They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Za karuzelą rośliny rosły jeszcze gęściej, zmuszając węd- 118 rowców do poruszania się gęsiego, jak dzieci zagubione w baś- niowym lesie. Kolce wyrośniętych róż darły na Jake'u ubranie. Jakimś cudem wydostał się na prowadzenie (zapewne dlatego, że Roland pogrążony był w myślach) i nagle zobaczył przed sobą Charliego Puf-Puf. Gdy zbliżał się do wąskich torów kolejki — tak wąskich, że musiała to być raczej zabawka niż pociąg — myślał o tym, co powiedział kiedyś rewolwerowiec: że ka jest jak koło, które zawsze doprowadza do tego samego miejsca. Prześladują nas róże i pociągi, pomyślał jeszcze. Nie mam pojęcia dlaczego. To pewnie kolejna za... Zerknął w lewo, jęknął: „Ochnamiłośćboską" właśnie tak, jakby to było jedno słowo, poczuł słabość w nogach i ciężko usiadł na ziemi. Jego własny głos zabrzmiał mu w uszach słabo, głucho. Nie stracił przytomności, ale widział świat jak przez mgłę; zdziczałe rośliny o wspaniałych kolorach wydawały mu się tak szare jak jesienne niebo. — Jake! Jake, co się stało?! — krzyknął Eddie głosem, w którym brzmiał prawdziwy strach, ale dobiegał on z bardzo, bardzo daleka, niewyraźny niczym kiepskie połączenie telefo- niczne aż z Bejrutem może, ale bardziej z Uranem. Roland chwycił go za ramię, jego dotyk jednak wydał mu się słaby, nierzeczywisty. — Jake? Co się stało, skarbie? Co się... — pytała Susannah, lecz i ona dostrzegła nagle to, co on zobaczył jako pierwszy. Umilkła. Umilkł Eddie. Dłoń Rolanda zsunęła się bez- władnie z ramienia chłopca. Stali wszyscy i gapili się przed siebie... z wyjątkiem niego, bo on siedział i się gapił. Pomyślał, że kiedyś pewnie wróci mu siła w nogach i będzie mógł wstać... ale kiedy mogłoby to nastąpić, nie wiedział. Na razie były niczym rozgotowany makaron. Pociąg stał ponad dwadzieścia jardów przed nimi, przy peronie stacji jak dziecinny model dworca, który opuścili przed chwilą. Z dachu dworca zwieszał się napis informujący: „To- peka", a sam pociąg niczym nie różnił się od Puf-Puf: wielkiej lokomotywy ze zderzakiem z przodu. Jake nie miał wątpliwo- ści, że gdyby starczyło mu sił, by podejść bliżej, zobaczyłby gniazdo mysiej rodziny w miejscu, gdzie siedział niegdyś 119 maszynista mający na imię — bez wątpienia — Bob. W komi- nie parowozu uwiła sobie gniazdo rodzina jaskółek; co do tego również nie miał najmniejszej wątpliwości. Ciemne, tłuste łzy, pomyślał Jake, przyglądając się maleń- kiemu pociągowi stojącemu przed maleńką stacją. Całe ciało pokryte miał gęsią skórką, jądra cofnęły mu się aż w pod- brzusze. W nocy płaczesz ciemnymi, tłustymi łzami, od których rdzewieje piękna, ozdobna latarnia. Ale w swoim czasie, mój Charlie, chętnie woziłeś dzieciaki, prawda? Przewiozłeś ich mnóstwo wokół Gage Parku i śmiały się, wszystkie się śmiały, wszystkie poza tymi mądrymi, które przejrzały cię na wylot; one się nie śmiały, lecz wrzeszczały... tak jak ja bym teraz wrzeszczał, gdybym tylko był w stanie. Siły powoli mu jednak wracały i gdy Roland podparł go pod ramię z jednej strony, a Eddie z drugiej, zdołał wstać. Zachwiał się, lecz utrzymał równowagę. — Niech wszyscy wiedzą, że doskonale cię rozumiem, chłopcze — powiedział Eddie. Mówił poważnie, twarz miał zaciętą. — Ja sam przed chwilą miałem wielką ochotę zemdleć. Przecież to pociąg z twojej książeczki. Kropka w kropkę. — Teraz już wiemy, skąd pani Beryl Evans zaczerpnęła pomysł na Charliego Puf-Puf— stwierdziła Susannah. — Albo tu mieszkała, albo odwiedziła Topekę przed tysiąc dziewięćset czterdziestym drugim rokiem, kiedy ta jej cholerna książeczka ukazała się drukiem. — I zobaczyła pociąg-zabawkę, wożący dzieci przez Ogród Różany Reinischa i dookoła Gage Parku — dodał Jake. Otrząsał się powoli ze skutków szoku. Jedynak... i przez niemal całe życie dziecko w gruncie rzeczy samotne... poczuł gwałtowny przypływ uczuć do przyjaciół. Widzieli to, co on widział, rozumieli, dlaczego aż tak się przeraził. Oczy- wiście byli ka-tet. — Nie odpowie na głupie pytania, nie bawi się w głupie gierki — powiedział z namysłem Roland. — Możesz iść, Jake? — Tak. — Jesteś pewien? -— spytał Eddie, a kiedy chłopiec skinął głową, przepchnął wózek Susannah przez tory. Roland poszedł za nimi. Jake stał jeszcze przez chwilę, wspominając sen: stoją 120 z Ejem na przejeździe, bumbler nagle skacze na tory i ob- szczekuje wściekle zbliżające się światła. Pochylił się i wziął Eja na ręce. Spojrzał na rdzewiejący pociąg, stojący nieruchomo przy peronie miniaturowej sta- cyjki, wpatrzony w niego ciemną latarnią niczym ślepym okiem. — Nie boję się — powiedział cicho. — Nie boję się ciebie. Raz, krótko, lampa błysnęła jaskrawym światłem, odpowia- dając na jego słowa: A ja wiem lepiej, mój kochany mały wypierdku. I zgasła. Nie widział tego nikt oprócz chłopca. Jake zerknął na Charliego, spodziewając się, że lampa błyśnie raz jeszcze; być może w głębi duszy spodziewał się, że pociąg ruszy, spróbuje go przejechać, ale nic się nie stało. Poszedł za przyjaciółmi, czując, że serce bije mu tak mocno, jakby chciało wyrwać się z piersi. Zoo w Topece (światowej sławy zoo w Topece, sądząc po oznaczeniach wskazujących drogę) pełne było pustych klatek i padłych zwierząt. Niektóre, uwolnione, zdołały uciec, inne pozdychały na miejscu. Dwie wielkie małpy nie opuściły wy- biegu oznaczonego nazwą „Goryle" i chyba zeszły, trzymając się za ręce. Z jakiegoś powodu na ten widok Eddiemu za- chciało się płakać. Od czasu gdy jego ciało oczyściło się z heroiny, miał pewne kłopoty z opanowaniem uczuć i wzruszał się łatwo. Przyjaciele sprzed lat z pewnością by go wyśmiali. Nieco dalej na ścieżce leżał martwy szary wilk. Ej podszedł do niego ostrożnie, obwąchał go, uniósł łeb na długiej szyi i zawył. — Jake, niech przestanie. Natychmiast. Zrób z tym coś, słyszysz? — nie wytrzymał Eddie. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że czuje zapach gnijącej padliny. Słaby, oczywiście, po długich miesiącach letnich upałów, ale na tyle wyraźny, by zebrało mu się na mdłości. Mimo iż nie pamiętał, kiedy jadł po raz ostatni