They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

.. To zupełnie zmienia postać rzeczy! W ramach wymiany jeńców dacie mi wszystko, co zechcę i jeszcze coś na dokładkę..." - Proponujecie wymianę jeńców? - zapytał generał. - W pewnym sensie. Damy wam puste, niezdolne do pracy środki transportu, a wy zwrócicie je nam wyremontowane, gotowe do lotu razem z... z istotami, nauczo- nymi pilotażu. Prócz tego, oddamy wam naszych obywateli, których będziecie mogli wykorzystać w charakterze przyspieszaczy na waszych statkach. Wymiana zostanie przeprowadzona w następującym stosunku: jeden obywatel Nowej Ziemi na osiemdziesięciu waszych obywateli. „A to ci dopiero propozycja!" Czegoś takiego generał baron zupełnie się nie spodziewał. Zaskoczony, z trudem zdołał zachować niezmącony spokój, żeby nie pokazać, jak bardzo jest zdumiony. Co najważniejsze, „torpedy" z Nowej Ziemi nawet nie biorą pod uwagę możliwości odmowy, po prostu oznajmiają warunki, które należy natychmiast przyjąć. „Ale spróbujmy się potargować...". - Zazwyczaj - zaczął ostrożnie Mirzoj-bek – wymiana jeńców jest przeprowadzana w stosunku jeden do jednego, a niejeden do osiemdziesięciu. - Odmawia pan współpracy? - zapytał Staś, nie patrząc na rozmówcę. - Tego nie powiedziałem. Po prostu chciałbym doprecyzować pewne szczegóły. - Proszę precyzować. - Na jakiej podstawie ustalono stosunek jeden do osiemdziesięciu? - Taki jest stosunek realnych strat w ostatnich latach. Generał miał inne dane, ale nic nie powiedział. Nie wiadomo, co oni rozumieją pod pojęciem „realne straty". - Czy istnieje jakaś alternatywa zaproponowanej przez was wymiany? - Owszem. Możemy samodzielnie wybierać waszych obywateli w miejscach ich przebywania, następnie odrzucać tych, którzy się nie nadają, a pozostałych uczyć bez waszej pomocy. Dla nas będzie to dość wygodne, a wasze straty w wypadku realizacji tego wariantu wzrosną o rząd. Twarz generała pozostała beznamiętna, ale gdzieś w środku Mirzoj-bek poczuł chłód. Ci dranie grożą inwazją na planety imperium! - Obawiam się, że ta droga byłaby znacznie bardziej kłopotliwa... - powiedział powoli. - Ale o jakich ilościach właściwie rozmawiamy? - W chwili obecnej możemy zaproponować wam czterystu naszych obywateli. Mirzoj-bek pospiesznie napisał na płytce: Ilu mamy przeszkolonych katorżników? Na monitorze natychmiast zapłonęła odpowiedź: Dwustu jedenastu. Niezbyt wielu, jeśli wziąć pod uwagę, że wymagana liczba wynosi trzydzieści dwa tysiące. - Zebranie i wyszkolenie niezbędnej liczby naszych obywateli będzie wymagało czasu - oznajmił generał, naśladując styl rozmówcy. - Jak dużo czasu? - W chwili obecnej nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Sądzę, że odpowiedź będzie możliwa jutro o tej samej porze. - Nawiążemy łączność. - Dobrze byłoby mieć stały kanał łączności w celu rozwiązywania pojawiających się problemów. - Kanał będzie. Twarz parlamentarzysty wykrzywiła się nagle, przebiegł po niej skurcz bólu. Staś zachwiał się, robiąc krok do tyłu. Do gabinetu wpadło dwóch ordynansów z para- lizatorami oraz pułkownik Amir. - Pomóżcie mu - rzucił generał. - Dajcie mu wody. A sam chwycił płytkę i napisał gruby znak zapytania, ale na sekundę przed tym na monitorze pojawiła się odpowiedź: „Podwyższona wartość wektora psi". No proszę, w samą porę! Szczęśliwy przypadek lubi tych, którzy gotowi są na niego czekać. Podwyższona wartość wektora psi, lokalna i niezbyt długa, najwyżej trzy minuty... lepszy byłby stały wzrost, wtedy mieliby do dyspozycji całą dobę... Cóż, trzeba korzystać z tego, co się ma. - No?! - Zaraz odzyska przytomność. Porucznik Staś zaszlochał, szczękając zębami o brzeg szklanki i napił się wody. - Zastrzelcie mnie... - wydusił wreszcie. Mirzoj-bek nachylił się do parlamentarzysty, którego zdążyli już posądzić na kanapie. - Staś, słyszy mnie pan? Rozumie pan, co mówię? - Zastrzelcie mnie... - powiedział Staś nieco wyraźniej. - Co się z panem działo? Kim są pańscy panowie, jacy oni są? Co z panem robili? - Nie pamiętam... - Niech pan opowie wszystko, co pan pamięta. - Nic nie pamiętam... Boli mnie głowa... - Proszę spróbować! Gdzie pana wozili? - Nigdzie... Przez cały czas byłem na mostku, leciałem gdzieś, potem spałem... Jadłem jakieś świństwo, nie wstając z fotela. Jak próbuję myśleć, boli mnie głowa... - Widział ich pan? Widział pan ich bazy, planety? - Tylko kosmos i niebieskie niebo. Przestrzeń na kilka milionów parseków. - Gdzie jest to niebo? Gdzie? Przecież patrzył pan na przyrządy! Niech pan sobie przypomni! - Tam... - Staś machnął słabo ręką, nie wskazując właściwie żadnego kierunku. - Wartość wektora spada - zameldował ordynans. - Ona zaraz wróci! - krzyknął Staś. - Panie generale, niech mnie pan zabije, ja już nie mogę! - - Poruczniku Staś - powiedział dowódca do samego siebie, do jeszcze przytomnego porucznika, do jego panów, którzy na razie nie słyszą, ale będą go usilnie przesłuchiwać, - musi pan wrócić do pańskiego obecnego miejsca służby. - Nie... - szepnął Staś. - To pański obowiązek. W ten sposób zademonstruje my lojalność wobec naszych nowych sprzymierzeńców. Przy okazji mam dla pana radosną nowinę: awansował pan na kapitana i pańska rodzina otrzymuje kapitańską rentę. Gratuluję, kapitanie! - Zabijcie mnie..