Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Był zaś wśród niego i święty starzec Choma, który wprawdzie już niedowidział, ale zawsze słyszał jeszcze trochę (później bowiem ogłuchł był zupełnie, jak wiadomo). Ten ci to prorok, posłyszawszy, że fałszywego Zwycięzcę przed sąd przywiedziono, począł był krzyczeć zaraz, bożym duchem uniesiony, że takiego zbrodniarza nawet sądzić się nie godzi, lecz od razu z woli ludu trzeba go ukamienować. Na ten głos ze wszystkich stron zawołano, aby więźnia wydać ludowi, który ma już dla niego przygotowaną nagrodę za wszystkie jego łotrostwa. Czcigodny i dostojny Sewin słuchał długo tych wołań w milczeniu, rozważając w duszy, co by mu czynić należało. Wreszcie gdy same z siebie ucichnąć nie chciały, domagając się owszem coraz natarczywiej wydania zbrodniarza, dał znak ręką, aby mu pozwolono głos zabrać. I wtedy przemówił mniej więcej w te słowa: Wielce szanowni obywatele i współziomkowie moi! Zebraliśmy się tutaj - sędzie - z polecenia rządzącego arcykapłana, Jego Wysokości Elema, aby rozważyć sprawę tego tu oto związanego człowieka, którego wydania właśnie się domagacie! Mieliśmy zamiar, uważnie wszystko zbadawszy, wysłuchawszy spokojnie świadectw i orzeczeń i tego nieszczęśnika nawet obrony, wydać wyrok sprawiedliwy, o którym w tej chwili sam jeszcze nie wiem, jak by był wypadł. Ale my wszyscy jesteśmy tylko sługami ludu i wola wasza jest dla nas prawem najwyższym. Wy zaś w oburzeniu srogim nie chcecie sądu i nie pozwalacie nam zgoła rozprawy zwykłym przeprowadzić porządkiem. Nie śmiem sądzić, o ile wola wasza jest słuszna i sprawiedliwa; wszakże tylko sługą waszym ja jestem. Cóż mi tedy czynić wypada? Nie mogę inaczej - a wiem, że razem ze mną myślą to wszyscy inni sędziowie - jak tylko w pokorze głosu waszego posłuchać i wolę wam uczynić. Oto oddaję podsądnego w ręce wasze; uczyńcie z nim wedle swego rozumienia i sumienia - a ja was proszę tylko, abyście byli z nim miłosierni. I dlatego niech zapomną właściciele, iż chciał on ich z majątków wyzuć, niechaj dostojni nie pamiętają, że prawa ich odwieczne naruszał, mężowie niech przepomną buntowania żon swoich, ojcowie - hańby swych córek i jadu w serca młodzieniaszków sączonego; niechaj mu wierni darują, iż religię świętą pokalał - niechaj nędzni przebaczą mu jego uwodzi-cielstwo i obietnic szalonych niewypełnienie, żołnierze - krew swych towarzyszów, na dalekich zamorskich błoniach na próżno rozlaną! Pamiętajcie, że chciał on może dobrego i że sąd może by go nawet uniewinnił, gdybyście zechcieli pozostawić zwykły bieg sprawiedliwości... zwłaszcza że Jego Wysokość arcykapłan Elem rad by pono ochronić dawnego swego przyjaciela i opiekuna, dzięki któremu wziął czapkę po ojcu waszym, Malahudzie, wygnanym naprzód, a potem niecnie zamordowanym. Wy jednak chcecie inaczej i niechaj się stanie wola wasza; O tym tylko nigdy nie zapominajcie, że nie my w tej chwili sądzimy człowieka, zwanego Zwycięzcą, ale wy sami! Czyńcie, co wam się podoba, ja jednak umywam ręce od tej sprawy; krwi jego nie będę winien - niech ona spada na was i na głowy dzieci waszych, jeśli tak chcecie! To powiedziawszy, dostojny Sewin zakrył twarz połą szaty i trwał tak kęs czasu w milczeniu. Kiedy oczy odsłonił na nowo. Zwycięzcy na wozie już nie było. Lud porwał go, a uwiązawszy mu liny do nóg, wlókł go tak głową po bruku aż na morskie wybrzeże, kędy jest miejsce, zwane Przystanią Dobrego Oczekiwania. Tutaj wkopano w piasek słupiec ogromny, a rozdziawszy onego fałszywego Zwycięzcę z szat (które trzeba było rozcinać, aby je zedrzeć, gdyż obawiano się lin rozluźniać), nagiego do słupa przytroczono, tak iż się nie mógł poruszyć. Przyprowadzono też zarazem i morca jego ulubionego, imieniem Nuzar. Temu obiecano, iż z życiem będzie puszczony (nie masz obowiązku dotrzymywania obietnic wobec morców), jeśli drewnianym nożem rozpruje brzuch byłemu panu swojemu. On lepak wzbraniał się tego uczynić, wierząc nierozumnie, że pan jego, kiedy zechce, słup wyrwie z piasku i wszystkich pozabija. Nie bawiono się tedy z nim dłużej, lecz przewróciwszy na twarz, głowę mu w piasku zakopano, tak iż konając, wierzgał nader uciesznie sterczącymi do góry nogami. Teraz poczęto radzić, jaką by śmierć sławetnemu Zwycięzcy zgotować, który wisiał na słupie jakoby martwy, zamknął był bowiem oczy, nie chcąc na śmierć morca swojego patrzyć. Różni różne męki doradzali, tak że niepodobna się było porozumieć. Tymczasem gawiedź, długim oczekiwaniem zniecierpliwiona, zaczęła miotać na niego kamieniami, po czątkowo jeno dla rozrywki, a potem w coraz większym zapamiętaniu, aby go utłuc. On zrazu oczy otworzył i szarpnął się na linach, jakby się chciał urwać, ale przekonawszy się snadź, iż nie poradzi, obwisł bezwładnie i czekał śmierci, mamrotając jeno coś do siebie. Trwało to wszystko bardzo długo, gdyż ten Zwycięzca czaszkę miał twardą i skórę też znacznie grubszą od zwykłych ludzi, więc mu kamienie wielkiej szkody nie czyniły. I nie wiadomo jak by się to wszystko było skończyło, gdyby dobry duch nie był zesłał w on czas na miejsce to wspominanej już dziewicy, imieniem Ihezal. Ta, przyszedłszy, stanęła wprost przed kamienowanym, tak że on, oczy otworzywszy, dojrzał ją zaraz wśród tłumu. A taka w nim była nieczysta namiętność ku tej dziewczynie, iż na bliską śmierć swoją nie zważając, zaczął na nią wołać imieniem. Ona wtedy wyszła z ciżby i podeszła blisko ku niemu. Zaprzestano na chwilę rzucać kamieniami, aby i jej przypadkiem nie obrazić