They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Dlaczego? - zapytano. - Ponieważ Osedżowie słyszeli wszystko, o czym rozmawialiśmy. Prawdziwe szczęście, że nie wiedzą nic o naszych zamiarach co do Eagle-tail, bo o tym mówiliśmy nie tutaj, lecz poprzednio przy dużym ognisku. Wiedzą jednak, jakie mamy zamiary co do farmy Butlera. - Czy myślisz, że nas zdradzą? - Naturalnie! - Czyżby te łotry były zaprzyjaźnione z Butlerem? - Zaprzyjaźnieni czy nie, doniosą mu o tym, aby się na nas zemścić i zgotować nam gorące przyjęcie. - Racja! Wyruszamy rano! Chciałbym tylko wiedzieć, gdzie sie- dzą nasi ludzie, którzy ścigają wodza? - Dla mnie to także niepojęte! Gdyby Osedż szukał schronienia w lesie, to znaleźć byłoby go ciężko, a nawet niemożliwe; ślad jego jednak prowadzi na prerię, a konia nie miał. Musieli go chyba pochwycić. - Z pewnością. Ale w drodze powrotnej pewnie ich noc za- skoczyła i jutro rano natkniemy się na nich. W każdym razie znaj- dziemy ich ślady, bo poszli w tym samym kierunku, którego musimy się i my trzymać. Jednakże mówiący był w błędzie. Niebo, a raczej chmury postarały się o to, ażeby wszelkie ślady zostały zatarte, bo wkrótce spadł gwałtowny deszcz, trwający kilka godzin, który zmył ślady tak łudzi, jak i koni. 110 KU, Uncle i Anglik pospieszyli, o ile na to pozwalały ciemności, przez las czym prędzej do swoich koni. Jedynie zmysłowi orientacji obu myśliwych zawdzięczano, że nie zabłądzono, gdyż w nocy wzgó- rza i doliny jeszcze bardziej były do siebie podobne niż za dnia. Odwiązawszy konie, dosiedli ich, a luźne ujęli za lejce. Zaledwie to uczynili, usłyszeli, że Indianie nadciągają. - Ci trampowie są ślepi i głusi - rzekł Wielkie Słońce. - Wielu z nich powędruje do wiecznych ostępów, aby służyć duchom Osedżów. - Czy chcesz się pomścić? - zapytał Bili. - Czyż nie zginęło dziś ośmiu Osedżów, których śmierć musi być pomszczona? Czyż my, pozostali przy życiu, nie mieliśmy być umęcze- ni i zamordowani? Pojedziemy do wigwamów Osedżów, aby sprowa- dzić wielu wojowników. Potem pójdziemy śladami tych bladych twa- rzy, aby tylu z nich sprzątnąć ze świata, ilu Manitou odda nam w ręce. - W której stronie pasą się trzody Osedżów? - Ku zachodowi. - To musicie przejeżdżać koło farmy Butlera? - Tak. - A jak długo musicie jechać stamtąd, aby dostać się do swoich? - Pierwsze trzody można napotkać już po upływie połowy dnia, jeśK się ma dobrego konia i jedzie szybko. - To bardzo dobrze! Będziemy musieli się spieszyć, aby uratować farmę Butlera. - Co mówi mój brat? Butler jest przyjacielem i obrońcą Ose- dżów. Czy grozi mu jakieś niebezpieczeństwo? - Tak. Nie mówmy jednak teraz o tym. Musimy przede wszyst- kim jak najszybciej odjechać stąd, aby oddalić się z sąsiedztwa trampów. Mają oni jutro napaść na farmę: trzeba się tam udać, aby mieszkańców ostrzec. - Uff! Niech moi czerwoni wojownicy poprowadzą luźne konie, ażeby biali bracia mogli łatwiej iść za mną! Ludzie jego, posłuchawszy tego wezwania, wzięli do rąk zdobyte luźne konie; potem ruszono galopem pomiędzy niskimi wzgórzami i po śladach, które rano pozostawili wódz i jego prześladowcy. Ślady te prowadziły prosto w tym kierunku, gdzie leżała farma Butlera, do której Osedż chciał się dostać. Galopem! I to w takich ciemnościach! Nawet za dnia jodynie dla dobrze znającego tę okolicę było możliwe utrzymać się we właściwym kierunku bęc zabłądzenia w prerii falistej, lecz w nocy niezmylenie 111 drogi mogło uchodzić prawie za cud. Kiedy Anglik uczynił t"go rodzaju wzmiankę małemu Billowi, jadącemu obok niego, ten od- powiedział: - Tak, sir! Zauważyłem już wprawdzie, że i wy jesteście nie w ciemię bici, ale ujrzycie tu i usłyszycie, a także przeżyjecie jeszcze niejedno, czegoście przedtem nie uważali za możliwe. - Czy i wy nie zabłądzilibyście tutaj? - Ja? Hm! Prawdę mówiąc nie przyszłoby mi do głowy tak pędzić między te falujące pagórki. Jechałbym bardzo powoli i badałbym dokładnie zakręty każdej doliny z osobna. Mimo to jednak jestem pewny, iż jutro rano nie znalazłbym się na tym miejscu, do którego bym chciał się dostać. - To może się przecież przydarzyć także wodzowi? - Nie