They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

.. A jednak ja... znalazłem obserwatorium... Dobra, to są teleskopy. Ale te lekkie kratownice bez anten i luster? Rain na pewno nie pożałowałby czasu, aby udowodnić ich związek z astronomią.    Azarow usiadł w fotelu przed jednym z takich urządzeń, żeby się rozejrzeć i odpocząć. Patrzył w zadumie przez przezroczystą ścianę w mrok przestrzeni. I nagle drgnął, jego spojrzenie stężało: doznał wrażenia, że przed oczami rodzą się nowe gwiazdy. Tak, niewątpliwie – oto już kilka wychynęło z mroku. Nasilenie ich światła gwałtownie wzrastało. Gwiazdy nowe? Supernowe? Od razu tyle na jednym wycinku nieba? Przyszedł mu do głowy niejasny domysł: widocznie dziwnie wygięta, podobna do ósemki, kratownica także była jednak teleskopem, tylko że rolę soczewki, podobnie jak w mikroskopie elektronowym, spełniały tu pola magnetyczne. Przyrząd włączał się prawdopodobnie automatycznie, ilekroć obserwator zasiadał w fotelu.    Azarow uważnie śledził obraz gwiazd. Teleskop obejmował część nieba, przypuszczalnie gwiazdozbiór Smoka. Jeśli nie zawiodła go pamięć wykładów z astronawigacji, z czterech gwiazd, które znajdowały się obecnie w polu widzenia, oglądał niegdyś wyłącznie jedną – czternastej wielkości. Inne pozostawały niedostrzegalne nawet dla najsilniejszych ziemskich teleskopów.    Siedząc wygodnie Azarow poczuł, że właśnie teraz powinien dobrze odpocząć. Nie spuszczając oczu z firmamentu, położył na podłodze elektryczne dłuto, dotąd nieustannie trzymane w pogotowiu. Można odsapnąć kwadransik, a przy okazji również popatrzeć, jak będzie wyglądała następna część nieba – ta, która trafi w pole widzenia teleskopu, kiedy mknąca po orbicie planetka zmieni swoje położenie pod jakimś dostrzegalnym kątem.    Czekał chwilę – potem przymknął zmęczone oczy i znów je otworzył. Jak przedtem, drżały przed nim cztery gwiazdy. Spojrzał na zegarek. Minęło dziesięć minut. Gwiazdy winny były się przesunąć... Czyżby Deimos... Cóż za bzdury: przecież nie mógł stanąć na orbicie!    Jeszcze jedna zagadka z gatunku dotychczas nie rozwiązanych... A przede wszystkim trzeba kontynuować poszukiwania. Azarow sięgnął po elektryczne dłuto i nie znalazł go...    Przesunął ręką po podłodze. Zerwał się z fotela. Tak, dłuta ani śladu. Ktoś je zabrał? Ale kto mógłby tu wejść niepostrzeżenie?    Pogmatwane myśli pierzchały. Azarow rozglądał się gorączkowo. I nagle z radosnym okrzykiem skoczył naprzód i podniósł narzędzie, leżące opodal.    Wówczas zaczął uważnie lustrować otoczenie. Gdyby zrobił to, zanim usiadł, zauważyłby oczywiście od razu, że podstawa fotela wraz z kratownicą powoli, milimetr za milimetrem ślizga się po lśniącym metalowym paśmie. Prawdopodobnie obrzeżało ono całą podłogę i jakieś automaty równomiernie przesuwały astronomiczne przyrządy tak, że niezależnie od ruchu satelity, w polu widzenia obserwatora stale pozostawały te same gwiazdy. Akurat cztery gwiazdy – z gwiazdozbioru Smoka...    Czy przypadkowo? Czy po prostu przyrząd skierowany jest na tę część nieba, czy... Ale czegóż by uczeni Marsa tam szukali? Więc nie zbieg okoliczności...    Wstał, podszedł do jednego z reflektorów. Spojrzał – i cofnął się gwałtownie, jak uderzony. W teleskopie drżał wyraźny obraz Ziemi. Jej położenie w każdym dniu znał na pamięć... Ale patrzeć na Ziemię było ponad jego siły.    ...Nie, cztery gwiazdy to nie przypadek. I taka duża ilość kajut mieszkalnych – gdyby były zajęte, dla mieszkańców nie starczyłoby pracy na zautomatyzowanym satelicie... A jeżeli wejść wyżej...    Skierował wzrok w górę. Środkową część olbrzymiej kopuły obserwatorium była nieprzezroczysta. Czyli nad nią mieściło się coś jeszcze. Ano, trzeba tam dotrzeć.    W momencie gdy rozmyślał, gdzie może być wejście, obserwatorium napełniło się ciepłym żółtym lśnieniem... – Słońce! – wykrzyknął nieludzkim głosem Azarow, zasłaniając oczy przed blaskiem. Rzeczywiście, Deimos na drodze wokół Marsa kolejny raz wychynął ze stożka cienia i daleka rodzima gwiazda zajaśniała promieniami. – Słońce... – powtórzył Azarow przywierając do przejrzystej ściany i czarna przestrzeń za nią natychmiast przestała działać tak przygnębiająco.    Pilot miał ochotę śpiewać, patrzeć na Słońce bez końca. Z wysiłkiem przystąpił do poszukiwań ostatniego przejścia, by wejść do otwierającego się przed nim włazu. Pomknęły ściany szybu... I wreszcie Azarow znalazł się na samej górze, na upragnionej platformie. – No tak – powiedział. – Tego właśnie oczekiwałem...    Sala była niewielka, okrągła i teraz rozgwieżdżone niebo otaczało go ze wszystkich stron. Wokół stały niskie szerokie kanapki, pośrodku zaś przy prostokątnym pulpicie – odchylony do tyłu fotel. Przed pulpitem wznosił się duży postument z ekranami, skalami przyrządów, błyszczącymi punkcikami indykatorów. Natomiast na samym pulpicie nie było ani wyłączników, ani dźwigni, tylko dwa wypukłe guziki – czerwony i biały. – Tego oczekiwałem... – powtórzył Azarow. – Jakiś centralny punkt kierowania satelitą. Sterownia... Lecz po co tu sterownia? Chyba, chyba, że nie jest to w ogóle satelita, ale... Ależ tak! Gwiazdolot! Gwiazdolot wysokiej klasy!...    „Dlaczego?” – zadał sobie pytanie i sam na nie odpowiedział:    „Przede wszystkim sądząc po pojemności pustych obecnie pomieszczeń magazynowych – taka ilość wszelkich zasobów jest zbędna na satelicie. Dogodniej jest zaopatrywać go na bieżąco, niż gromadzić zapasy na lata czy nawet na dziesiątki lat... Lecz dla gwiazdolotu wszystko to jest potrzebne. W ogóle trudno założyć, że ta konstrukcja pochodzi z Marsa, który wygląda jakby był zupełnie wymarły”.    Usiadł w fotelu przy pulpicie. I natychmiast na postumencie zapłonął ekran, ukazując obraz rozgwieżdżonego nieba, widoczny również poprzez przezroczystą kopułę domniemanej sterowni. Azarow osądził, że jest to gwiezdny kompas, służący do kontroli dokładności kursu. Skrytykował w duchu budowniczych, że zlokalizowali sterownię na powierzchni gwiazdolotu, choć bezpieczniej było umieścić ją gdzieś w środku. Ale od razu znalazł argument przeciw własnej tezie: w ten sposób można rozumować, wychodząc z ziemskiego wyobrażenia o wytrzymałości materiałów...    Pulpit potężnego gwiazdolotu był niemal pusty. Przypuszczalnie pilot otrzymywał wyłącznie opracowane, najważniejsze informacje. O wszystko pozostałe dbały maszyny.    Azarow westchnął, zamknął oczy