobie rękę podczas gry w rugby w Eton, podszedł do łóżka. Był siwowłosym mężczyzną około pięćdziesiątki i wyglądał na dobrze prosperującego domowego lekarza. Rzeczywiście nim był. - Masz poważne wstrząśnienie mózgu, Harry -powiedział ponuro. - Nie powinni byli cię wypisać ze szpitala. Tracy podała mu rękę. - Harry zastraszył lekarza. Jak się pan miewa, doktorze Webster? Jestem Tracy Collins. Twarz Webstera przybrała nieco głupkowaty w y -raz, który Meg zauważała u wszystkich mężczyzn, kiedy patrzyli na Tracy