Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Mason uścisnął wyciągniętą dłoń i przysiadłszy na krawędzi kontuaru, powiedział: - Mam mało czasu, Karl. Chciałbym cię o coś zapytać. - Ja, ja! O Fräulein, która przyszła z kanarkiem, hę? Mówiła, że pan mecenas ją przysłał. Pan pewnie chce coś wiedzieć o kanarku? Mason kiwnął głową. - To dobry kanarek - ocenił Helmold. - Wart niezłą sumkę. Pięknie śpiewa. - Wydawało mi się, że coś mu się stało w nóżkę - podpowiedział prawnik. - Ja. To nic takiego. Za krótko obcięte pazurki na prawej nóżce. Dziś on kuleje. Jutro kuleje. Pojutrze nic mu nie jest. A jeszcze następnego dnia nikt nie pozna, że coś mu dolegało. - A co z lewą nóżką? - zapytał Mason. - Pazurki na lewej nóżce są ładnie przycięte, wszystkie poza jednym. Ten jeden jest w ogóle nie tknięty. Nie rozumiem tego. - Czy pazurki obcięto mu dzisiaj? - dociekał prawnik. - Ja ja. Na grzędzie widać ślady krwi ze zranionej nóżki. Ja, zrobiono to dzisiaj. - Ta młoda dama chciała, żeby kanarek został tutaj? - Ja. - Na jak długo? Gruby właściciel sklepu wzruszył ramionami i powiedział: - Nie wiem. Nie mówiła tego. - Na jeden dzień? Helmold szeroko otworzył oczy ze zdumienia. - Pan żartuje, nicht wahr? Jeden dzień! Cóż by to był za interes? - Chcą wiedzieć - upierał się Mason. - Czy powiedziała, że kanarek ma tu zostać tylko do jutra? - Ach, nie. Policzyłem jej za miesiąc i ona za tyle zapłaciła. Rozumie pan, panie mecenasie, nawet nie za tydzień: za miesiąc. Mason zsunął się z kontuaru. - W porządku, Karl - powiedział. - Chciałem to tylko sprawdzić. - Dziękuję, że pan ją do mnie przysłał. Może pewnego dnia ja będę mógł zrobić coś dla pana... - Możliwe - przyznał Mason. - Jakie nazwisko podała? - Nazwisko? - Tak. Helmold wszedł do biura, przekartkował jakąś księgę i wrócił z wizytówką w ręku. - Nazywa się Mildred Owens. Podała adres: poste restante, Reno. Przenosi się do Reno i za jakiś czas przyśle po ptaszka. Ale nie potrwa to dłużej niż miesiąc. Uśmiech rozjaśnił twarz adwokata. - To dobra wiadomość? - spytał Helmold, zerkając znad okularów. - Bardzo dobra - przyznał Mason. - Widzisz, Karl, zaczynałem już myśleć, że przeczucie mnie zawiodło. Teraz czuję się o wiele lepiej. Opiekuj się tym ptaszkiem. - Ja, ja. Będę się opiekował. Chciałby się pan rozejrzeć i... - Nie dzisiaj, Karl. Wpadnę innym razem, teraz się śpieszę. Helmold dobrotliwie pokiwał głową i odprowadził Masona do drzwi sklepu. - Jak tylko będę mógł coś zrobić dla pana mecenasa, proszę mi powiedzieć. To będzie dla mnie przyjemność. Ta rozmowa o kulawym kanarku... - machnął ręką. - To nic nie znaczy. Chciałbym móc zrobić coś konkretnego. Mason zostawił właściciela sklepu kłaniającego się i rozpływającego w uśmiechach, a następnie poszedł do fryzjera, gdzie go ogolono, zrobiono masaż i manikiur. Zazwyczaj, gdy fryzjer okładał mu twarz gorącymi ręcznikami, Perry relaksował się i zapadał w dziwny stan zawieszenia między jawą a snem. Jego wyobraźnia działała wtedy dużo sprawniej, dzięki czemu potrafił dostrzegać różne aspekty sprawy z krystaliczną wprost jasnością. Lecz tym razem gorące ręczniki nie pobudziły w nim żadnych nowych myśli. Kanarek był kulawy. Jeden pazurek na lewej nóżce nie został przycięty, choć pozostałe skrócono we właściwy sposób. Natomiast pazurki na prawej obcięto zbyt krótko i dlatego kanarek okulał. Co więcej, Rita Swaine, zanosząc ptaszka do sklepu zoologicznego, była na tyle szczera, że powołała się na Masona, ale podała fałszywe nazwisko i adres. Dlaczego? Po skończonych zabiegach Mason wstał z fotela, poprawił krawat, zerknął na zegarek i leniwym krokiem wrócił do biura. Ulica, na której już zaczynały się korki, pełna była popołudniowych cieni. Skręciwszy za róg. korytarzem prowadzącym z windy, zobaczył Dellę Street stojącą w drzwiach jego prywatnego gabinetu i energicznie machającą ręką. Przyśpieszył kroku, a sekretarka wybiegła mu na spotkanie. - Paul Drake zadzwonił na zastrzeżony numer - powiedziała szybko. - Twierdzi, że musi natychmiast z tobą porozmawiać. Mason przyśpieszył jeszcze bardziej. - Kiedy dzwonił? - Jest teraz na linii. Rozpoznałam twoje kroki na korytarzu. - Dzwoni po raz pierwszy? - Tak. - To może być ważna sprawa - stwierdził Perry. - Nie wychodź do domu, dopóki się nie dowiemy, o co chodzi - wbiegł do gabinetu i podniósł słuchawkę telefonu stojącego na biurku