They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Jeszcze nie. Oburzony wychylił się z jaskini swego umysłu. Tłum przykucniętych ludzi o cierpiącym wyglądzie otaczał go ze wszystkich stron. Złote, srebrne i szare naszyjniki i teraz wszyscy potrafili odczuwać jego umysł w najbardziej niepokojący sposób. - Przestańcie, i to wszyscy - powiedział kłótliwym tonem. - To jest nieprzyzwoite, gdy... gdy ja... - Nie jesteś jeszcze całkiem gotów do odpłynięcia, synu. Trochę cię połatałem, na ile mogłem. Po prostu opowiedz nam, co się wydarzyło na tym konklawe zeszłej nocy. Co zamierza Aiken Drum? Dzieje się coś bardzo dziwnego. Od chwili gdy zostałem obalony, moje metafunkcje zostały zablokowane tak, by nie sięgały poza najbliższe otoczenie. Ale nie potrzebuję ich, by wyczuć drżenie ziemi i zmiany w lokalnych prądach tellurycz-nych oraz widzieć te anormalne chmury. Czy twój młody przyjaciel Aiken Drum babrał się w jakiś sposób w geologii Avenu? Bryan miał już szeroko otwarte oczy. Zaczął się śmiać, ale jego śmiech zmienił się w słabe pokasływanie. Szklanka z wodą dotknąła jego warg. - Wydaje mi się... że Aiken Drum ma już dość na głowie... by jeszcze wyczarowywać trzęsienia ziemi. - Osunął się na rękę Mistrza Rzemiosł. Przeszył go niezwykły ból. A co, jeśli teraz nie umrze? Pogardliwy głos. Raimo? Tak, to był Raimo Hak-kinen, biedaczysko. - On nam nie pomoże! O zachodzie słońca, gdy wrzucą tu następną partię przegranych, być może uzyskamy jakieś świeższe nowiny. Chociaż jaką nam to zrobi różnicę... - Sądziłem, że już nic mnie nie będzie obchodzić - powiedział Mistrz Rzemiosł. - Ale obchodzi! Jestem jednym z Pierwszych Przybyłych i wciąż mnie obchodzi wiele rzeczy! Jeśli istnieje prawdziwe niebezpieczeństwo, powinienem dać ostrzeżenie. Mój honor tego wymaga! Raimo Hakkinen wymruczał coś pogardliwym tonem. Inne głosy, inne myśli zaczęły chlupotać nieskoordynowanymi falami o mózg Bryana. Paru upartych natrętów dziobało te ruiny jak znudzone wampiry. - Naprawdę duże trzęsienie ziemi może rozwalić to urządzenie, a my uciekniemy! - rozległ się głos Raima. Okrzyki. Protesty. I jeszcze sondowanie. Ilu z obecnych tak go maltretowało? - Mercy - jęknął głośno. Coś na kształt ręki ze srebrnego i zielonego światła wymiotło wszystkie wścibskie umysły i pokazało mu, jak wznieść osłonę. Uczynił to. Lecz gdy odwrócił się, by ponownie zanurzyć się w jaskini, nie mógł jej znaleźć. Jego przerażony umysł i głos zgodnie zawyły: Mercy! Biegnij szukaj ścigaj ciemność okropnym światłem złotego naszyjnika gdziekolwiek ją dostrzeżesz uciekającą. Nie chciała na niego czekać. Odeszła. A on nie mógł umrzeć. - Mercy - wyszeptał ponownie i obudził się. Stary Mistrz Rzemiosł patrzył na niego ze współczuciem. Po długim czasie Bryan zapytał: - Gdzie jestem? Co to takiego? - Zwą ją - odrzekł Aluteyn - Wielką Retortą. Brede Oblubienica Statku prowadziła troje ludzi opuszczonymi korytarzami, głęboko wewnątrz tajnego skrzydła Domu Korekcji. Zostali uwolnieni od szarych naszyjników, ubrani w świeżą odzież i zupełnie nie potrafili się zorientować, kim ona jest ani czego od nich chce. - Moje imię nie ma znaczenia - powiedziała zamaskowana egzotka, zatrzymując się przed zamkniętymi drzwiami. - Jedyne co ma znaczenie, znajduje się za nimi, w tej chwili pogrążone w marzeniach o jaźni, ale wkrótce obudzi się. Brede wlepiła brązowe oczy w Basila. - Jesteś człowiekiem czynu i pomysłów. Za kilka krótkich godzin twoje talenty będą potrzebne. Gdy nadejdzie czas, będziesz wiedział co robić. Wszystko co będzie ci potrzebne, włącznie z mapami i wielu skomplikowanymi przyrządami, skonfiskowanymi chrononautom, znajdziesz zmagazynowane w szafkach tego pokoju. Gdy Oblubienica Statku zwróciła się do Wodza Burkę, jej nakrycie głowy odchyliło się do tyłu, a oczy zmrużyły się wesoło na widok podejrzliwej miny Indianina. - Ty zorganizujesz i poprowadzisz tych, którzy przeżyją. Będzie to trudne, gdyż znajdą się wśród nich pacjenci w Skórze, a nawet zdolni do poruszania się będą opierać się poleceniom człowieka o nagiej szyi. Mimo to poprowadzisz ich. Dłoń Brede spoczęła na ryglu drzwi. Egzotka zwróciła się do Amerie: - Twoje zadanie okaże się najtrudniejsze, gdyż będziesz musiała pomagać jej podczas straszliwego okresu dostosowywania się. Ale byłaś jej przyjaciółką i jedyną osobą pozostałą z pierwotnej grupy, do której Elżbieta może się zwrócić. Zrozumiesz ją nawet nie będąc metapsychiczką. Teraz nie jest jej potrzebne towarzystwo wtajemniczonego. Potrzebuje przyjaciela... i spowiednika. Drzwi otwarły się. Za nimi znajdował się duży, słabo oświetlony pokój, którego trzy ściany wykuto w litej skale. Przeciwległa ściana zaopatrzona była w długą, poziomą szparę, oszkloną, za którą widniała popołudniowa panorama Muriah i słone łachy na południu. Wzdłuż bocznych ścian stały szafki, zaś pośrodku niska prycza, na której leżała postać w czerwonym drelichu. - Pozostańcie tu do jutrzejszego poranka. Nie opuszczajcie tego miejsca przed świtem bez względu na to, co się wydarzy. Nie ujrzycie mnie więcej, bo muszę zejść na dół, by być z moim ludem w godzinie, którą przewidziałam. Gdy Elżbieta obudzi się, powiedzcie jej co następuje: „Teraz możesz już dokonać wolnego wyboru." Strzeżcie jej dobrze, bo wkrótce będzie najważniejszą osobą w całym świecie. Brede zniknęła im z oczu, tajemnicza do ostatniej chwili. Cała trójka wymieniła spojrzenia i wzruszenia ramion