They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

To był rodzaj pokuty za wodę, którą zamierzała zużyć. Czuła się zbyt zmęczona jak na piątą po południu, więc usiadła na orzechowym krześle dopasowanym do starego dębowego biurka, którego używał jej ojciec. Pierwszą rzeczą, która rzuciła się jej w oczy, była odręcznie napisana wiadomość, którą sama sobie zostawiła dziesięć miesięcy temu, przypi-nająć do półki „Druga rata kredytu 15.01". Choć tak naprawdę nie przejmowała się tym, przez chwilę patrzyła na notatkę. Mimo wielu pokus nie ruszyła pieniędzy, które odłożyła na spłatę raty wraz z odsetkami. Sprzedaż połowy bydła była dla niej bole-1 snym ciosem, ale dzięki temu starczyło gotówki na utrzymanie rancza bez nadszarpnięcia funduszu, który odłożyła na spłatę pożyczki i drążenie studni. Wzdychając, wyciągnęła księgi i zaczęła nadrabiać zaległości w fakturach. Posiedzę przy tym godzinkę - obiecała sobie - a potem cudowna, długa, gorąca kąpiel. Prezent urodzinowy. 127 Dotrzymywała obietnic, nawet tych złożonych samej sobie. Zwłaszcza tych. Po godzinie spędzonej przy księgowaniu i godzinie w parującej kąpieli, poczuła się odrobinę... cięższa. Powolnymi ruchami wytarła ręcznikiem ciało, potem włosy. Wklepała pachnący krem w skórę i poszła do sypialni. Na łóżku leżały czyste rzeczy, które przygotowała przed wejściem do wanny. Popatrzyła na nie i poczuła coś w rodzaju buntu. Nagle doszła do wniosku, że ma dość dżinsów, koszuli i roboczych butów. Zapragnęła pieszczoty miękkiej tkaniny, zapragnęła spojrzeć na siebie i zobaczyć swoje długie nogi ubrane jedynie w jedwabistą skórę. Zapragnęła wyglądać jak kobieta, poczuć się nią. - A dlaczego by nie? - spytała ciszę. - Przecież jestem sama. Mason nie będzie się śmiał na jej widok. Nagle smutno westchnęła, uświadamiając sobie, że ma tak mało okazji, żeby się pośmiać, potańczyć i poflirtować. Nie będzie tu Ria, który by na nią patrzył i zastanawiał się, czy nie próbuje go uwieść kobiecymi ciuchami i zapachami, wyczuwalnymi tylko dla mężczyzny, który się do niej tak zbliży, że muśnie jej skórę. Dziś wieczorem jest tytko kobietą. Może się ubrać tak, jak ma na to ochotę. Dłońmi, które już prawie zapomniały, jak to się robi, Hope nałożyła delikatny makijaż, podkreślając kształt lekko skośnych oczu i wydatnych ust. Potem wyciągnęła z szafy długą suknię z francuskiego aksamitu, tak delikatnego i miękkiego, że można go było pomylić z brzoskwiniową fakturą j edwabiu. Intensywna leśna zieleń materiału uwydatniała nieuchwytną zieleń jej oczu. Po chwili wahania upięła włosy w skomplikowaną fryzurę. Kolczyki z samorodka złota, które założyła, należały kiedyś do prababci. Był to prezent od mężczyzny, który wrócił do domu w czasach gorączki złota w rejonie Klondike. Wybrała pantofle na wysokim obcasie z odkrytą piętą podkreślające linię zgrabnych nóg. Same nogi kusząco odsłaniało rozcięcie na boku. Suknia miała tylko pozornie typowy krój. Był to jeden z tych ciuchów, w których robiła furorę, będąc modelką. Nigdy nie żałowała, że kupiła tę suknię, mimo szokująco wysokiej ceny. Już nieraz pieszczota aksamitu podniosła ją na duchu, kiedy była w podłym nastroju. Tak jak dziś. Kiedy Hope spojrzała w lustro, zobaczyła kogoś, kogo nie rozpoznała. Odbicie ukazywało elegancką kobietę, która świetnie by pasowała do 128 świata błyskotek i świateł. Ale wybrała życie w Dolinie Słońca i nigdy nie obejrzała się za siebie. Nawet teraz, kiedy była sama na upadającym ranczu. - Mam nadzieję, że moja kolacja urodzinowa mnie doceni - powiedziała rozbawiona do swojego odbicia w lustrze. - Nie każdy posiłek ma zaszczyt bycia zjedzonym przez kogoś ubranego w tak ekskluzywną piżamę! Sama myśl o przygotowaniu kolacji w tak eleganckim stroju wydawała się szaleństwem, ale w tej chwili Hope czuła się nieco szalona. Zbyt długo, zbyt mocno i na zbyt wiele sposobów się ograniczała. Potrzebowała odpoczynku od ustawicznej presji, na jaką skazywało ją jej ranczo i głupie serce. Poszła do kuchni i otworzyła butelkę chardonnay, która czekała w lodówce na dzień, kiedy Rio odnajdzie wodę - na dzień, który jeszcze nie nadszedł. Ten dzień mógł nigdy nie nadejść. To było coś, o czym wolała teraz nie myśleć. Zamartwianie się wcale by jej nie pomogło, a tylko popsułoby jej humor. Nalała sobie kieliszek wina, głęboko wciągnęła aromat i delektowała się zapachem wyśmienitego chardonnay. Znów wzięła głęboki oddech, w pełni upajając się tą chwilą. Za oknami szlochał wiatr, jakby niezadowolony z tego, że zamknięto mu drzwi przytulnej kuchni. Wyjmując z lodówki kurczaka, cicho wtórowała wiatrowi, nucąc smutną melodię. Nożem, który Rio naostrzył tak, że krawędzie aż błyszczały, wycięła pierś i szybkimi ruchami oddzieliła ją od kości. Ostrze cięło gładko, krojąc mięso z łatwością. Nawet Mason był pod wrażeniem tego noża. Groził, że go wykorzysta zamiast swojej niezwykłej brzytwy. Rio obiecał, że ogoli go raczej nożem do masła. Bardzo tępym. Uśmiechając się na to wspomnienie, Hope odłożyła nóż, opłukała ręce i sięgnęła po kryształowy kieliszek. Płacz wiatru wznosił się coraz wyżej, a potem opadł w chwilową ciszę. Kiedy dotknęła ustami wina, usłyszała przytłumiony warkot jakieś pojazdu wjeżdżającego na podwórze. Rio! Wrócił wcześniej! Kieliszek niepokojąco zadrżał w jej dłoni, jego zawartość o mało nie wylała się na aksamitną suknię. Hope usłyszała trzaśniecie drzwiczek, potem tupot ciężkich butów na schodach i odgłos otwierania drzwi wejściowych. Ogarnęła ją taka fala pożądania, że aż zadrżała. I wtedy do kuchni wszedł John Turner, jak gdyby był właścicielem tego domu i wszystkiego, co się w nim znajdowało. 9-Pięknamarzycielka Rozdział ló Hope była tak zła i rozczarowana, że aż zawirowało jej w głowie. - Słyszałeś kiedykolwiek o pukaniu do drzwi? - spytała chłodno. Wiatr znów zawiał z tak potężną siłą, że dom zadrżał. Podmuch zgrzy-tliwie szeptał, ocierał się o szyby i ścianę długim westchnieniem, które przemieniło siew niski szloch zagłuszający wszystkie odgłosy z zewnątrz, zwiększając poczucie izolacji. Turner uśmiechnął się drapieżnie z zadowoleniem, którego nawet nie starał się ukryć. - Laleczko, ranisz mnie. Tak witasz narzeczonego w swoje urodziny? Mam dla ciebie prezent. Hope przypomniała sobie wieczór sprzed ośmiu lat, kiedy nauczył ją, jaki może być bezwzględny i silny. Turner zauważył elegancką zieloną suknię, półosłoniętą pokusę długich nóg, podkreślone makijażem oczy i usta. Była kobietą ubraną dla kochanka. I wiedziała, że przyjdzie. - Dla kogo tak się odstawiłaś? - wycedził