Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Zostaną stratowane! - Chętnie bym to zobaczył - zauważył Silvers. - Niech pan to zorganizuje, sir. - I załatwię to - zadecydował major. Był pewny swego a ponadto przychylności pułkownika. Bo zauważył, jak ten z zadowoleniem kiwa głową. I T.S.Turner zorganizował to rzeczywiście. Z właściwą mu energią buldoga, zarówno jako brytyjski miłośnik sportu, jak i specjalista od bezpieczeństwa. Załatwił wszystko w niespełna czterdzieści osiem godzin. Najpierw major szukał aktywnych piłkarzy wśród swoich ludzi - znalazł czterech. Potem przy pomocy wypożyczonych żołnierzy z sąsiednich jednostek, uzupełnił tę liczbę do pełnej drużyny - zaangażował siedmiu byłych profesjonalistów. Taką drużynę zamierzał wystawić przeciwko drużynie B, zwycięzcy pierwszej rundy rozgrywek. - Każę podjechać dwóm czołgom - oznajmił. - W ramach zabezpieczenia. Ostatecznie mamy do czynienia z fanatykami piłkarstwa. Reszta to czysta rutyna. Zaprzyjaźniony ze mną komandor batalionu pancernego stacjonującego w pobliżu jest zadowolony, kiedy jego ludzie trenują. Kapitan Moone, krykiecista, oddalił się kręcąc głową. Tym samym zostawił pole T.S Turnerowi. A ten zachowywał się tak, jakby chodziło o honor Korony. - Teraz im dopiero pokażemy! - zapewnił swoich zauszników, podporucznika Millera i Millsa. A ci oznajmiali to dalej ochoczo każdemu, kto tylko chciał ich wysłuchać. Mecz zwycięskiej drużyny obozowej przeciwko brytyjskiej reprezentacyjnej jedenastce odbył się po dwóch dniach w godzinach popołudniowych. Na stadionie piłkarskim wolno było przebywać po dwustu osobom z każdej strefy - w sumie więc sześciuset osobom. Otrzymali pozwolenie na przyniesienie ze sobą małych skrzynek, kartonów, podręcznych stołków, a nawet krzeseł. Wyczekująco obsiedli całe boisko. Pułkownik Nelson nie przybył - udał, że jest zajęty. Tym samym nie pojawił się również pułkownik von Schwerin - obecni za to byli kapitan Müller-Wipper i major Rossberg. T.S. Turner powitał ich krótkim skinieniem głowy i uśmiechem, który podziałał na nich deprymująco. - Mecz może się rozpocząć! - zawołał wesoło major. Drużyna B wbiegła truchtem na „stadion”. Została przywitana średnio głośnymi oklaskami, pochodzącymi od ludzi z ich strefy. Potem pojawiła się zorganizowana przez Turnera „brytyjska reprezentacyjna jedenastka” - przyjęta uprzejmie marnymi oklaskami. Już na ich widok specjaliści od piłki nożnej zaczęli się domyślać, co tu się zaraz odegra. Po piętnastu minutach od gwizdka - sędzią był Copland - było trzy do zera. Po pierwszej połowie było pięć do zera. A do końca meczu dobrani Brytyjczycy podnieśli - spokojnie i bez wysiłku - ilość strzelonych bramek do dziewięciu. Widzowie zamilkli w godnym cierpieniu. Po końcowym gwizdku major Turner wykrzyknął z radosnym uśmiechem: - Czy macie jeszcze jakieś wątpliwości? Brytyjczycy oddalili się kłusem. Zdruzgotana drużyna B stała zakłopotana wokół feldfebla Schulza. Nawet kapral Copland sprawiał wrażenie bezradnego i nieszczęśliwego, zanim nie dosłyszał wrzasku porucznika Hartmannsweilera. Ten najpierw naradził się z Rossbergiem i Müllerem po cichu, ale w podnieceniu, najwidoczniej z jednoznacznym rezultatem. Gdyż znowu zaprotestował. - Zamknij pysk! - rozkazał mu ostro kapral. - Nie okazywać emocji! Wszystko się jeszcze ułoży! Kapral Copland szybko odnalazł się w roli prezesa. Zebrał wokół siebie wszystkie trzy obozowe drużyny, łącznie z rezerwowymi, opiekunami, organizatorami i zarządami. Znacząco popatrzył po zgromadzonych, wyprostował się, chrząknął i powiedział: - Panowie - to był dla nas ciężki dzień. - Do czegoś takiego nie powinno było nigdy dojść - wykrzyknął Hartmannsweiler. - Nie na taką skalę! - My w każdym razie robiliśmy, co w naszej mocy - bronił swojej drużyny feldfebel Schulz. - Graliście jak łajzy - krzyczał Hartmannsweiler. - I coś takiego śmie się nazywać zwycięską drużyną obozową. Można się uśmiać! - Jeżeli o mnie chodzi, to może pan umrzeć ze śmiechu - wiele by to ułatwiło - stwierdził uszczypliwie Schulz. - Czy mogę coś powiedzieć? - wmieszał się podporucznik Langohr ze strefy A. - Chciałbym zwrócić uwagę na rzecz następującą: zaproponowana tutaj jedenastka nie mogła być reprezentacją brytyjskich żołnierzy z naszego obozu. Major musiał zaangażować jakiś klub piłkarski. - Ludzie! Jesteśmy przecież sportowcami, piłkarzami - może nie? I jako tacy, chłopcy, musimy sobie po przegranej zadać pytanie: jak odpłacimy im pięknym za nadobne? Gdyż tylko to powinno nas teraz interesować. - Zażądamy rewanżu! - wykrzyknął Hartmannsweiler