They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Zmienił bieg, odwrócił się na siedzeniu i zerkając jednym okiem na drogę, drugim zaś na przysuwającą się bramę, ruszył tyłem. Nabierał prędkości, a klasztor zbliżał się coraz bardziej i bardziej. Kątem oka dostrzegł ruch na zadaszonym ganku z poręczą, obiegającym pierwsze piętro budynku - postać w mundurze feldgrau wspierając się mocno na nogach celowała z broni - i zrozumiał, że coś poszło okropnie nie tak. Czapka Alpenkorps nie wystarczyła, aby zmusić Niemca do zastanowienia, a może zauważył któregoś z tamtych - Macomber nie wiedział, co ostrzegło żołnierza. Wiedział natomiast, że w ciągu paru sekund padnie strzał, ale on musi zignorować groźbę niemal pewnej śmierci. Karabin wypali z odległości, z której nie sposób chybić, jeśli strzelający będzie na tyle rozsądny, aby zaczekać jeszcze parę sekund. Nie można spudłować, mierząc z wysokości do obiektu szybko rosnącego w celowniku. W czasie finiszowego pędu ku zamkniętej bramie Macomber stał się świadom wszystkiego wokół niego: pokrytej śniegiem ziemi, gdzie kamienie przebijały się poprzez biel; zaniedbania balkoników, na których odpadająca farba odsłaniała pociemniałe drewno; rozpiętego kołnierza strzelca alpejskiego na bramie, opierającego się o ścianę, kiedy mierzył z karabinu; spróchniałego drewna dużych podwójnych wrót; jakby zapleśniałej kopuły cerkwi znikającej z pola widzenia, gdyż mur urósł i ją przesłonił; wysokoobrotowego dudnienia silnika; metalicznego zgrzytu wirujących gąsienic... Wśród tych dźwięków usłyszał odgłos wystrzału karabinowego: ostry trzask, pierwszy strzał w rozpoczętym starciu - strzał oddany przez Graposa zza wielkiego głazu. Niemcem na balkonie rzuciło w stronę wjazdu. Potknął się do przodu, kiedy kula przeniknęła w głąb ciała, wyciągnął rękę, żeby się podtrzymać o rachityczną poręcz balkonu, osunął się do przodu całym swoim ciężarem - zbyt dużym, aby poręcz mogła go utrzymać - i opadł przez nią w momencie, gdy półgąsienicówka przebiła się przez wrota. Oba skrzydła wypadły z górnych zawiasów, wleciały do środka, a pojazd przetoczył się po nich i nadal jechał pod sklepieniem bramy w głąb podwórca. Macomber zamrugał z ulgą, usłyszał, jak coś grzmotnęło za nim, obrócił się szybko i zobaczył martwego Niemca skręconego na drugiej ławce. Półgąsienicówka pędziła dalej z rykiem wewnątrz wybrukowanego dziedzińca, który okazał się większy, niż go Szkot zachował w pamięci. Był to plac z platanem pośrodku, cerkwią po prawej, starą kamienną studnią nie opodal drzewa - plac wystarczająco duży, aby pomieścić niewielką armię. Ze wszystkich stron wyzierały okna, a galerie przebiegały wzdłuż wewnętrznych ścian na poziomie każdego piętra. Pojazd pędził w kierunku drzewa. Macomber zahamował, zmienił bieg, ruszył do przodu i zaczął grzmieć wokół placyku, kręcąc w różne strony kierownicą, jak gdyby półgąsienicówka wpadła w amok. Czapka strzelca alpejskiego była wyraźnie widoczna, tak samo jak niemiecki żołnierz z tyłu - żołnierz w skręconej pozycji, niemożliwy do zidentyfikowania. Macomber ukończył jeden nawrót, usłyszał dźwięki wystrzałów, zatoczył dziki zakręt w kształcie litery S wokół kościoła i pojawił się nagle po jego drugiej stronie. Znów skierował się na placyk i ponownie przyspieszył. Dla wszystkich w klasztorze półgąsienicówka stała się punktem hipnotycznego skupienia - przez cenne sekundy ich uwaga będzie odwrócona od tego, co może dziać się gdzie indziej. *** Gdy chmura rozwiewała się nad urwiskiem, Grapos wyskoczył ze stojącej półgąsienicówki i dał nura do żlebu wiodącego w kierunku klasztoru. Wąwóz był głęboki na siedem stóp, skrywał więc podążających nim ludzi przed wzrokiem ewentualnego obserwatora z murów klasztornych. Grek biegł na ugiętych nogach, trzymając w rękach karabin, ze zwojem liny zarzuconym na ramię. Kierował się w stronę jednej z wież wysuniętej z murów w ten sposób, że po stronie przeciwnej niż posterunek na bramie jej bok tworzył z murem prostokątny załom niewidoczny z klasztoru. Za Graposem szedł Prentice, któremu Ford niemal deptał po piętach. Ramię sierżanta sztabowego pulsowało ciągle tępym bólem, lecz dłoń miał sprawną i - co ważniejsze - mógł się posługiwać swym pistoletem maszynowym, choć trzymał go dość niezgrabnie. W pobliżu muru Grapos stanął i wychylił się do połowy ze żlebu. Wielki głaz osłaniał go od strony bramy. Będzie musiał zająć tę pozycję, aby osłaniać Macombera, kiedy już doprowadzi do celu współtowarzyszy. Opuścił się znów do żlebu, podbiegł do przodu i wygramolił się u podnóża muru. Byli teraz osłonięci przez załom i niewidoczni z dalszego odcinka muru - dopóki ktoś nie wyjdzie na balkon. Ford ulokował się w miejscu, skąd mógł obserwować opadający mur, a porucznik wpatrywał się w górę z przygotowanym do strzału pistoletem maszynowym. Przygotowanie liny do wspinaczki zajęło Graposowi mniej niż minutę. Był to sznur obciążony na końcu metalowym hakiem