Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Pani Zimmermann wyjaśniła, że wcale nie muszą pędzić. Miały po prostu rozkoszować się wycieczką, więc nie było potrzeby dodawać gazu. Posiłki jadały w przydrożnych kafejkach lub przy straganach z hamburgerami, noce zaś spędzały w najbardziej nietypowych motelach, jakie pani Zimmermann była w stanie znaleźć. Chociaż prawie zupełnie utraciła magiczną moc, jej szósty zmysł najwyraźniej działał nadal, ponieważ pokoje zawsze okazywały się wygodne, a jedzenie smaczne. Czasem obie przyjaciółki siedziały do późna, słuchając radiowych transmisji z meczów Detroit Tigers, a pani Zimmermann stawiała pasjansa. Kilka razy przy rozpakowywaniu bagaży Rita pytała panią Zimmermann o tajemniczy pakunek, ale czarownica uśmiechała się tylko, mrugała i mówiła: - Dowiesz się, kiedy przyjdzie czas 22 Upierała się też, że tylko ona może dotykać paczki; w motelu zawsze układała ją na najwyższej półce, a rano sama zanosiła do plymoutha. Takie droczenie się doprowadzało Ritę do szału, co było jednak przyjemne. To trochę tak jak przed gwiazdką, kiedy prezenty leżą już zapakowane pod choinką, ale nie wolno nimi potrząsać, żeby się dowiedzieć, co jest w środku. Wreszcie dotarły do pasma Cumberland w Pensylwanii. Były to niskie góry, całe porośnięte lasem. Inżynierowie wybili w nich długie tunele, w których zamontowano wirujące wentylatory, aby wysysały spaliny samochodów osobowych i ciężarówek. Tunele były oczywiście oświetlone, a przez to mniej przerażające. Pomimo to Rita cieszyła się zawsze, kiedy wreszcie dostrzegała w oddali migoczące świetlne półkole, co oznaczało, że już niedługo opuszczą kolejną skalną jaskinię. Sceneria dookoła zaczęła się zmieniać. W Ohio farmy, które po drodze mijały wyglądały tak samo jak w Michigan. Uprawiano tam przeważnie kukurydzę i pszenicę, a na polach warczały traktory. Stodoły były czerwone, o spadzistych dachach, zaś na ich ścianach wymalowano najróżniejsze reklamy, na przykład tytoniu do żucia. Kiedy jednak podróżniczki dotarły do pasma Cumberland w Pensylwanii, farmy stały się mniejsze, zaś na ścianach ogromnych czerwonych stodół zaczęły pojawiać się niezwykłe malowidła w jaskrawych kolorach. Zazwyczaj były to koła, wewnątrz których znajdowały się krople, pięcioramienne gwiazdy, serca, kwiaty albo szeroko otwarte oczy. Pani Zimmermann wyjaśniła, że są to symbole przynoszące szczęście. 23 Niektórzy farmerzy z Pensylwanii byli bardzo przesądni. Wierzyli, że siedem magicznych symboli wymalowanych na ścianach stodoły chroni przed pechem, na przykład uderzeniem pioruna lub pożarem, a także przed zaklęciami złych czarownic. Rita chciała się o tym dowiedzieć czegoś więcej, więc kiedy zatrzymały się na noc, poprosiła panią Zimmermann, aby jej opowiedziała o farmerach i ich wierzeniach. Był to czwarty wieczór ich podróży. Nocowały w motelu U Deutschmacherów w samym środku pasma Cumberland. Niebo było rozgwieżdżone, a wszędzie dookoła wznosiły się wielkie, mroczne góry. Podróżniczki usiadły na otoczonym moskitierą ganku, a pani Zimmermann zaczęła opowiadać o „Holendrach z Pensylwanii". - Ale nie daj się nabrać na tę nazwę - ostrzegła. -Tak naprawdę to są Niemcy. - Więc dlaczego nazywamy ich Holendrami? - zapytała Rita, wiedząc, że pani Zimmermann czeka na to pytanie. - Na skutek pomyłki popełnionej dwieście lat temu - wyjaśniła starsza pani. - Wówczas do Pensylwanii przybywało wielu niemieckich osadników, ponieważ panowała tu tolerancja religijna. Jakoś się o tym dowiedzieli, chociaż nie znali zbyt dobrze angielskiego. Inni mieszkańcy pogranicza wiedzieli o nich tylko tyle, że mówią jakimś niezrozumiałym językiem, i w rezultacie źle zinterpretowali słowo Deutsch, czyli Niemiec. Angielskie języki nie mogły sobie z nim poradzić i przerobiły na Dutch, więc osadnicy zaczęli tak nazywać swoich sąsiadów. No cóż, nazwa się przyjęła i od tamtego czasu Dutch 24 znaczy Holender. A o potomkach tych niemieckich osadników mówimy: „Holendrzy z Pensylwanii"