They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Jeśli już pan tak dba o wychowanie dzieci, to niech pan je również przyzwyczaja do porządku. - l znów zamachnął się bykowcem. Nauczyciel wziął z kąta jakąś szmatę i wykonał polecenie Wuja. - To już znacznie lepiej - powiedział Wuj. - Jeśli panu kiedykolwiek przyjdzie ochota uderzyć mojego siostrzeńca w twarz, proszę pamiętać, że zjawię się tutaj znów. Zobaczymy, co okaże się silniejsze; pańska bezmyślność czy moja pomysłowość. Uchylił kapelusza i wyszedł; dusiciele poszli za nim. Stałem pod drzewem, którego liście twarde były od kurzu, i piłem piwo wprost z butelki. Chciałem już iść po następną, lecz usłyszałem zbliżające się kroki i zobaczyłem Samsonowa. Przez chwilę myślałem, że i on jest pijany; szedł mamrocząc coś do siebie i kiedy wszedł w krąg światła, zobaczyłem jego tak wstrętny mi uśmiech. Samsonow podszedł do mnie, oparł się ciężko o wątłe drzewo, a wtedy osypało się nieco kurzu na nasze twarze. - Wyspał się pan? - Dziękuję. Pan był tak uprzejmy i zostawił mi kartkę. - Znalazł pan piwo? - Znalazłem i rewolwer. Cegła wypadła. Milczał; znów potrącił gałązki drzewa i znów osypał się kurz. - Gorąco tutaj - rzekł po chwili Samsonow. - Beton nagrzewa się w ciągu dnia. Bierz pan szlauch; polejemy podwórko wodą. - Skończę najpierw moje piwo - rzekłem. - Przynieś pan i dla mnie butelkę. - Sam pan sobie przynieś - powiedziałem. - I weź pan ze sobą lampę elektryczną. I zaplącz pan kabel tak, żeby nastąpiło krótkie spięcie i żeby pana szlag trafił za pańską głupotę. Wytrącił mi butelkę z ręki. - Proszę wziąć swoją walizkę i wynosić się stąd - powiedział. - To szkło zamiotę sam. Zgarnąłem szkło nogą na bok, potem odwróciłem się ku niemu. - Jeśli ja wezmę swoją walizkę, to pan nie będzie mógł zabrać swojej - powiedziałem. - Nie wybieram się nigdzie. - To nie będzie zależało od pana, jeśli ja doniosę. Nielegalne posiadanie broni. W, niektórych wypadkach piętnaście lat. Tam dostanie pan wszystko; ubranie, wikt i opierunek. A teraz przynieś pan i dla mnie butelkę. Pan rozlał moje piwo. Patrzyliśmy chwilę na siebie, potem Samsonow wziął lampę i odszedł. Stałem wciąż pod drzewem patrząc za nim i wdychając gorzki zapach piwa rozlanego na ciepłym betonie, a skądś dochodził glos radia i tam śpiewano, że w deszczowy wieczór piloci usiądą za stołem i wypiją, gdyż niewiele rzeczy można robić w deszcz. Wtedy raz jeszcze pomyślałem, że niedługo przyjdzie deszcz i zabije zapach drzew, gorącej smoły i wiatru; i tylko psy pachnąć będą w deszczu. Również i ten człowiek, który zginął przeze mnie, bał się deszczu, gdyż pochodził ze wsi i jak każdy człowiek ze wsi był przesadny, i bał się, że deszcz go zabije, jak zabijał zawsze tych wszystkich chorych na gruźlicę, a ja dyktowałem te listy jego żonie i prosiłem go, aby nie bal się deszczu i aby nie myślał wcale o tym, gdyż teraz już medycyna poszła tak daleko naprzód, iż będzie mógł śmiało żyć, nawet gdyby deszcz padał każdego dnia; i prosiłem go, aby myślał tylko o tym, jak pierwszy raz był razem z żonę w łóżku; i o tym, jak bardzo była z nim szczęśliwa, i jak bardzo zawsze będzie z nim szczęśliwa, kiedy już wróci ze szpitala. I o tym, co ona czuła; a potem przerywaliśmy pisanie i kochaliśmy się znowu; a potem to weszło już nam w przyzwyczajenie. A teraz nie ma już ani Barbary, ani Jana; teraz czekałem już sam na deszcz, którego on sil bał. My wszyscy byliśmy biednymi ludźmi; i on, i ja, i Barbara. I nasz kraj był biedny; i tylko dlatego jego lekarz wpadł na ten pomysł z listami, gdyż nie mieli telefonu. Więc lekarz powiedział do Barbary, aby pisała do niego codziennie, gdyż stan psychiczny gruźlików jest czasem decydujący, jeśli chodzi o ich stan fizyczny; i tak Barbara zaczęła pisać te listy, a ja kiedyś spotkałem ją idącą do domu i ona powiedziała mi, że każdego dnia musi pisać jeden cholerny list, i że ma tego dosyć, a wtedy ja jej powiedziałem, iż jej pomogę, i ona smiała sil ze mnie; a pewnego dnia zacząłem jej dyktować list i mówiłem o tym, co ona czuła, idąc po raz pierwszy z nim spać, i patrzyłem na jej pełne usta, które zrobiły się nagle suche, i tak to się zaczęło. Samsonow wrócił i podał mi butelkę. - Pan ma dziwne poczucie humoru - rzekł. - Wiem. Ja jeszcze w grobie będę bawić się grzechotką. - I cóż pan zamierza? - Nic nie zamierzam. Po cóż panu broń? Nie trzymałby pan tego, gdyby pan nie miał pozwolenia. - Jeśli się ma broń i wie się, jak jej używać, to nic trzeba pozwolenia. - Nie moja rzecz - powiedziałem. - Ja się wyprę w razie czego. Ale pan się nie wyprze. Ten garaż należy do pana. - Staliśmy przez chwilę w milczeniu, a ja słuchałem wciąż tej piosenki o pilotach dobiegającej z otwartego okna; pomyślałem sobie, iż to nic było radio, a tylko płyta gramofonowa. Powiedziałem do Samsonowa: - Zapomnielśmy się trącić. - I wyciągnąłem ku niemu swoją butelkę. - To nie moja broń - powiedział Samsonow. - To broń mojego kolegi. Pamiątka z wojny. Pan tego nie zrozumie. Pan nie był na wojnie. 1 nic jest pan oficerem. - A on panu powiedział: „nie komuniści mi dali broń, i nie komunistom ją oddam." - Tak było. - Dlaczego nie trzyma jej u siebie? - Nie wziął ze sobą walizki. - Oddaj mu pan to, kiedy wróci. - Nie wierza w duchy - powiedział Samsonow. - I panu bym także nic radził. - Dlaczego pan go chce pamiętać? - Był dla mnie jak brat. - Pan go aż tak kochał? - Pan mnie nic zrozumiał - powiedział Samsonow