They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Pojadę z to- bą, chcesz? - Na wycieczkę morską za pięć tysięcy dolców? - spytał Arkadij. - Do Kurska - podsunąłem. - Do rodziny. Odpoczniesz. Chyba nie jesteś specjalnie potrzebny w fabryce? - Akurat teraz jestem. Teraz u nas zapadają decyzje. - Czort z nim, niech go zastrzelą - rzuciła Rita. - Sam się prosi. - Nic mi te kanalie nie zrobią. Tylko mi tego samochodu pod oknem nie stawiaj, bo cię razem z nim wyrzucę. Zszedłem na dół, przestawiłem samochód. Gdy wróciłem, Rity już nie było. Dziwne, nie zauważyłem, żeby wychodziła z klatki. Położyłem się na kanapie i spytałem Arkadija: - Mam nadzieję, że pracujesz dla wujka Miszy nie tylko dlatego, że nie znosisz Porejki? - To wszystko nie jest takie proste - odparł Arkadij z nieweso- łym uśmiechem. - W takim razie słuchaj uważnie - powiedziałem. - Dzisiaj z Po- rejką witaliśmy bossów. - Mówiłeś. - Przyjechał szanowny przewodniczący generał Czułkow. A z nim prawdziwy szef organizacji, Rustem Marków. Zapamiętałeś? - Nic trudnego. - Trzeci, który był z nimi, jest od wszystkiego. Co charaktery- styczne, należy albo do Pamięci, albo to barkaszowiec. Nie rozróż- niam ich. Czarny mundur, dużo rzemieni, skrzypiące buty. U nich jest służącym, nosi walizki. Zatrzymali się w hotelu, wybuchł mały skandal, przyszedł miejscowy milicjant i Porejko coś mu wsunął. - Nic dziwnego - rzekł Arkadij. - Hotel jest pod opieką milicji. Pilnują porządku. - Dzisiaj wieczorem jest narada. Postaram się podsłuchać. Gdy będziemy w hotelu, przekaż do Moskwy wiadomość o przyjeździe generała Czułkowa. - Nie ględź tyle. Przekażę. - Jak tylko przekażesz, wyjedź. Proszę cię. Nie mogę wydać roz- kazu, ale bardzo cię proszę. Rita też niech wyjedzie. Ufasz jej? - Nieuczciwy chwyt - uśmiechnął się Arkadij. - Rita nie ma tu nic do rzeczy. - Jak wrócę w nocy, ma cię już nie być. Zostaniesz w Kursku, do- póki ci nie powiedzą, że możesz wrócić. Klucz zostaw pod wycieraczką. - Dobra, dobra - mruknął Arkadij. Otworzył szafę i zaczął coś wyjmować, pewnie bieliznę. Poczu- łem się głupio. Do cholery, jakim prawem zmuszam człowieka, żeby zostawiał dom, uciekał jak przestępca? Za dziesięć ósma pożegnałem się z Arkadijem. - Nie zapomnisz przekazać do Moskwy? - spytałem. - Nie zapomnę. Prawie mnie objął, dotknął dłońmi moich ramion i odsunął się. Zszedłem do samochodu i pomknąłem pod dom Porejki. Nie chciałem się spóźnić, kierowca powinien być bez zarzutu. Przybyłem w samą porę. Moi panowie już stali przed drzwiami. - Czemu się spóźniłeś? - burknął Porejko. Spojrzałem wymownie na zegarek. - Nie tutaj o ósmej, tylko tam - warknął. - Nie masz racji, Dymitr - sprzeciwiła się Aleksandra. - Kaza- łeś mu być o ósmej pod domem. - Ty się lepiej nie odzywaj. Aleksandra uśmiechnęła się lekko, niczym mądra matka słucha- jąca wrzasków swojego dziecka. Wieczór był aksamitny, zapadał zmierzch, brzęczały komary. Przed hotelem czekał na nas Jednooki Joe. Żory nie było. Porejko wbiegł do hotelu, jakby się bał spóźnić choć o minutę, Aleksandra została na chwilę przy samochodzie. - Aleksandro - powiedziałem - boję się, że planują coś przeciw- ko Arkadijowi. Mogłabyś im przeszkodzić? - Martw się lepiej o siebie. Podejrzewają cię bardziej niż Arkaszę. Szybko poszła do hotelu za Porejką. Robiło się ciemno. Wieczór zapowiadał się długi i pochmurny, taki niekończący się zmierzch. Musiałem podsłuchać ich rozmowę. Może wtedy wszystko się zadecyduje. Nie wiedziałem, który z pokoi to półluks. A przecież właśnie tam będą prowadzić rozmowy. Wysiadłem, zamknąłem samochód, żeby nie kusić drobnych przestępców błyskotkami, przeszedłem na drugą stronę ulicy, próbu- jąc się zorientować, gdzie tu może być półluks. Hotel był masywny, obszerny, piętrowy - ale połowę parteru zajmowała restauracja, a drugą połowę pomieszczenia gospodarcze. Pokoje były na pierw- szym piętrze. Za hotelem zobaczyłem uchyloną bramę. Prowadziła na prze- stronne podwórze. W garażach stały różne, nie tylko hotelowe samo- chody, przed jednym z magazynów pod żółtą w półmroku lampą z ciężarówki wyładowywano warzywa. Hotel został zbudowany w kształcie odwróconej litery L, przy czym dłuższa część biegła równolegle do ulicy, wychodząc na podwó- rze, a z drugiej strony... Znowu wyszedłem na ulicę i przyjrzałem się od drugiej strony. Tam biegł wysoki płot, po czym zaczynał się budynek sklepu ze sprzętem AGD. To znaczy wcześniej tam był sprzęt AGD, a teraz na- zywał się Kutiur - diabli wiedzą, co chcieli przez to powiedzieć. Ale dawny szyld zamalowali byle jak i mogłem się domyślić, co tu przed- tem sprzedawano. Zza wysokiego ogrodzenia pomiędzy hotelem i sklepem wyła- niały się korony jabłoni z niewielkimi na razie owocami. Sad. Czyj? Możliwe, że ciągnął się wzdłuż ulicy. Byłem w kropce. Jeśli zacznę biegać dookoła budynku i szukać, jak tu zajrzeć w okno, w tym czasie ktoś na pewno wyjdzie i stwier- dzi, że przy samochodzie mnie nie ma. A jeżeli spróbuję lewitować na głównej ulicy miasta, zaciągną mnie albo na milicję, albo do wa- riatkowa