Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Uważaj na tej pochyłości, pani. Ziemia jest tu wszędzie sypka i może się obsuwać, kiedy ktoś po niej stąpa. Mimo tej przestrogi Nolar poślizgnęła się dwukrotnie w czasie schodzenia po stoku, za każdym razem jednak ciężar prowadzonych za uzdy koni pomagał jej odzyskać równowagę. Zanim znów dosiedli wierzchowców, aby pokonać dystans dzielący ich jeszcze od bram Lormt, odpoczywali chwilę u stóp wzgórza. Zbliżając się do murów obronnych, Nolar wspominała wrażenie, jakie zrobił na niej widok miasta Es. Tamten wielki gród i ta zniszczona forteca, służąca za schronienie uczonym, miały pewną wspólną cechę: sam wygląd świadczył o ich czcigodnym wieku i solidności, z jaką dawni budowniczowie wykonywali swe zadanie. Mury Lormt były jednak bardziej masywne: ich niezwykłe rozmiary przykuwały wzrok. Nolar zastanawiała się, w jaki sposób mistrzowie z odległej przeszłości przenosili tak ogromne, kamienne bloki, nie mówiąc już o tym, jak zdołali je obciosać i wygładzić. Pasowały do siebie tak dokładnie, że w wąskie szpary trudno byłoby wetknąć ostrze noża. Raz jeszcze pomyślała o chaosie, jaki wywołało Wielkie Poruszenie. Nie mogła się nadziwić, że mury zbudowane z ogromnych co prawda, ale nie połączonych przecież zaprawą murarską skał, przetrwały katastrofę. Ostbor z pewnością byłby bardzo ciekaw, jak też tutejsi uczeni dali sobie radę z kataklizmem. Zastanawiała się też, jakiego przyjęcia doznają w Lormt i czy w ogóle mieszkańcy twierdzy otworzą im bramę. Kiedy podjechali bliżej, spostrzegła, że okute żelazem wrota wiszą odrobinę krzywo, a kilku starców i dwóch młodych ludzi krząta się wokół nich, usiłując naprawić dolne zawiasy. Staruszkowie w pośpiechu wbiegali do warowni, by po chwili znów wybiec na zewnątrz. Derren zsiadł z konia i zaczepił pierwszego z brzegu przechodnia, człowieka w podeszłym wieku. - Wybacz, panie... Czy nie mógłbyś nam powiedzieć, dokąd mamy się udać? Ciotka tej damy potrzebuje pomocy uzdrowiciela. Stary człowiek, wychudzony i łysy, przyjrzał im się bacznie. Nolar poczuła bolesne ukłucie w sercu - nieznajomy przypominał w tej chwili Ostbora. - Wejdźcie, wejdźcie - zapraszał. - Widać, że macie za sobą długą drogę. Te konie potrzebują wypoczynku, musicie je również napoić. W studni na dziedzińcu mamy teraz więcej wody i jest ona zimniejsza - nie potrafiliśmy dotychczas znaleźć przyczyn tego zjawiska, ale z pewnością wiąże się ono z niedawnym zamieszaniem. Tędy, tędy. Mimo podeszłego wieku poruszał się żwawo i musieli bardzo się starać, aby dotrzymać mu kroku. Szli za swym przewodnikiem mijając kolejne bramy, aż w końcu stanęli na rozległym dziedzińcu. Studnia, o której wspominał starzec, znajdowała się w rogu, po prawej stronie. Nad czeluścią, zasłoniętą otwierającą się do wewnątrz pokrywą, stał solidny kołowrót. Na końcu owiniętej wokół bębna, splecionej z wielu pojedynczych sznurków liny wisiało wiadro. Choć na dziedzińcu panował bałagan, ustawione w pobliżu studni koryta dla zwierząt były czyste i pełne świeżej wody. Derren zsadził Elgaret z konia i powierzywszy ją opiece Nolar, poprowadził tam zwierzęta, by je napoić. Z wiadra, które stary człowiek napełnił w studni, Nolar zaczerpnęła trochę dla Elgaret i następnie - dla siebie. - Smakuje jak stopiony śnieg, prawda? - zauważył pogodnie staruszek. - Straciliśmy rzekę, ale muszę powiedzieć, że ta studnia jest wspaniała, zważywszy, czym była niegdyś. Jeśli podwyższony stan wody się utrzyma, będzie to dla nas wielkie szczęście. Przy okazji, jeśli macie ochotę na kolację - bardzo proszę do magazynu. Urządziliśmy tam prowizoryczną jadalnię, po zniszczeniu starej, wskutek upadku zewnętrznego muru. - Pobiegł do niskiego budynku i zniknął w znajdujących się po lewej stronie wrotach. Derren krzyknął z drugiego końca dziedzińca, że dopilnuje, aby w stajni należycie zadbano o wierzchowce, i za chwilę do nich dołączy. Nolar zaprowadziła Elgaret do magazynu i usadowiwszy ją na krześle z wysokim oparciem, z ulgą opadła na ławę. Jeden kąt pomieszczenia najwyraźniej od niedawna pełnił rolę kuchni, wszędzie porozstawiano na kozłach naprędce zrobione stoły. Staruszek znów się pojawił, pędząc w ich kierunku z dwiema miskami wypełnionymi po brzegi parującą owsianką. - Ocaliliśmy większość ziarna - opowiadał, jak gdyby goście zażądali przed chwilą dokładnego sprawozdania o stanie zapasów w Lormt. - Chociaż nagłe obsunięcie się ziemi pozbawiło nas roślin okopowych, być może zdołamy wygrzebać ich trochę, zanim zgniją. O ile wiem, Ouen chce rozpocząć poszukiwania, kiedy tylko uporamy się z najpilniejszymi sprawami - urwał nagle. - Nie przedstawiłem się. Jestem Wessell. Zaopatruję twierdzę w żywność i muszę przyznać, że z powodu trzęsień ziemi większość naszych stałych dostawców pozrywała umowy. Na szczęście jednak, nie było powodzi - przynajmniej tej klęski nam oszczędzono. Zapewne wiecie, że nic tak szybko nie niszczy ziarna, jak wilgoć. Teraz kiedy rzeka zmieniła bieg, nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek musieli obawiać się zalania; chyba tylko podczas wiosennych deszczów. Nie dopuściłem was jednak wcale do głosu