Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Ale wydaje mi się, że więcej żołnierzy to ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy. Tories zmarszczył brwi. - A czemuż to? - Tak jak już mówiłem - warknął Binalie. - Republika i Separatyści są jak para dokri- ków walczących o kość. Co kogo obchodzi kto wygra, jeśli fabryka zostanie zniszczona? - To co mamy robić? - spytał Tories Binalie ściągnął na chwilę wargi Wyrzućmy stąd Separatystów sami, i to teraz, zanim Roshton i jego ludzie przegrupują się do ataku. Przeku- pmy ich, zaszantażujmy, nawet pomóżmy im skończyć tą ich pracę, jeśli obiecają, że się po- tem wyniosą. - Nie mówisz poważnie - zaprotestował Tories, marszcząc brwi. Poczuł szept Mocy, ostrzegający go o obecności w pobliżu obcych umysłów. - Dlaczego nie? - rzucił Binalie - Czym się martwisz? Ględzeniem Roshtona o zdradzie? To nic, tylko stek bz... - przerwał nagle, gdy ciężkie kroki zadudniły pod drzwia- mi gabinetu - Co tam się dzieje? - wyszeptał, podnosząc się na nogi. Z donośnym hukiem, wyważone drzwi wleciały do środka; powyginana konstrukcja odbiła się od podłogi i przeleciała kolejne dwa metry, zatrzymując się po drugiej stronie po- koju. Klnąc, Binalie ponownie opadł na fotel, sięgając ręką w kierunku jednej z szuflad biur- ka. - Nie! - krzyknął Tories, używając Mocy, żeby zatrzymać jego rękę w miejscu. Ledwie zdążył. Pół sekundy później, ogromne metalowe kształty dwóch droidów wkroczyły do pokoju, unosząc gotowe do strzału, na stałe przymocowane do ich przedramion, ciężkie blastery. Ich głowy i broń obracały się na około pokoju w poszukiwaniu niebezpie- czeństwa, a gdy go nie znalazły, droidy stanęły przy wejściu, w pozycji strażniczej. Przez to, co było kiedyś drzwiami, weszło do pokoju dwóch, jaskrawo ubranych Ne- imoidian. Pierwszy, noszący na głowie infułę dowódcy, miał na sobie niebieskie i purpurowe szaty, podczas gdy drugi, ubrany był w prosty, czerwono-niebieski strój. Miał niebieskie na- krycie głowy, z czterema powykręcanymi rogami na górze. - Dzień dobry Lordzie Binalie - przywitał się dowódca, przesadnie oficjalnym głosem. - Ufam, że nie przeszkadzamy? Tories spojrzał ostrzegawczo na Binalie” go, i choć ten zdawał się nie zwracać na nie- go uwagi, to jednak położył spokojnie pustą rękę na blacie. - Oczywiście, że nie - warknął z nutą ironii w głosie. - Akurat dysponuję chwilą wol- nego czasu. Czego chcecie? - Proszę mi pozwolić, że się przedstawię - rzekł Neimoidianin, rzucając okiem naj- pierw na Toriesa, potem na Corfa. - Jestem Tok Ashel, dowódca Korpusu Ekspedycyjnego na Cartao. - Wskazał na swojego towarzysza. - A to jest Dif Gehad, Główny Kreator Nowych Produktów. - A jakież to nowe produkty zamierzacie produkować w mojej fabryce? - zaintereso- wał się Binalie. Gehad zaczął otwierać usta, jednak Ashel mu przerwał. - Nie tak szybko, Lordzie Binalie. Pozwól nam najpierw dokończyć prezentacji - czerwone oczy spoczęły na Toriesie. - Jestem Corf Binalie - przemówił silnym i wyzywającym głosem Corf, zanim obaj mężczyźni mogli odpowiedzieć. - A to mój nauczyciel, Mistrz Jafer. - Czy to znaczy, że dzi- siaj nie będzie lekcji? Ashel wydał dźwięk przypominający zgniatanie blaszanej puszki. - Możliwe, młodzieńcze - powiedział przyglądając się Toriesowi. - Czego nauczasz, Mistrzu Jaferze? - Wszystkiego po trochu - odpowiedział Tories. - Etyki, rozsądku, dróg życia. - Ach, filozof - Ashel zbył go machnięciem ręki i obrócił się z powrotem do Binalie” go. - A teraz przejdźmy do interesów - skinął Gehadowi. - Jak się pan zapewne domyśla, chcemy, by „Spaarti Creations” pracowały dla nas - wyjaśnił precyzyjnie Główny Kreator. - Ale nadal nie potrafimy uruchomić linii montażo- wych. Teraz powie mi pan jak to zrobić. Binalie potrząsnął głową. - Nie mogę. - Nie mów głupstw - ostrzegł go Gehad. - Jesteś dyrektorem tej fabryki. Wiesz wszystko, co trzeba. - I owszem - zgodził się Binalie. - Ale wiem też, czego nie da się zrobić. Jedynie Cranscocy potrafią obsługiwać system płynnego tłoczenia. Uniósł pytająco brwi - Założę się, że nie byli skłonni współpracować? - To przez te resztki naszych pojazdów na południowym trawniku - przyznał Ashel. - Teraz wiemy o tym ich tabu i uprzątnęliśmy szczątki. - Ale nie chcemy, żeby coś takiego znowu nas powstrzymało - dodał Gehad. - Więc powtarzam; powie mi pan jak mamy uruchomić ten system. - I ja powtarzam: nie mogę - zripostował Binalie. - Ale mogę pomóc w inny sposób. Chciałbym zaproponować układ... - Nie będziesz nas dłużej powstrzymywał! - przerwał Ashel, pstrykając palcami w dość skomplikowanym i najwidoczniej nieprzyzwoitym geście. - Ani ty, ani kryjące się w tunelu pod południowym trawnikiem siły Republiki. O tak, wiemy, że tam są; dwa razy ich odparliśmy, a teraz odcięliśmy ich od fabryki. Wiemy też, że drugi koniec tunelu jest gdzieś tutaj. Nie zaprzeczaj temu! - Nic nie poradzę na obecność sił Republiki - odparł coraz bardziej zdenerwowanym głosem Binalie. - Mimo to, mogę warn pomóc... - Tak. Powiesz nam jak przeprogramować maszyny - odezwał się znowu Ashel, tym razem dobitniej niż poprzednio. - Albo poniesiesz konsekwencje