Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Namawiał mnie, żebym wróciła do domu. Bardzo był miły. Kiedy mu wytłumaczyłam, że nie mogę, okazał mi dużo życzliwości i zrozumienia. - A powiedziałaś mu dlaczego? - spytała Faye zazdrośnie. - Jasne, że nie. Przypuszczasz, że mogłabym powiedzieć jemu, jeżeli nie mówię tobie? Nie bądźże niemądra, kochanie. Jesteś taka śmieszniutka dziewczynka! Faye uśmiechnęła się i z zadowoleniem wtuliła w fotel. Kate miała twarz spokojną, ale pamiętała każde słowo tamtej rozmowy. Właściwie szeryf dosyć jej się podobał. Był bardzo bezpośredni. Zamknął wtedy drzwi jej pokoju i obrzucił go szybkim, uważnym spojrzeniem dobrego policjanta. Nie było tam żadnych fotografii ani tych osobistych drobiazgów, które coś mówią o człowieku - nic, tylko suknie i pantofle. Usiadł na jej małym trzcinowym bujanym fotelu i pośladki zwisły mu po obu stronach. Palce jego dłoni spotkały się niby na naradę, rzekłbyś ugwarzając z sobą na modłę mrówek. Zaczął mówić obojętnym tonem, nieomal tak, jakby go niezbyt interesowały własne słowa. Może to właśnie zrobiło na niej wrażenie. Z początku przybrała swój z lekka głupawy, sztucznie skromny wyraz twarzy, ale już po pierwszych zdaniach dała z tym spokój i zaczęła wiercić szeryfa wzrokiem, starając się odgadnąć jego myśli. On ani nie patrzał jej w oczy, ani nie unikał ich spojrzenia. Była jednakże świadoma, że obserwuje ją tak samo jak ona jego. Poczuła jego spojrzenie przesuwające się po bliźnie na czole, zupełnie jak gdyby jej dotknął. - Nie chcę spisywać żadnego protokołu - mówił spokojnie. - Od dawna już jestem na urzędzie. Jeszcze jedna kadencja wystarczy. Wie pani co? Gdyby to było piętnaście lat temu, zacząłbym śledztwo i pewnie znalazłbym coś nie bardzo przyjemnego. - Chwilę czekał na jakąś reakcję z jej strony, ale nie zaprotestowała. Z wolna pokiwał głową. - Nie chcę nic wiedzieć - ciągnął. - Chcę tylko spokoju w tym okręgu, ale spokoju pod każdym względem, to znaczy, żeby ludzie mogli spać po nocach. Otóż nie poznałem jeszcze pani męża - ciągnął, a ona wiedziała, że zauważył lekkie drgnięcie jej napinających się mięśni. - Słyszę, że to bardzo miły człowiek. I podobno mocno oberwał. - Na chwilę spojrzał jej w oczy. - Nie chce pani wiedzieć, jak ciężko go pani zraniła? - Owszem - powiedziała. - Ano, wróci do zdrowia... rozwaliło mu ramię, ale przyjdzie do siebie. Ten Chiniec bardzo dobrze nim się opiekuje. No, oczywiście, nie myślę, żeby w najbliższym czasie mógł coś podnosić lewą ręką. Czterdziestka czwórka wywala cholerną dziurę w człowieku. Gdyby nie to, że Chiniec wrócił, mąż skrwawiłby się na śmierć, a pani siedziałaby u mnie w więzieniu. Kate wstrzymywała oddech starając się wyłowić jakąś zapowiedź tego, co miało nastąpić, lecz nie słyszała nic takiego. - Bardzo mi przykro - powiedziała spokojnie. Oczy szeryfa spojrzały na nią bystro. - Teraz pani po raz pierwszy zrobiła błąd - powiedział. - Wcale pani nie jest przykro. Kiedyś znałem kogoś takiego jak pani... powiesiliśmy go dwanaście lat temu przed okręgowym więzieniem. Dawniej robiło się tu takie rzeczy. W małym pokoiku, gdzie stało ciemne mahoniowe łóżko, umywalka z marmurowym blatem oraz miednicą, dzbankiem i szafeczką na nocnik - gdzie tapety bez końca powtarzały małe różyczki i różyczki - w tym małym pokoiku zrobiło się cicho, jak gdyby coś wyssało z niego wszelki dźwięk. Szeryf przypatrywał się obrazkowi przedstawiającemu trzy cherubinki - same kędzierzawe główki o czystych oczach i skrzydełkach nie większych od gołębich, a wyrastających z miejsca, gdzie powinna była znajdować się szyja. Zmarszczył brwi. - Dziwny obrazek jak na burdel - powiedział. - Zastałam go tu - odrzekła Kate. Najwyraźniej wstępna część rozmowy dobiegała już końca. Szeryf wyprostował się, rozplótł palce i chwycił dłońmi poręcze fotela. Nawet jego pośladki ściągnęły się nieco. - Zostawiła pani dwoje dzieci - powiedział. - Małych chłopaczków. Niech pani będzie spokojna. Nie mam zamiaru namawiać pani do powrotu. Nawet dużo bym dał, żeby panią od powrotu powstrzymać. Zdaje mi się, że wiem, jaka pani jest. Mógłbym zwyczajnie przepędzić panią przez granicę okręgu, poprosić sąsiedniego szeryfa, żeby też panią przepędził, i tak dalej, ażby pani chlupnęła prosto do Oceanu Atlantyckiego. Ale nie chcę tego robić. Obojętne mi, jak pani żyje, byleby mi pani nie sprawiała kłopotu. Kurwa to kurwa. Kate zapytała spokojnie: - Więc czego pan chce? - O, to już lepiej - odparł szeryf. - A chcę tego: widzę, że pani zmieniła nazwisko, więc proszę, żeby pani zatrzymała to nowe. Zdaje się, że pani wymyśliła sobie jakieś miejsce, z którego pani rzekomo pochodzi. No więc pochodzi pani właśnie stamtąd