Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Czy mógłbym uprzejmie pana prosić, by zechciał pan ów ładunek zabrać ze sobą? - Oczywiście, że tak - odparł Jack. - Jestem panu nieskończenie zobowiązany za ów godny dżentelmena sposób, w jaki złożył mi pan tę propozycję. - Nie mnie powinien pan dziękować, drogi panie Aubrey, to nie miejsce i czas na osobiste zobowiązania. Jestem tylko rzecznikiem moich szanownych kolegów z Kompanii. Jakżebym chciał pomóc panu jako osoba prywatna! Gdyby istniał jakikolwiek sposób na osobiste odwdzięczenie się, byłbym doprawdy zobowiązany. Może byłby pan zainteresowany na przykład przesłaniem przesyłki do Anglii? Gdyby zechciał pan włożyć kilka tysięcy w akcje czarnej herbaty i angory, zyskałby pan z trzydzieści procent przed powrotem do domu. Wraz z kilkoma kuzynami regularnie wymieniamy lądem pocztę, kurier jest w tej chwili w drodze, a będzie przekraczał Suez. - Akcje angory - powiedział Jack zadumany. - Obawiam się, że w tych sprawach błądzę jak wśród mgieł na mieliznach. Powiem jednakże panu, Canning, na czym by mi zależało. Moja wdzięczność nie miałaby granic, gdyby pański człowiek zechciał zabrać dla mnie list w prywatnej sprawie. Dam go panu za dziesięć minut! To bardzo, bardzo miło z pańskiej strony! Pchnął Canninga w stronę Pullingsa, by ten sumiennie oprowadził go po okręcie i zwrócił jego szczególną uwagę na odcinek forkasztelu przed mocnicami pokładowymi i stan pachołków, po czym powrócił do swego listu. Kochana Sophie, oto najwspanialsza wiadomość na świecie! Otóż Kompania Wschodnioindyjska napycha mi okręt skarbami! Dostaniemy frachtowe, jak to się u nas w marynarce nazywa. Wytłumaczę Ci to później, to coś jak pryzowe, ale nie idzie do podziału, nawet admirał nie dostaje swojej działki, mimo że dalej jestem pod rozkazami admiralicji. Nie obiecano mi żadnej przytłaczającej sumy, lecz na pewno pomoże mi wyjść z długów i pozwoli kupić przytulną chatkę z akrem ziemi, może nawet dwoma. Proszę Cię zatem, byś jak najszybciej dostała się na Maderę, a do listu dołączam jeszcze kilka słów do Heneage'a Dundasa, który będzie zaszczycony, mogąc Cię przewieźć na pokładzie „Ethaliona”, jeśli dalej kursuje w tych stronach. Jeśli nie, z pewnością znajdzie kogoś z naszych wspólnych przyjaciół, kto się tam wybiera i podejmie się zadania. Nie trać ani chwili, suknię ślubną możesz zacząć szyć na pokładzie. Wielki mój pośpiech, lecz ma miłość jeszcze większa. Jack PS: Stephen ma się nieźle. Ścięliśmy się z Linois. Heneage, stary druhu! Jeśliś wciąż moim przyjacielem, przewieź, proszę, Sophie na Maderę. Jeśli sam nie możesz, zagadnij o to Clowesa, Seymoura, Rieu, kogokolwiek z naszych wspólnych, oddanych przyjaciół. Przewieź ją, proszę, choćbyś miał dla niej tyle wygód, co dla pomocnika bosmana, a moja wdzięczność nie będzie miała granic. Twój na wieki Jack Aubrey PS: „Surprise" miała starcie z liniowcem „Marengo", uzbrojonym w siedemdziesiąt cztery działa, ale odpłaciła Francuzowi z procentem. Ruszam na morze, jak tylko dziobowe węzłówki zaczną jakoś wyglądać. Ta przesyłka idzie lądem, dlatego też zapewne wyprzedzi mnie o kilka miesięcy. - List gotowy, proszę pana! - wykrzyknął, widząc ciemny kontur postaci Canninga w drzwiach kabiny. - Podpisany i zapieczętowany. Będę nieskończenie wdzięczny. - Nie ma problemu. Od razu przekażę go Atkinsowi, a ten zaniesie go kurierowi, zanim opuści on Kalkutę. - Atkinsowi? Temu od pana Stanhope'a? - Tak. Doktor Maturin dał mu instrukcje dla mnie. Zdaje się, że pan Atkins stracił oparcie po nieszczęsnej śmierci posła. Zna go pan dobrze? - Płynął z nami na „Surprise", ale ledwie co go widywałem. - W istocie? Ach, a to mi przypomina, że nie miałem jeszcze przyjemności rozmawiać z doktorem przez kilka ostatnich dni. - Ja również nie. Widujemy się jedynie na tych wspaniałych obiadach, lecz poza nimi Stephen jest niezwykle zajęty w szpitalu lub biega po okolicy, poszukując tygrysów i robaków. - Proszę przyprowadzić dla mnie słonia - oznajmił Stephen. - Natychmiast sahib! Czy sahib życzy sobie słonia czy słonicę? - Słonia. Ze słoniem lepiej dam sobie radę