Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Goście słuchali mnie z łaskawą myślą i gorącym sercem, a w końcu obdarzyli mnie zbiorową pamiątką, tą cudną Z ł o t ą R ó ż ą, która wespół z posążkiem Wandy zdobi moje biurko, i ciągle kwitnie mi w oczach jak wesoła wróżba. Jest jednakże w wydaniu Branek pewna niedokładność, która mi mocno dolega. Dzieło napisane pod natchnieniem Przyjaźni, należało się z prawa mojej przyjaciółce. Toteż chciałam przypisać jej ten utwór i już wytrysła mi spod pióra „dedykacja” wierszem, której nawet byłam dość rada. Cóż, kiedy druga strona położyła swe przemocne veto... Moja przyjaciółka przyjęła rękopism dedykacyjny z rozczuleniem, schowała go na pamiątkę, ale —powodowana tą skromnością, która u niej dochodzi do zakonnej pokory, nie pozwoliła na jego wydrukowanie w książce. I tak, Branki ukazały się bez „dedykacji”... A szkoda! Żal mi tych kilku strofek wyjętych spod serca, które brzmiały tymi słowy: W zaciszonej komnacie, gdzie leżą me księgi, Przy stole, unoszącym kałamarz i pióro, Kazałam wykuć wnękę. Muszlowe jej kręgi Pieściwie przyoblekłam złotem i purpurą, I zarys drogich liców zwiesiłam u ściany. Godna czci, Eugenio! Twój to wizerunek. Tak, czy dumam, czy piszę, obraz ukochany Tkwi nade mną, jak srebrny gwiazdy pocałunek. Co rano go w samotnej pozdrawiam świątyńce. Jest i czarka na kwiaty u jego podnóża. Nie ogrodnik tam wonne przynosi gościńce, Kwiatek w niej tylko jeden: Jerychońska róża. Dziwna róża! Pod rąbkiem surowym ukryta. Centyfolia w jaskrawe stroi się przynęty, Lecz jutro więdnie. Tamta bez końca odkwita. Prawdziwy kwiat przyjaźni, wytrwały i święty. W ten to kwiat niewiędnący, w ten to wizerunek Wpatrzona, malowałam tło mojej powieści. Barwy jej z trzynastego stulecia. Rysunek Ze wszystkich wieków: przykład przyjaźni niewieściej. Czyjeż imię w gotyckim jej szczycie wyżłobię, Jeśli nie tej, najdroższej, co mi jest i będzie Przyjaciółką jedyną? Poświęcam ją Tobie. Twym imieniem, koronna, niech śpiewa je wszędzie. Nie lękaj się, o skromna! aby przez odbicie, Z tej księgi nasze własne dzieje podpatrzono. Tłumom je rzucać? Nigdy! Wszak niewieście życie Powinno stać jak arka, za wieczną zasłoną. Ciebie malować w księdze? O to się nie kuszę. Kto miłuje, ten widzi w bezchmurnym przezroczu Skarby, przepełniające miłowaną duszę, Lecz nie zdoła w nie cudzych wtajemniczyć oczu. Tak w górach, kiedy słońca zachód płomienisty Lodowce poprzestrzela żyłami z opalu, Po kaskadach roztrzęsie drżące ametysty, I w obłokach wyciosa pałace z koralu, Malarz odrzuca pędzel, skarży się na czary: „Jakże oddam ich blaski? Farby mam za blade. A chociażbym i oddał, nikt mi nie da wiary.” Więc nie lękaj się, skromna! I ja pędzel kładę. Nie przejrzysz się w tych kartach, jako w szybie wody. Elżbieta ni Ludmiła, duszą ni obliczem, Nie są do nas podobne. Krwawe ich przygody Z osnową naszych losów nie wiążą się niczem. Lecz serca? Ach, tu znajdziesz zwierciadło. Zwróć oczy W pęknięte, rubinowe serca ich rozłamy, Dojrzysz rys, co je z nami na zawsze jednoczy: One tak się kochały, jak my się kochamy. 4. Wypowiedziawszy się w Brankach, porzuciłam kształt powieściowy, i co prędzej wróciłam do Polski w pieśni. Ach, co prędzej, bo lata uciekały, powiew jesienny już niekiedy mnie dolatywał, a z moich wiosennych zamiarów tak mało jeszcze się spełniło! Poczucie tej ucieczki czasu, tej marności ludzkich przedsięwzięć objawia się w tęsknej nucie niektórych ówczesnych wierszyków, jak np. Nieśmiertelnik, Dwa pokolenia, a zwłaszcza Pieśń wieczorna. Gdybyż przynajmniej do pary z Wandą mogła była jeszcze stanąć Jadwiga, ta Jadwiga najwcześniej przeze mnie próbowana, tak rzewnie i gorąco ukochana! Zatem, wszystko na bok usunęłam, nawet poprawienie i przepisanie Branek i nie mieszkając zasiadłam do Jadwigi. Sądziłam, że w jaki rok z niej wybrnę. Gdzie tam! Napisałam tylko część pierwszą. Wprawdzie poszła mi dosyć gładko, włożyłam w nią dużo moich uczuć i przekonań i gdybym była mogła skończyć ją za jednym zamachem, wielką miałabym stąd uciechę, cóż, kiedy jak na przekorę, musiałam zawiesić tę pracę, a to dla bardzo licznych i różnorodnych powodów. Nastały dla mnie lata niezmiernie ruchliwe. Już w r. 1880 zgodziłam się na wygłoszenie odczytu i skorzystałam z tej sposobności, ażeby wedle moich sił, naprawić pewną niesprawiedliwość, co mnie już dawno bolała, mianowicie, aby uczcić Klementynę Hoffmanową, tę znakomitą naszą przodowniczkę, której pamięć jest w nowszych czasach za mało uznana i opacznymi sądami skrzywiona. Sam odczyt zamknął się z konieczności w niewielkich rozmiarach, ale wymagał długich i sumiennych studiów. W roku 1881 w moim domu był obchodzony jubileusz A. E. Odyńca. Wkrótce potem jeździłam do Krakowa, gdzie zaproszono mnie jako jedną z gospodyń balu Mickiewiczowskiego. Tam podjęłam się zbierania składek na pomnik Mickiewicza w Krakowie. W r. 1882 jeździłam znów do Lwowa, zaproszona tam dla odczytów, a w jesieni widziałam w Częstochowie pięćsetletni jubileusz, z którego zrodził się zaraz poemat: Na Jasnej Górze. W r. 1883 nowe zaprosiny do Poznania i nowe tam odczyty. Wszystkie te wycieczki, uroczystości, składki pochłaniały mi dużo czasu, wymagały bardzo wiele zabiegów i dawały pochop do pisania różnych rzeczy ubocznych. Prawda, że też niesłychanie uświetniały mi salon. Nigdy jeszcze nie miewałam równie tłumnych czwartków, z których nieraz przyszło mi zapisywać już nie tylko po sto i dwieście, ale czasem i do trzystu osób. Najgłówniejszym jednak powodem zawieszenia Jadwigi było zbliżanie się roku 1883, tej dwóchsetnej rocznicy zwycięstwa pod Wiedniem. 5. Już prawie od lat trzydziestu ciągle zbierałam i wyławiałam wszystko, cokolwiek się tyczyło wyprawy pod Wiedeń: książki, ryciny, wzmianki gazeciarskie. Przewidywałam, że dopiero na dwóchsetną rocznicę zjawi się największe bogactwo materiałów, i przewidywanie to nie omyliło. Już na rok pierwej zaczął się sypać, tak u nas jak w Niemczech, cały nawał ciekawych ksiąg, map i albumów. Teraz już nie miałam na co czekać. Nie chciałam też, aby rok tak wielki przeszedł bez uczczenia w moim domu. Wyjęłam więc z Mauzoleum zaklęty rękopism i zaczęłam się w nim rozglądać. Jeżeli przed ćwierćwiekiem był niegodzien druku, to tym niegodniejszy był dzisiaj, po tyloletnich postępach. Jednak niektóre ustępy mogły być zużytkowane, a co plan ogólny, to przedstawiał się bardzo dobrze