Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Musiał on bezsilnie przyglądać się jak jego cudowną córkę posyłają jako narzeczoną dla innego potężnego lorda, który spokojnie mógłby być jej pradziadkiem, a wszystko po to, by spłacić dług hazardowy lorda Gweriliatha. Zadaniem Lorryna było tylko koordynowanie poczynań spiskowców; przywódcy wyrastali sami, jak grzyby po deszczu, w miarę jak rozchodziły się wieści o mocy tkwiącej w tej nowej biżuterii. Lorryn z trudem zapanował nad sobą, ujrzawszy na wystawie sklepowej kopie ażurowej biżuterii - oczywiście ze złota i dalekie od precyzji wykonania prawdziwych. Kto wie, czy wkrótce er-lordowie nie zaczną pokrywać złotem swoich srebrnych wyrobów i nikt już nie będzie w stanie odróżnić prawdziwych od podróbek. Jedynie poprzez ich działanie - lub jego brak. - Życzę ci powodzenia, panie - powiedział poważnie, dając młodemu lordowi sygnał, że rozmowa jest skończona. - I baw się dobrze na przyjęciu, - Z pewnością będę, uwierz mi, z pewnością. - I z tymi słowy podniósł się z ławy i wymaszerował z sali, bez jakichkolwiek oznak, że wypił dawkę wina mogącą zwalić z nóg konia pociągowego. Lorryn posiedział jeszcze trochę, lecz pora była już późną i wszystko wskazywało na to, iż był to jego ostatni klient tego wieczoru. Wstał więc i zapłacił hojnie karczmarzowi. Był on człowiekiem, a pod tuniką nosił znacznie uproszczony żelazny naszyjnik. Było to coś pośredniego między kobiecą biżuterią a naszyjnikami noszonymi przez mężczyzn. Wyrabiały je zręczne ręce ludzkich niewolników - rzemieślników zakupionych za złoto, którym lordowie płacili za bardziej precyzyjne wyroby. Naszyjniki te stały się bardzo popularne wśród niewolników, chociaż Lorryn bardzo uważał, komu sprzedaje lub daje te drobiażdżki. Musieli to być ludzie bardzo skrzywdzeni przez swoich teraźniejszych lub byłych panów, a jednocześnie tacy, którzy nie znajdowali się obecnie w bezpośrednim zasięgu oddziaływania ich mocy magicznej. Dobrymi kandydatami byli tu sklepikarze, szynkarze, niektórzy nadzorcy i konkubiny. Wybranych Lorryn sprawdzał sam, i to dokładnie. Zostawił na stole niedokończony dzban wina i udał się na drugie piętro. Tu znajdowało się prywatne mieszkanie karczmarza oraz jego biura. Tutaj też szynkarz przygotował mały pokoik, w którym Lorryn zamieszkał z siostrą i Merem. Zatrzymał się przed drzwiami i delikatnie zapukał. Mero uchylił drzwi, przez które wśliznął się do środka. - Bardzo wygodnie jest dysponować czarodziejską mocą, gdy zawiązuje się spisek - zauważył, gdy Mero wrócił do przerwanego zajęcia. Owijał on starannie pokryte srebrem żelazo w kawałki jedwabiu i wkładał do sakiewek podobnych do tej, którą Lorryn przed chwilą wręczył młodemu lordowi. - Właśnie dlatego lordowie elfów od dawna próbują wytrzebić tę moc - odparł Mero, z którego twarzy wyczytać można było zdenerwowanie nieproporcjonalne do tej zwykłej uwagi. - O co chodzi? - spytał Lorryn, zaniepokojony oznakami gniewu i zdenerwowania, widocznymi na twarzy przyjaciela. - O Shanę, ma pełne ręce roboty - usłyszał niespieszną odpowiedź. - Zaraz po naszym odejściu Keman i Dora udali się na jakieś własne poszukiwania. Tymczasem Caellach Gwain i połowa innych czarodziejów czym prędzej zwołali radę czarodziejów, na której przeciwstawili się Shanie, przymierzu z Żelaznymi Ludźmi i wszystkiemu, co tylko mogli wymyślić. Oni wcale nie wierzą, że lordowie elfów mają zamiar ich. zaatakować. A gdyby nawet, to Caellach przekonał starych malkontentów, że wystarczy, jeśli wydadzą Shanę elfom, a niebezpieczeństwo zostanie zażegnane! Lorryn zacisnął pięści i poczuł, jak ogarnia go gorąca fala gniewu. - Mają bardzo elastyczne pojęcie honoru - wycedził. - Niemal tak elastyczne jak władcy elfów. Mero gapił się na niego przez chwilę, po czym usta wykrzywiły mu się w mimowolnym uśmiechu. - Czy mogę cię zacytować, gdy będę z nią rozmawiał? - spytał. - To zbyt dobry argument, żeby się zmarnował. Lorryn nieco się odprężył