They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Czego pan sobie życzy? - Najmocniej przepraszam, że ośmielam się szanownego pana niepokoić - zaczął stroiciel błagalnym głosem - ale, niech mi pan wierzy, jestem człowiek schorowany, reumatyczny. Lekarze kazali mi ciepło trzymać nogi... - A więc, czego właściwie pan sobie życzy? - Widzi pan... - ciągnął stroiciel zwracając się do Sinobrodego. - Tego... dzisiejszej nocy raczył pan być w pokojach umeblowanych kupca Buchtiejewa... w pokoju numer 64... - No i co za cel tak zmyślać! - parsknął śmiechem król Bobesz. - W pokoju 64 mieszka moja żona! - Żona? Bardzo mi przyjemnie... - uśmiechnął się Murkin. - A więc pańska czcigodna małżonka właśnie wydała mi buty tego pana... Kiedy ten pan - stroiciel wskazał na Blistanowa - wyszedł od tej pani, zacząłem rozglądać się za moimi butami... wołam, uważa pan, numerowego, a numerowy powiada mi: "Ja, proszę pana, postawiłem pańskie buty w sąsiednim pokoju!" Przez pomyłkę, będąc w stanie nietrzeźwym, wstawił moje buty i pańskie buty do pokoju 64 - zwrócił się Murkin do Blistanowa - a pan, wychodząc od żony tego pana, włożył moje. - Co też pan? - bąknął Blistanow i zmarszczył brwi. - Przyszedł pan tu intrygi robić czy co? - Ależ nie! Broń Boże! Pan mnie źle zrozumiał... Chodzi mi tylko o buty! Pan przecież był łaskaw nocować w pokoju numer 64. - Kiedy? - Dziś w nocy. - A czy pan mnie tam widział? - Nie, nie widziałem - odparł mocno zmieszany Murkin siadając i szybko zdejmując buty. - Nie widziałem, ale małżonka tego tu pana wydała mi te tu pańskie buty... To znaczy, zamiast moich. - A więc jakie pan ma prawo, łaskawy panie, twierdzić coś podobnego? Nie mówię już o sobie, ale pan obraża kobietę, i to jeszcze w obecności jej męża! Za kulisami powstało straszliwe zamieszanie. Król Bobesz, obrażony mąż, zrobił się nagle purpurowy i z całej siły rąbnął pięścią w stół tak, że w sąsiedniej garderobie dwie aktorki zemdlały. - I ty w to wierzysz? - wołał Sinobrody. - Wierzysz temu łajdakowi? O-o! Chcesz, to zabiję go jak psa! Chcesz? Befsztyk z niego zrobię! Na proch go zetrę! I wszyscy, którzy tego wieczoru przechadzali się w miejskim parku koło Letniego Teatru, opowiadają teraz, że widzieli, jak przed czwartym aktem główną aleją od strony teatru uciekał bosy człowiek o żółtej twarzy, z przerażeniem w oczach. Gonił go człowiek w stroju Sinobrodego z rewolwerem w ręku. Co się dalej stało - nikt nie widział. Wiadomo tylko, że Murkin, po zawarciu znajomości z Blistanowem, dwa tygodnie leżał chory i do słów: "jestem człowiek schorowany, reumatyczny", zaczął dodawać: "byłem ranny"... Przełożyli Janina i Jan Brzechwowie TRAGIK Odbywał się benefis1 tragika Fienogienowa. Wystawiano Księcia Srebrnego . Benefisant grał księcia Wiaziemskiego, impresario Limonadow - bojarzyna Morozowa, pani Beobachtowa - Helenę... Przedstawienie przeszło wszelkie oczekiwania. Tragik dokazywał wprost cudów. Porywał Helenę jedną ręką i trzymając ją nad głową przenosił przez scenę. Krzyczał, syczał, tupał, rozdzierał kaftan na piersi. Odmawiając pojedynku Morozowowi, trząsł się na całym ciele tak, jak w rzeczywistości nikt się nigdy nie trzęsie, i dusił się chrapliwie. Teatr dygotał od oklasków. Aktorów wywoływano bez końca. Tragikowi ofiarowano srebrną papierośnicę i wieniec z długimi wstęgami. Panie powiewały chusteczkami, zmuszały panów do bicia oklasków... Wiele osób płakało. Najbardziej jednak przejęta i zachwycona grą artystów była Masza Sidorecka, córka miejscowego sprawnika. Siedziała w pierwszym rzędzie krzeseł razem z ojcem, nawet podczas antraktów nie mogła oderwać oczu od sceny, była pogrążona w głębokiej ekstazie. Jej szczupłe ręce i nogi drżały, oczy były pełne łez, twarzyczka stawała się coraz bledsza. Nic dziwnego! Masza była w teatrze po raz pierwszy w życiu! - Jakie to piękne! Jak oni cudownie grają! - zwracała się do ojca po każdym akcie, gdy zapadała kurtyna. - Jakże wspaniały jest ten Fienogienow! I gdyby ojciec umiał czytać w twarzach ludzkich, wyczytałby w bladej twarzyczce swej córki zachwyt graniczący z cierpieniem. Masza cierpiała - i z powodu gry aktorów, i samej sztuki, i całej atmosfery teatralnej. Kiedy w antrakcie orkiestra wojskowa zaczynała grać, Masza w zupełnym wyczerpaniu zamykała oczy. - Tatusiu! - zwróciła się do ojca podczas ostatniej przerwy. - Idź za kulisy i zaproś ich wszystkich do nas na jutrzejszy obiad. Sprawnik udał się za scenę, pochwalił aktorów za znakomitą grę, powiedział pani Beobachtowej komplement. - Przepiękna twarz pani aż się prosi, by przenieść ją na płótno. O, czemuż nie władam pędzlem! Po czym, stuknąwszy obcasami, zaprosił aktorów na obiad. - Przychodźcie wszyscy - szepnął - z wyjątkiem płci pięknej. Aktorek nie trzeba, bo mam dorosłą córkę. Nazajutrz odbył się u sprawnika obiad, w którym wzięli udział tylko impresario Limonadow, tragik Fienogienow i komik Wodołazow; reszta nie przyszła tłumacząc się brakiem czasu. Obiad był nudny