They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Kilkaset kilometrów w zupełności wystarczyło. - Tak, masz rację - odparła Khouri. - Nie jest dobrze. - Nie jest - potwierdziła Pascale. - Też doszłam do podobnego wniosku. TRZYDZIEŚCI OSIEM Wnętrze Cerbera, 2567 Sylveste nazwał to pokojem cudów. Dość trafne określenie. Sylveste przebywa} tu niecałą godzinę - tak przynajmniej przypuszczał, choć od dawna nie zwracał uwagi na upływ czasu - i dosłownie wszystko, co widział, zasługiwało na miano cudu. Zdawał sobie sprawę, że nie wystarczy mu całego życia, by ogarnąć choćby część tego, co zawierało to miejsce, by pojąć, czym ono jest. Już kiedyś tak się czuł, gdy dostrzegł w perspektywie ogromny potencjał niepoznanej wiedzy, jeszcze nie ujętej w ramy teorii. Wiedział jednak, że tamte doznania były jedynie bladym cieniem tego, co czuł teraz. Miał tu spędzić zaledwie kilka godzin, nim pojawi się szansa powrotu. Co mógł robić przez te kilka godzin? Racjonalnie patrząc, niewiele, ale miał skafander wyposażony w sprzęt rejestrujący oraz własne oczy, musiał więc spróbować. Historia by mu nie wybaczyła, gdyby nie zrobił przynajmniej tyle. I co ważniejsze, sam by sobie tego nie wybaczył. Pchnął skafander do centrum komory, gdzie dostrzegł dwa obiekty: bliznę niezwykłego światła i rotujący wokół niej przedmiot przypominający klejnot. Gdy się do nich zbliżył, ściany komory zaczęły się poruszać, jakby zasysano go w obrotową ramę obiektów, jakby sama przestrzeń została wciągnięta w wir, jakby natura przestrzeni była płynna. Skafander przekazywał mu właśnie takie dane: ćwierkał szczegóły analizy zmian otoczenia. Wskaźniki kwantowe przybierały wartości z nowych, niezbadanych dziedzin. SyWeste pamiętał, że coś podobnego napotkał przy Całunie Lascaille’a. Tak jak wówczas, obecnie czuł się dość normalnie, jakby cała rzeczywistość podlegała procesowi przepisania, transliteracji, w miarę zbliżania się do klejnotu i jego promieniującego kompana. Trwało to kilka godzin i Sylveste zaczynał wątpić, czy poprawnie ocenił średnicę komory. Ale pozorna szybkość obrotowa klejnotu nieubłaganie spadała do zera, a ściany komory obracały się z zawrotną szybkością. Sylveste wiedział, że jest już blisko, choć klejnot nie wydawał mu się większy niż przedtem, gdy Sylveste ostrzegł go po raz pierwszy. Ciągle się poruszał i Sylveste’owi przypominał dziecięcy kalejdoskop; jego zmienne symeryczne wzory, wydobywane barwnymi błyskami światła, rozprzestrzeniały się w trzech - a może więcej - wymiarach. Od czasu do czasu obiekt wyrzucał w jego stronę ostrzegawcze iglice lub kolce - musiał robić uniki, ale odpierał ataki i w chwilach, gdy obiekt wydawał się przechodzić w fazę mniej aktywnej transformacji, nawet poddryfował bliżej. Sylveste zrozumiał, że jego życie nie zależy od starannego śledzenia wskaźników skafandra. Przeszedł już etap takich uproszczeń. - Według ciebie, co to jest? - spytał Calvin głosem cichym, niemal zespolonym z myślami Sylveste’a. To niemal były własne myśli Sylveste’a. - Miałem nadzieję, że zaproponujesz jakieś wyjaśnienie. - Wybacz, jestem całkiem wyprany z genialnych intuicji. Za wiele tego, życia by nie wystarczyło. Volyova dryfowała w kosmosie. Nie umarła, gdy „Melancholia” wybuchła, choć nie zdążyła na czas dostać się do komory pajęczej. Zdążyła przywdziać hełm, tuż zanim statek sczezł jak skrzydło ćmy w płomieniu świecy. Gdy wylatywała z wraku, Światłowiec w nią nie celował; ignorował ją, tak jak ignorował komorę pajęczą. Nie mogła tak po prostu umrzeć. Zdecydowanie nie było to w jej stylu. I choć wiedziała, że ma szansę bliskie zera i to, co robi, jest zupełnie pozbawione logiki, musiała przedłużyć te godziny, które jej pozostały. Zeskanowała swoje zasoby powietrza i mocy i stwierdziła, że wcale nie jest dobrze. Było bardzo źle! Pośpiesznie włożyła skafander, sądząc, że dotrze w nim przez hangar do promu, i tyle. Przedtem gdy leciała promem, nie pomyślała nawet o tym, by podłączyć go do jednego z modułów doładowujących. Dzięki temu teraz zyskałaby kilka dodatkowych dni, a tak miała przed sobą zaledwie parę godzin. Na przekór okolicznościom nie skończyła natychmiast całej sprawy. Wiedziała, że zapasy nie tak szybko się wyczerpią, gdy będzie spała, kiedy jej świadomość nie będzie potrzebna (zakładając oczywiście, że w przyszłości w ogóle kiedykolwiek jeszcze zrobi z niej użytek). Zaprogramowała więc skafander na dryfowanie w przestrzeni i kazała się obudzić tylko wówczas, gdy pojawi się coś ciekawego, albo - co bardziej prawdopodobne - zagrażającego życiu. W tej chwili została obudzona, więc na pewno coś takiego się wydarzyło. Spytała skafander, co się dzieje. Udzielił informacji. - Cholera - powiedziała Volyova. Omiótł ją radar „Nieskończoności”, ten sam, którym statek lokalizował prom tuż przed atakiem promieniami gamma. Sygnał radaru był silny - oznaczało to, że statek znajduje się w jej bezpośrednim sąsiedztwie, oddalony najwyżej o kilkadziesiąt tysięcy kilometrów. To jak splunąć - bez trudu namierzy tak duży cel, jakim teraz była Volyova, bezbronna, nieruchoma i wyrazista. Miała nadzieję, że statek okaże tyle przyzwoitości, by szybko z nią skończyć. Istniało przecież bardzo duże prawdopodobieństwo, że to ona sama skonstruowała broń, którą statek teraz zaatakuje. Nie po raz pierwszy przeklinała własną wynalazczość. Volyova uaktywniła nakładkę lornety skafandra i zaczęła przeglądać niebo w rejonie, skąd wysłano promień radaru. Początkowo widziała tylko czerń i gwiazdy, potem dostrzegła statek mały jak węgielek, ale zbliżający się z każdą sekundą. - To nie dzieło Amarantinów, prawda? Zgadzamy się co do tego. - Chodzi ci o ten klejnot? - Nazwij go jak chcesz. I nie oni stworzyli to światło. - Nie, to też nie ich robota. - Sylveste uświadomił sobie teraz, że czuje głęboką wdzięczność za obecność Calvina, choć to obecność iluzoryczna i złudna. - Nie wiemy, co to jest i co wiąże te rzeczy ze sobą, ale wiemy, że Amarantinowie to znaleźli. - Myślę, że masz rację. - Może nawet dokładnie nie rozumieli, co znaleźli. Ale z jakiegoś powodu musieli to zamknąć, ukryć przed resztą świata. - Zazdrość? - Może. Ale jak wyjaśnić ostrzeżenie, które nam przekazano, gdy tu zmierzaliśmy. Może zamknęli to, bo chcieli wyświadczyć przysługę reszcie Stworzenia, bo nie mogli tego zniszczyć ani przenieść w inne miejsce. Sylveste zastanawiał się przez chwilę. - Ten, kto to pierwotnie umieścił tu, wokół gwiazdy neutronowej, na pewno chciał, by te obiekty przyciągnęły czyjąś uwagę. Co o tym sądzisz? - Przynęta? - Gwiazdy neutronowe są dość powszechne, ale jednak egzotyczne, zwłaszcza dla kultury, która niedawno osiągnęła umiejętność lotów międzygwiezdnych