Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Nie zapali - oznajmi³ Johnny. - To karburator czy jakoœ. To, co zawsze sprawia k³opoty. M³odszy, Tom, spojrza³ na niego z ukosa. W powietrzu wyczuwa³o siê zmiany: dot¹d obaj byli tylko podejrzliwi, teraz zaczêli czuæ siê niepewnie. - Sk¹d wiesz? - spyta³ Tom. Johnny otworzy³ usta i zamkn¹³ je z powrotem. Przecie¿ nie móg³ im powiedzieæ, ¿e czuje czas, ¿e wie, i¿ gdyby zdo³a³ w³aœciwie zogniskowaæ wzrok, zobaczy³by to, co chce, gdy¿ przesz³oœæ i przysz³oœæ by³y tu¿, za rogiem, powi¹zane z teraŸniejszoœci¹ miliardem po³¹czeñ. Czu³, ¿e prawie mo¿e wskazaæ, gdzie to jest: nie w górze czy w dole, ale pod w³aœciwym k¹tem w stosunku do wszystkiego innego. - Oni s¹ ju¿ w drodze - powiedzia³. - Bêd¹ tu za pó³ godziny. - Jacy oni? Co bêdzie za pó³ godziny? - Blackbury zostanie zbombardowane - oznajmi³a Kirsty. Zagrzmia³o. - Tak s¹dzimy - doda³ Yo-less. - Piêæ samolotów- powiedzia³ Johnny i otworzy³ oczy. Wszystko wskoczy³o na swoje miejsce i wszyscy mu siê przypatrywali, ale ka¿de z nich otacza³a jakby mg³a, a gdy siê ktoœ poruszy³, w œlad za nim porusza³y siê obrazy, zupe³nie jak œrednio widowiskowe efekty specjalne. - To przez burzê i chmury - wyjaœni³ - bêd¹ myœleli, ¿e s¹ nad Siatê, a zrzuc¹ bomby na Blackbury. - Tak? A sk¹d wiesz? Powiedzieli ci? - Pos³uchaj, durniu! - Kirsty naprawdê siê wœciek³a. - Gdybyœmy byli szpiegami, to po co byœmy ci to wszystko opowiadali? Pan Hodder w odpowiedzi otworzy³ drzwi. - Idê do doktora zatelefonowaæ - oznajmi³. - A potem mo¿e zdo³amy stwierdziæ, co tu siê dzieje. - A co z bombowcami? - nie ustêpowa³a Kirsty. Z pó³nocnego wschodu zagrzmia³o, ale poza tym s³ychaæ by³o tylko deszcz. - Z jakimi bombowcami? - spyta³ pan Hodder i wyszed³, trzaskaj¹c drzwiami. Johnny siad³, opieraj¹c g³owê na d³oniach i mrugaj¹c rozpaczliwie, by pozbyæ siê migaj¹cych obrazów. - Lepiej, ¿ebyœcie sobie poszli - odezwa³ siê Tom. -To niezgodne z regulaminem, ¿eby tu siedzieli cywile... Johnny zrezygnowa³ z mrugania - bombowce, które widzia³, za nic nie chcia³y znikn¹æ. Siêgn¹³ po le¿¹ce na stole karty do gry. - Dlaczego s¹ na nich bombowce? - spyta³. - Do czego one s¹? - Co? No... do gry, a bombowce po to, ¿eby ³atwiej nauczyæ siê rozpoznawaæ samoloty. - Tom uwa¿a³, by ca³y czas od Johnny'ego oddziela³ go stó³. - Jak siê nimi gra, jakoœ tak samo siê zapamiêtuje... - Uczysz siê podœwiadomie - uzupe³ni³a Kirsty. - Nie, uczysz siê, graj¹c tymi tu kartami - poprawi³ j¹ desperacko Tom. Na zewn¹trz ktoœ próbowa³ uruchomiæ motorower. Johnny wsta³. - Dobrze, udowodniê ci. Nastêpn¹ kart¹, któr¹ podniesiesz, bêdzie... - Przed oczyma pojawi³o mu siê tyle obrazów, i¿ stwierdzi³, ¿e skoro pani Tachyon widzi w ten sposób przez ca³y czas, to nie doœæ, ¿e jest wszêdzie, ale w dodatku i tak zachowuje siê naprawdê sensownie. Na zewn¹trz ktoœ jeszcze usilniej próbowa³ uruchomiæ motorower. - ...nastêpn¹ kart¹ bêdzie pi¹tka karo. - Nie rozumiem, po co mam ci w ogóle pokazywaæ karty. - Tom spojrza³ nerwowo na Kirsty, która tak ju¿ dzia³a³a na ludzi. - Boisz siê? - spyta³a s³odko. Bez s³owa z³apa³ pierwsz¹ z brzegu kartê i uniós³ j¹. - Pi¹tka karo - potwierdzi³ powa¿nie Yo-less. Johnny skin¹³ g³ow¹. - Nastêpny bêdzie... walet kier. By³. Na zewn¹trz do odg³osów nieskutecznego odpalania motoroweru do³¹czy³y soczyste przekleñstwa. - To sztuczka - oburzy³ siê Tom. - Któreœ z was poustawia³o karty. - To je przetasuj, jak chcesz... - odpar³ Johnny. -A i tak nastêpn¹ bêdzie dziesi¹tka trefl. - Jak ty to robisz? - zainteresowa³ siê Yo-less, przygl¹daj¹c siê dziesi¹tce trefl. - Hm... To tak jak... pamiêtam, ¿e j¹ widzia³em. - Pamiêtasz, zanim j¹ naprawdê zobaczysz? - zdziwi³a siê Kirsty. Na zewn¹trz odg³osy uruchamiania motoroweru zosta³y zag³uszone przez wyszukane przekleñstwa. - Uhm... no, mo¿na tak powiedzieæ. - Prekognicja - ucieszy³a siê nie wiedzieæ dlaczego Kirsty. - Jesteœ pewnie urodzonym medium... takim od seansów spirytystycznych... - Nie lubiê alkoholu - b¹kn¹³ Johnny, ale nikt go nie s³ucha³. Kirsty bowiem skupi³a siê na Tomie, a Yo-less na Kirsty. - Widzisz?! - spyta³a jadowicie. - Teraz nam wierzysz? - To mi siê nie podoba! To nie jest normalne... A poza tym i tak nie ma telefonu... Drzwi otwar³y siê z hukiem, wpuszczaj¹c wœciek³ego pana Hoddera