Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Piękny i bogaty język degeneruje się, jest zanieczyszczony wpływami francuskimi i chińskimi. Miejscowa rozgłośnia radiowa, nadająca wiadomości w tym języku, ma spore trudności ze znalezieniem określeń na takie przedmioty, jak statek kosmiczny czy samolot odrzutowy. * Już po moim wyjeździe z Polinezji powołano w Papeete do życia Akademię Tahitańską, której głównym zadaniem ma być kultywowanie języka tahitańskiego. Czas kończyć te lingwistyczne rozważania, bo najwyższa pora odpowiedzieć sobie na następne pytanie: jakim środkiem lokomocji odbyć podróż po Tahiti? - Nie będziesz chyba podróżował pieszo? - śmieje się pan domu. - A co sądzisz o rowerze? - Mon cher, dawno minęły czasy, kiedy Tahiti objeżdżano konno lub na rowerze. Poza tym, to ryzykowne zabierać rower ze sobą. - Masz na myśli kradzież? - No... niezupełnie. Na Tahiti nie jest przestępstwem zabrać cudzy rower choćby spod czyjegoś domu, jeśli komuś, dajmy na to, spieszy się na schadzkę z dziewczyną w sąsiedniej wsi. "E mea haama", to wstyd - przyzna z uśmiechem Tahitańczyk, a po chwili uczyni to samo. Powiesz, że to kradzież? Ależ skądże! Toż to najzwyklejsza pożyczka! A że potem musisz szukać swej własności w szczerym polu lub na rogu jakiejś ulicy? "Aita peapea" - jeżeli nawet, to i tak nie jest to takie ważne. - Chcesz inny przykład? Kiedy Tahitańczyk odczuwa głód, sięga po najbliżej wiszący banan lub orzech kokosowy. Ale nikt nie usiłuje zbierać owoców na cudzej posesji, by je potem sprzedawać. Gorzej, gdy Tahitańczyka nakryją po "zrobieniu skoku na dyliżans" (tu: włamanie do sklepu), bo chciał wybrance swego serca sprezentować kieckę lub ładny wisiorek. Takiego zwą u nas "taata rimarima", czyli "człowiek o giętkich palcach", jak obrazowo język tahitański określa złodzieja. Do akcji wtedy wkracza sędzia trybunału. Oskarżony liczy na łagodny wyrok i ma rację. Tahitańska Temida jest tak pobłażliwa, że kara może być uważana wręcz za zachętę. Powiadają, że nawet rekin, gdy już podpłynie do Tahiti, łagodnieje... Zbrodnie na Tahiti są czymś niezwykle rzadkim. Więzienia nie są zbytnio przepełnione. Sędzia trybunału z alei Bruat nie może narzekać na przeciążenie pracą. W swej działalności ma do czynienia z przestępstwami pospolitymi, o nieszkodliwym charakterze. Ot, zwykłe bijatyki w portowej knajpie, spór o ziemię, drobne kradzieże. Czy tak będzie nadal? Nie wiadomo. Zgubny wpływ na młodzież wywierają filmy i telewizja, które do reszty niszczą stare tahitańskie obyczaje. Charlie wesoło i z humorem opisuje mentalność i nawyki mieszkańców archipelagu. Mnie, synowi mazowieckich równin, miesza się już w głowie od tego na prędce przyrządzonego pasztetu informacyjnego. Gospodarz naprawdę tyle wie o wyspach... Rendez_vous w Papeete Pierwszy tydzień w Papeete jest trochę nerwowy, gorący i szybko mija wśród wciąż nowych znajomych. Tyle jeszcze pozostało do obejrzenia, a każdy dzień przynosi coś nowego. Dość często wyjeżdżamy z Charliem do miasta. Odwiedzamy również stołeczny bazar. Przyjaciel stara się, aby jego pracująca żona nie miała dwóch posad i nie pracowała ponad siły