Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Młodzieniec, nieleniwie wypełniając rozkaz chorej macochy, idzie – z czołem pomarszczonym jakimś starczym smutkiem – do sypialni, żonie ojca swego, matce brata posłuszeństwo powinne okazując. Lecz ona, że to tak długo cierpiała w okrutnym milczeniu, teraz jakby więznąc na mieliznach wątpliwości powstrzymuje każde słowo, które już wydało się jej było najodpowiedniejsze w tej rozmowie; wstyd jeszcze teraz zachwiewa ją w postanowieniu, że ciągle nie wie, skąd by najlepiej zacząć. Młodzieniec zasię, ciągle jeszcze się nie domyślając niczego takiego, sam skromnie ją zapytuje o przyczyny jej widocznej zgryzoty. Wtedy dopiero ona, dopadłszy w tym sam na sam fatalnej sposobności, wpada nagle w zuchwalstwo i tak się doń krótko odzywa drżącym głosem, łzami zalana i szatą twarz osłaniająca: „Ty sam jesteś przyczyną i początkiem całej tej mojej udręki, a zarazem sam jedynym lekiem i jedynym mi pewnym ocaleniem. Te to twoje oczy bowiem przez źrenice moje zapadły mi na dno serca i tam pożogę najsroższą rozjarzyły. Przeto ulituj się ty nade mną, która ginę dla ciebie! I niech cię nie odpycha ode mnie cześć dla ojca, któremu ocalisz tylko małżonkę, co zaiste już zginąć miała. Przeto cię bowiem miłuję. Iż jego obraz w obliczu twym rozpoznaję: rzecz to sprawiedliwa. Miejże otuchę pewną w tej naszej tu samotności, miejże tę chwilę tajemną za sposobną do sprawy, co już nieunikniona! Wszakże o czym nikt nie wie, tego prawie nie było”. [4] Tą nieszczęsną, a tak nagłą historią strapiony młodzieniec, choć się taką zbrodnią od razu okrutnie przeraził, nie chciał jednak rozogniać rzeczy odtrąceniem niewiasty surowym – co, zaiste, nie na czasie byłoby – lecz sądził, że ostrożnymi obietnicami wszystko odwlecze, a potem ułagodzi. Serdeczne tedy daje przyrzeczenia, nie skąpi zachęt, by nabrała otuchy, by pomyślała o sobie i przyszła do siebie – aż do czasu, kiedy podczas jakiejś nieobecności ojca nadarzy się im chwila dla rozkoszy – po czym wymyka się co prędzej z grzesznego towarzystwa macochy. Rozumiejąc zasię, że tak fatalne nieszczęście w rodzinie wymaga dojrzalszej rady, udaje się natychmiast do jednego starego swego nauczyciela, człeka znanej powagi. Długo o tym ze sobą radzili i tak im się zdało, że jedyną rzeczą zbawienną tu będzie to, aby szybką ucieczką umknąć się nadciągającej burzy losu. Tymczasem jednak nie posiadająca się z niecierpliwości nawet wobec małej zwłoki niewiasta, wymyśliwszy pierwszą lepszą przyczynę, już była małżonka sztuczkami zmyślnymi nakłoniła, by wyruszył do swoich bardzo odległych dóbr. Zaledwie się to stało, oszalała nadzieją, co długo dojrzewała, żąda wypełnienia przyrzeczenia mającego żądzę jej zaspokoić. Lecz młodzieniec już to tej, już to innej chwytając się wymówki, odsuwał haniebną schadzkę, i to tak długo, aż ona domyśliwszy się jasno z tych najrozmaitszych odpowiedzi, że przyrzeczenia spełnić jej nie chce, z dziwną zmiennością przerzuciła się z miłości niegodziwej w nienawiść o wiele jeszcze straszniejszą. Przybiera sobie tedy od razu jakiegoś nikczemnego, oddanego jej aż do wszelkiej zbrodni niewolnika – którego jeszcze z posagiem otrzymała – i zwierza mu się ze swymi przewrotnymi zamiarami; jakoż nic nie znajdują tu lepszego nad to, by nieszczęsnego młodzieńca pozbawić życia. Niezwłocznie tedy zaprzęga niewiasta do dzieła tego hultaja, który przygotowuje mocną truciznę, umiejętnie zatruwa nią wino i przyładza je na zgubę niewinnego pasierba. [5] Ale podczas gdy te zbrodnicze dusze rozmyślają razem nad tym, przy jakiej by mu to sposobności podsunąć, dziwnym zrządzeniem losu ów młodszy chłopak, własny syn niewiasty niegodziwej, wrócił do domu po rannych lekcjach, właśnie zjadł śniadanie i spragniony, natknąwszy się na ów kielich wina, w którym czaiła się trucizna, wychylił go duszkiem nie wiedząc o utajonej w nim zdradzie. Skoro tak wypił śmierć przeznaczoną dla swego brata i padł bez życia na ziemię, nauczyciel i pedagog jego, przerażony nagłym skonem chłopca, jął rozdzierającym głosem przyzywać matkę i wszystkich domowników. Rozpoznano niedługo, że był to wypadek otrucia, i każdy z obecnych inne miał posady co do tego, kto mógłby być sprawcą strasznej zbrodni. Ale owej potwornej kobiety, owego wzoru złej macochy – wzoru, jakich niewiele – nie poruszyła straszna śmierć syna ani wyrzuty sumienia z powodu morderstwa, ani niedola w domu, ani rozpacz czekająca na małżonka, ani udręczenia pogrzebu; ona z nieszczęścia w rodzi- nie wyciągnęła zysk dla swej zemsty. Oto natychmiast wysłała gońca, aby doniósł mężowi bawiącemu w drodze o stracie w domu