They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Za mało wiem, żeby wierzyć - odparł Ananais. - Decado obiecał mi, że nie zostanę sam. Teraz wszyscy odeszli. Albo nie żyją, a ja jestem głupcem, albo Źródło przyjęło ich do siebie, a mnie odrzuciło. - Dlaczego miałoby odrzucić ciebie? Balan wzruszył ramionami. - To, co ja czułem, było częścią wiary zbiorowej, ja sam nigdy jej nie posiadałem. Rozumiesz? Miałem tylko talent, nic więcej. Teraz, kiedy odeszli... Niczego już nie jestem pewien. - Nie potrafię ci pomóc, Balanie. - Wiem. Nikt nie może mi pomóc. - Być może, tak myślę, lepiej jest wierzyć, niż nie wierzyć. Nie umiem ci jednak powiedzieć dlaczego - powiedział Ananais. - To daje ludziom nadzieję przeciw złu tego świata - stwierdził Balan. - Coś w tym rodzaju. Powiedz, czy mężowie i żony zostają w niebie razem? - Nie wiem. Od wieków jest to przedmiotem sporu teoretyków - odparł mnich. - Ale jest na to jakaś szansa? - Myślę, że tak. - A więc chodź ze mną-rzekł Ananais, pociągając Balana za sobą. Przeszli przez łąkę do miejsca, gdzie stały namioty uciekinierów i gdzie siedziała Rayvan w otoczeniu przyjaciół. Dostrzegła ich z daleka. Ananais stanął przed nią i ukłonił się. - Kobieto, przyprowadziłem ze sobą duchownego. Czy chcesz ponownie wyjść za mąż? - Jesteś głupi! - powiedziała śmiejąc się. - Wcale nie. Zawsze chciałem znaleźć kobietę, z którą mógłbym spędzić resztę życia. Nie udało mi się. Teraz wygląda na to, że ten czas spędzę w twoim towarzystwie. Pomyślałem więc, że zrobię z ciebie uczciwą niewiastę. - Wszystko to bardzo pięknie, Czarna Masko - powiedziała, podnosząc się z miejsca - z tym jednym wyjątkiem, że ja ciebie nie kocham. - Ani ja ciebie. Kiedy jednak przekonasz się o moim nieodpartym uroku, jestem pewien, że to prędko się zmieni. - Bardzo dobrze - odpowiedziała Rayvan z uśmiechem. - Pod warunkiem, że związek pozostanie nie skonsumowany aż do trzeciej nocy. Taki jest obyczaj gór! - Zgoda - powiedział Ananais. - I tak boli mnie głowa. - To bzdura - mruknął Balan. - Nie wezmę w tym udziału. Robicie sobie żarty z uświęconego związku. Ananais położył rękę na ramieniu Balana. - Nieprawda, mnichu - powiedział cicho. - To chwila radości pośród horroru. Spójrz na te uśmiechnięte twarze wokół siebie. Balan westchnął. - Dobrze. Podejdźcie oboje. Uchodźcy wyszli z namiotów, gdy tylko rozeszła się wieść, a kobiety nazbierały kwiatów i uplotły wieńce. Przyniesiono wino. Plotka dotarła nawet do szpitala, gdzie Valtaya właśnie skończyła pracę; wyszła na nocne powietrze pełna mieszanych uczuć. Ananais i Rayvan poszli ręka w rękę na blanki, a ludzie gromko wiwatowali na ich cześć. Gdy dotarli do schodów, on podniósł ją z ziemi i zarzucił sobie na ramię. Tak wniósł ją na mury. - Postaw mnie natychmiast, ty matole! - krzyknęła. - Przecież przenoszę cię jedynie przez próg - wyjaśnił. Wokół nich zaroiło się od ludzi, a ich śmiech dotarł aż do namiotów Legionu. Ceska wezwał do siebie Darika. - Co się dzieje? - zapytał. - Nie wiem, panie. - Wyśmiewają się ze mnie! Dlaczego twoi ludzie nie zdobyli jeszcze tego muru? - Zdobędą, panie. O świcie, obiecuję! - Jeśli nie, ty za to odpowiesz. Mam już dosyć tego zapowietrzonego miejsca. Chcę do domu. Trzy krwawe godziny trwała bitwa rankiem czwartego dnia, a mimo to Legionowi nie udało się zdobyć muru. Ananais nie posiadał się z radości, ponieważ pomimo zmęczenia wyczuwał, że szala zwycięstwa przechyla się na ich stronę. Bez Spojonych Legion walczył mechanicznie, niechętnie ryzykując życie, podczas gdy mieszkańcy Skody bili się z rozbudzoną na nowo nadzieją i świeżym duchem. Oszałamiające poczucie wygranej pulsowało w żyłach Ananaisa, śmiał się i żartował z towarzyszami, miotając przekleństwa za uciekającym wrogiem. Jednak tuż przed południem zauważono maszerującą od wschodu kolumnę i śmiech zamarł. Do obozu Ceski wjechało konno dwudziestu oficerów, którzy przyprowadzili ze sobą pięciuset Spojonych z aren Drenanu. Specjalnie hodowane bestie miały po osiem stóp wzrostu - łączono je z dusz człowieka, północnego niedźwiedzia, małp ze wschodu, tygrysa i szarego wilka z lasów na zachodzie. Ananais znieruchomiał na murze, spoglądając niebieskimi oczyma na linię horyzontu. - Przyjeżdżaj, Tani - szepnął. - Na wszystko co święte, nie pozwól, by to się tak skończyło. Dołączyli do niego Rayvan, Balan, Lake i Galand. - Nie ma sprawiedliwości na tym świecie - warknęła Rayvan. Cisza powitała jej komentarz, cisza, która ogarnęła całą długość muru