They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Zęby jak zęby, jedne do usunięcia, inne do leczenia, nawet dużo ich, ale - rzecz zaskakująca - wizyty u Borkowskiego urywają się nagle gdzieś w połowie 1935 roku. Dziwne to o tyle, że inni nadal chodzili. Owszem, zdarzały się dłuższe przerwy w leczeniu, bo zanim ząb się na tyle zepsuje, że trzeba zdjęcie robić, to upłynie rok czy dwa. Ale nie tyle lat! Z początku myślałem, że gdzieś na dłużej wyjechał, ale nie - sprawdziłem. Czyżby zupełnie wszystkie wyleczył... Nie, to chyba niemożliwe. Musiała być inna przyczyna. Kiedyś zaszliśmy w tej sprawie do niezastąpionego w takich przypadkach szewca, a on najpierw udaje, że nie rozumie, durnia stroi, i dopiero gdyśmy go pytaniami do muru przycisnęli, uchylił rąbka tajemnicy: jak to nie wiecie? - dziwi się, uśmiechając się chytrze, ni to do nas, ni to do siebie, po czym skrzeczy nieco ściszonym głosem - bo się bał, tak, Borkowski - jak wiecie - miał zajęcze serce i najzwyczajniejszego pietra, że mu szyby w nocy wytłuką albo i jemu samemu kości przetrącą, nos przefasonują, albo klientów straci, bo żaden szanujący się Niemiec nie pójdzie gdzie leczą takich jak Henio, bo on to wiecie, no wiecie... i tu szewc uciął w pół słowa, patrząc na nas badawczo, a gdy wkrótce zorientował się, że jednak nie wiemy, to tylko machnął ręką i żwawo zabrał się do roboty, dając nam do zrozumienia, że rozmowa skończona... Czasem nie sposób dojść z nim do ładu. Podwórko Henia sąsiaduje z podwórkiem Madame Lulu, wystarczy przejść przez jedną piwnicę, tylko trzeba wiedzieć którą - inaczej zginąłby człowiek w istnym labiryncie, jest większe i bardziej zaludnione, w budach ruch przez cały dzień, rojno i gwarno, bo magiel, a tu szewc, tu znów melina, więc tam, między skupem butelek a gołębnikiem tego volksdeutscha co to wszystkim rozpowiada, że przed wojną działał w KPP, że niby pracował w tym ich biurze kilka ulic dalej, że miał zaświadczenie, ale musiał zniszczyć, bo za to Stutthoff, i tafcie bajki, ale nikt mu nie wierzy, więc są tam niewielkie drzwi, za nimi kręte, nie oświetlone schody prowadzące na górę, na długi, murszejący nieco, skrzypiący drewniany balkon, a z niego można się już dostać do pokoiku Henia... Odwiedzamy go, ilekroć trochę grosza brakuje, na kino, na znaczki albo piłki do tenisa, częściowo też z ciekawości, bo bywa, że coś interesującego pokaże, opowie, teraz czekamy na balkonie, aż wróci z pracy, patrzymy na kotłowaninę na dole, bo i handel drobny odchodzi, paserów i złodziei trochę się tu dekuje, lichwiarka zawsze ma pełno klientów, ale nawet dziwki mówią na nią - kurwa, w melinie bezustannie popijawy i awantury, nie tak dawno siekierą jednego zarąbali, mówią, że to był kapuś, ale kto ich tam wie, tak też w tym tumulcie nie słychać kroków wracającego Henia, choć on i tak cicho chodzi, jak kot, nieśmiało, więc zauważymy go dopiero gdy chrząknie cicho, odwracamy się: jest, jest biedny, cherlawy Henio, z którego wszyscy się nabijają i wszyscy nim gardzą, choć taki spokojny, nikomu nie zawadza, przeprasza, że żyje, stoi skulony, jakby się nas bał, pociesznie wygląda, tę swoją nieproporcjonalnie dużą głowę wtula w wątłe ramiona, cierpiętniczą twarz - i tak już zniszczoną - marszczy, wykrzywia dziwnie, co ma niby oznaczać uśmiech, ale nie ma w nim radości, raczej zakłopotanie, i przez ten grymas jego czarne, głęboko osadzane oczy zdają się zapadać jeszcze głębiej, uciekać w głąb czaszki, a w ich miejsce pojawiają się dwie skośne śliskie zmarszczki, mimo że dorosły, ba, starzejący się, to niewiele wyższy ode mnie, z tobą równy, tylko ta głowa baloniasta jak dynia i stercząca jak u mongołków, duże uszy, złośliwi mówią, że nimi nie rusza, lecz strzyże, ale Henio - choć safanduła straszna - mądrzejszy od nich wszystkich, wykształcony, jedyny uczciwy na podwórku..