Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
H. Carra, choć jego (nie podpisana) recenzja w „Times Literary Supplement" zawierała zarzuty „zbytniego uproszczenia". Była to jedyna moja książka, która znalazła - dość niechętne - uznanie władz sowieckich, prawdopodobnie dlatego, że w odróżnieniu od moich późniejszych prac nie atakowała najważniejszej dla nich sprawy: Lenina i legalności reżimu, który stworzył. W 1964 roku, po publikacji niektórych dokumentów archiwalnych na temat Stalina i jego sporów z Leninem, opracowałem uzupełnioną wersję tej książki. Była potem stale wznawiana, a w roku 1997 Harvard opublikował jej nowe, broszurowe wydanie. Książka ta przyniosła też efekt uboczny, dając mi okazję do zaprezentowania własnego cyklu wykładów. Zaaranżował to nowy członek kadry naukowej Wydziału Historii na Harvardzie, Robert („Bobby") Lee Wolff, specjalista od historii Bizancjum, który przybył na Harvard z Uniwersytetu Wisconsin. Wykazywał wielkie zainteresowanie historią Rosji i mną osobiście. Był człowiekiem wybitnym, miał niezwykłą wiedzę w różnych 78 Żyłem. Wspomnienia niezależnego Harvard 79 dziedzinach, w tym powieści wiktoriańskiej; opublikował później ich wzorcową bibliografię. Mianowany dyrektorem programu studiów o Związku Sowieckim, zaprosił mnie do wygłoszenia cyklu wykładów na temat narodowości sowieckich. Prowadziłem je w semestrze wiosennym, w latach 1953-1954. (W latach 1955-1956 kurs ten został przesunięty na Wydział Historii). Pamiętam dobrze, kiedy pierwszy raz wszedłem do sali im. Boylstona, by wygłosić swój wykład inaugurujący cały cykl. Szybko oceniłem sytuację: na sali siedziało siedmiu studentów. Byłem rozczarowany, kiedy po przedstawieniu się i zaprezentowaniu tematu kursu dwóch z nich podniosło się i wyszło (wyraźnie pomylili sale wykładowe). Prowadziłem ten cykl wykładów do 1960 roku, wygłaszając je do o wiele liczniejszej publiczności. W marcu 1951 roku napisałem do Wolffa list, w którym sugerowałem, że mogę wygłosić cykl wykładów o rewolucji rosyjskiej. On jednak w ogóle nie odpowiedział. Kiedy nieco później spotkałem go przypadkowo, oznajmił, że mój list był „niefortunny", lecz nigdy nie wyjaśnił dlaczego. Moja propozycja została wyraźnie odczytana jako wyzwanie rzucone Martinowi Maili, wykładowcy na tym samym wydziale, który został wyznaczony do prowadzenia kursu na temat historii Związku Sowieckiego w następnym roku. Wielu laików traktuje badania historyczne nieco protekcjonalnie, uznając, że wszystko o przeszłości już wiadomo i że historycy powtarzają tę samą opowieść, akcentując jedynie swoje poglądy. Tak więc pisanie historii ma być nudnym i mało twórczym zajęciem, choć jeśli jest zrobione w sposób błyskotliwy, ma pewną wartość dla czytelnika jako rozrywka. Dopóki nie pojawią się nowe materiały źródłowe. Kiedy dowiedziano się w latach osiemdziesiątych, że pracuję nad historią rewolucji rosyjskiej, pytano mnie zazwyczaj, czy znalazłem jakieś nowe źródła. Tymczasem te „nowe źródła" dostarczają mniej wiedzy o przedmiocie badań niż się ogólnie sądzi. Sztuka historyka polega na selekcjonowaniu, według określonych kryteriów, różnych dowodów z niezmierzonej skarbnicy dostępnych faktów, a potem na łączeniu ich w przekonującą i, jeśli to możliwe, literacko satysfakcjonującą narrację. Historyk dąży do sformułowania pewnych syntetycznych sądów na temat opisywanej historii. Zadanie jest trudne, lecz jeśli uda się je wykonać dobrze, daje wielką satysfakcję. Trudno opisać wzruszenie, które opanowuje historyka, kiedy czuje, że udało mu się uczynić nierozwi-nięte jasnym, a pozbawione znaczenia - znaczącym. Dla mnie było to zawsze doświadczenie zbliżone do artystycznego. Po skończeniu The Formation stanąłem przed pytaniem: co robić dalej? Najpierw rozważałem kontynuowanie moich badań nad sowieckimi narodowościami, objęcie nimi końca lat dwudziestych i wczesnych lat trzydziestych. Powstrzymało mnie uświadomienie sobie, że aby wykonać to zadanie w odpowiedni sposób, musiałbym nauczyć się wielu trudnych dla mnie języków, poczynając od tych z grupy tureckiej. Bez entuzjazmu zacząłem się więc uczyć tureckiego, wykorzystując płyty Linguaphonu, niepotrzebne już pewnej młodej kobiecie po zerwaniu z tureckim narzeczonym. Wszystko szło dobrze do momentu, kiedy natknąłem się na harmonię samogłosek, osobliwość języków uralsko-ałtajskich; samogłoski z każdego słowa należą do tej samej grupy, co powoduje trudności w odnajdywaniu ich w słowniku. Dałem więc za wygraną. Dalej od czasu do czasu pisywałem do gazet i magazynów na temat „sprawy narodowości" w ZSRR, jak również doradzałem rządowi w tej kwestii. Ale z wyjątkiem prac wymienionych niżej nie prowadziłem w tym kierunku dalszych badań. Zająłem się innym ważnym tematem w rosyjskiej historii, mianowicie problemem kultury politycznej. Uderzyły mnie podobieństwa między przed- i porewolucyjną Rosją i postanowiłem wyjść poza slogany sowieckiej propagandy, by ocenić elementy ciągłości życia politycznego tego kraju