Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Kiedy pomocna dłoń ujęła ją za łokieć, ciemność w jej głowie nieco się rozproszyła. - Ty nie ponosisz za to winy - usłyszała tuż przy uchu gorący szept Beatrix. Zadrżała. Dobra, słodka Beatrix. Gdyby nie głęboka miłość i wsparcie siostry. Linnea chyba by nie przeżyła tych wszystkich lat upokorzeń. Beatrix niewiele mogła poradzić na to, jak inni ludzie traktują drugą z bliźniaczek, ale już fakt, że sama nie wierzyła w złą naturę siostry, znaczył dla Linnei bardzo wiele. Łączyła je więź, której nikt inny nie był w stanic zrozumieć. Beatrix była jedyną istotą, kochającą Linneę, a Linnea odwzajemniała jej uczucie z gorliwością, która czasami aż budziła lęk. W tej chwili pokrzepiający uścisk i wypowiedziane szeptem słowa otuchy całkowicie wystarczyły, by Linnea odzyskała pewność siebie. Spojrzała w piękne szarozielone oczy siostry i pogładziła leciutko jej krągły policzek. - Dziękuję ci, Bea. Dziękuję. Ale niezależnie od tego, kto ponosi winę, znajdujemy się w naprawdę ciężkim położeniu. Beatrix potwierdziła skinieniem głowy, a potem przytknęła czoło do czoła Linnei, jak często robiły będąc dziećmi. Linneę ogarnęło poczucie bliskości, jakiego dawno nie zaznała, a potrzeba chronienia przed wszelką krzywdą tej, którą kochała najbardziej z całej rodziny, jeszcze się w niej wzmogła. Beatrix odsunęła się pierwsza. - Muszę iść do Maynarda... - Nie! Nie - zaprotestowała Linnea, trzymając siostrę za ramię. - Nie powinnaś sama wychodzić z zamku, kiedy są tam ci wszyscy mężczyźni. - Będzie przy mnie Norma. - Beatrix spojrzała na nianię, która opadłszy na ławkę wciąż ciężko dyszała. - Nie. To ja pójdę z Normą - zadecydowała Linnea. - Słyszałaś przecież, co powiedziała babka. Masz tu zostać. Ja mam pójść do Maynarda. Ale Linnea była nieustępliwa. Choć przerażona tym, co spodziewała się zastać na zewnątrz - począwszy od obecności żądnych krwi najeźdźców po stan brata - jeszcze większym lękiem napawała ją myśl, że Beatrix będzie musiała stawić czoło tym okropnościom. - Maynard z pewnością krwawi - powiedziała szybko, starając się. by jej ton zabrzmiał przekonująco. - Lepiej, żebym to ja poszła. - Poza tym mam jedyną szansę pokazać babce, że to nie moja wina, pomyślała. Jeśli zdołam uratować Maynarda... - A jeśli on umrze? - spytała drżącym szeptem Beatrix jakby znała myśli siostry. Linnea nawet nie chciała o tym myśleć. - Chodź ze mną. Normo. Musimy się pospieszyć. Szybko, Bea. Zamień się ze mną ubraniem, a potem zamknij się tutaj i nie otwieraj nikomu spoza rodziny. Beatrix wahała się przez moment Linnea wiedziała dlaczego. Nie zamieniały się rolami już od wielu lat... odkąd umarła ich matka i babka zabroniła im tych dziecięcych figli - Kiedy zrobiły to jedyny raz od tamtego czasu, zostały surowo ukarane... to znaczy Linnea została ukarana. W końcu Beatrix pokiwała głową, pełna obaw, lecz jak zawsze chętna udziału w szalonym pomyśle siostry. Zawsze tak było. Linnea zuchwałą i szalona; Beatrix ostrożna i ufna. Linnea nie buntowała się przeciwko karze, jeśli była skutkiem przewinienia z jej strony... podobnie jak wydawało jej się sprawiedliwe, że Beatrix nie ponosi kary, jako że tonie ona by/a prowodyrem wszelkich występków. Tylko niezasłużone kary budziły jej sprzeciw - to, że rodzina uznawała ją za wyrzutka, że nie kochano jej tak samo jak siostry, że nigdy nie dostawała takich wspaniałych rzeczy jak Beatrix. Linnea zrzuciła z siebie odzienie. Było proste w kroju i nie miało żadnych ozdób. Natomiast suknia, którą podała jej Beatrix, uszyta była z cienko tkanej wełny w kolorze leśnej - zieleni. Wycięcie przy szyi zdobiła złota wstążka, biegnąca też w dół na przodzie stanika. Tafię oplatał cienki skórzany pasek tłoczony w powtarzający się wzór celtyckich węzłów i mitycznych stworzeń. Nałożyła tę wspaniałą suknię na swą szorstką płócienną koszulę, na moment zapominając o okolicznościach, zmusiły je do tej zamiany. Mając na sobie piękny strój - a daleko mu było do najlepszych odświętnych szat Beatrix - niemal uwierzyła, iż to ona jest tą pierwszą córką. Najskromniejszy strój Beatrix był znacznie wytworniejszy od najlepszego ubrania drugiej z sióstr. Linnea wygładziła spódnicę i zapięła pasek. Dopiero kiedy odrzuciła gruby warkoce na plecy i spojrzała na Beatrix, znów wróciła myślami do rzeczywistości. Czyżby wyglądała tak samo w swych zgrzebnych szatach? Nie, to niemożliwe; zwątpiła, czy wymyślony przez nią podstęp może się udać, ponieważ nawet w prostym, nadzwyczaj skromnym ubraniu Beatrix nadal była piękna. Każdy musiał od razu przejrzeć ich oszustwo. - Panie, zmiłuj się - odezwała się w tym momencie Norma, wodząc wzrokiem od jednej do drugiej ze swych podopiecznych. - Gdyby nie ten szczególny znak. po którym można was odróżnić... Urwała, lecz to wystarczyło, by Linnea poczuła się znacznie lepiej. Może różnice pomiędzy nią a siostrą nie były aż tak oczywiste dla innych jak dla niej. - Nie zapomnij o kluczach - napomniała Norma szeptem, jakby się bała, że ściany mogą wydać ich sekret. Linnea zastanawiała się, czy niania bardziej się boi gniewu lady Harriet czy de la Manse'a. Zadrżała stwierdziwszy w duchu, że i ona mogłaby sobie zadać to pytanie. - Bądź ostrożna, droga siostro - poprosiła Beatrix, przyciągając Linneę, by ja uścisnąć. - Powiedz naszemu bratu, że się za niego modlę. I wracaj jak najszybciej. Linnea z Normą zeszły po krętych kamiennych schodach, trzymając się za ręce dla dodania sobie otuchy. W całym zamku Maidenstone panowała dziwna, inna niż zwykle atmosfera. Gdyby nawet nie czuć było dymu. a Linnea nie była świadkiem tych wszystkich strasznych wydarzeń, i tak wyczułaby zmianę, jaka zaszła w jej domu. Miała wrażenie, iż nawet od murów bije jakieś dziwne napięcie. Jakiś budzący grozę niepokój. I te odgłosy... inne niż zawsze, jakby nie pasujące do otoczenia. Zbyt wiele męskich głosów... żadnych kobiecych. Gdzie się podziały wszystkie kobiety? Zwolniły idąc po ostatnich stopniach. Norma trzymała się z tyłu; nie była w stanie ukryć lęku, Linnea także miała ochotę gdzieś się schować. lecz myśl o Maynardzie cierpiącym coraz mocniej kazała jej iść i ciągnąć za sobą opierającą się niańkę - w ten sposób przeszły pod niskim kamiennym łukiem prowadzącym do wielkiej sali. Najpierw dostrzegła chłopca - tego przeklętego młodego de la Manse. Stał z trzema innymi mężczyznami, przy których wyglądał jak karzeł, bo wszyscy trzej byli słusznej postury. Linnea wydęła nozdrza z niechęcią