Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Zastanawiała się z błyszczącymi oczyma, lecz na koniec opuściła wzrok i pokręciła głową. - Nie mogę. Dziękuję ci, BZ, że o mnie pomyślałeś, ale nie mogę się zgodzić. - Dlaczego? - zapytał, powstrzymując chęć wykrzyczenia nagłego rozczarowania. - Dlaczego nie? - Bo potrzebuje mnie Królowa. Polega na mnie... Z tych samych powodów, dla których chcesz pracować ze mną. Nie mogę być lojalną dla was obojga. Nie mógłbyś liczyć na osobę wierną dwóm stronom. Pochylił się, wsunął dłonie między kolana, zacisnął. - Pracuj dla mnie, Jerusho - wymawiał każde słowo, jakby składał uroczystą przysięgę - a nie będziesz zmuszona do rozdzielania wierności. Długo na niego patrzyła, aż nagle pojął z radością, że tej współpracy potrzebuje nie tylko on... ale także i ona. - Bogowie... - mruknęła. - Pozwól mi się z tym przespać. Nie mogę się zgodzić, nie mając przedtem czasu do namysłu. - Masz go tyle, ile tylko zechcesz. - Poczuł, jak napięcie opuszcza jego ramiona. - Powiedz mi tylko, że nie odrzucasz propozycji z miejsca. - Nie - powiedziała wstając. - Nie odrzucam. - Czy porozmawiasz z... z Królową? - Ledwo się powstrzymał, by nie użyć jej imienia. Wstał również. - Mam nadzieję. - Kiwnęła głową, patrząc na niego z ciekawością. - Powiedz jej ode mnie, że wymogłem na moich ludziach tymczasowe zawieszenie polowań na mery, do czasu przeprowadzenia dalszych badań. Nie wiem, na ile uda mi się to utrzymać. Główny Komitet Koordynacyjny na Kharemough bardzo się niecierpliwi. Powiedz jej, że na razie nie mogę zrobić nic więcej. - Ucieszy się, gdy to usłyszy. Ja też. Dziękuję ci. Wiem, jakie naciski musisz wytrzymywać - bogowie, musi być jeszcze gorzej bez opóźnienia czasowego w kontaktach z władzami. Wiem, jak bardzo pożądają wody życia; jak trudno zapobiec, by nie uzyskali tego, co chcą. Wiem... sama kiedyś próbowałam. - Chciałbym, żeby zrozumiała to Królowa - powiedział z grymasem. - Podczas wszystkich naszych spotkań w pałacu mocno naciska na szybkie zmiany i jednocześnie na zakazanie polowań...zbyt mocno. Próbowałem jej wykazać, że należy postępować stopniowo; Tiamat, żeby uzyskać pełną równość z innymi światami Hegemonii, musi najpierw osiągnąć pewien stopień rozwoju technicznego. Inaczej zmiana sprawi tylko, że wszystko będzie jeszcze gorsze niż przedtem. Hegemonia nie lubi wymiany czegoś za nic, tak samo zresztą jak Tiamat. - Rozumie to - mruknęła Jerusha. - Ale wie także, że Hegemonia przybyła tu, uważając jej lud za barbarzyński, a tak nie jest. Gotowa jest do kompromisu i wyjścia naprzeciw żądaniom Hegemonii, jeśli ta uczyni to samo. Chce tylko, żeby rozumiano, iż punkty widzenia obu stron różnią się od siebie. Hega przyjmowała zawsze w stosunku do tego świata zasadę: „co moje, to moje, co twoje, możemy dyskutować...” - Robię, co mogę - powiedział z odrobiną niecierpliwości. - Musi zważać na każdy krok. Chciałbym tylko, żeby mogła... Żebyśmy... - Nagle odwrócił wzrok. - Cholera - szepnął. Cholera. Cholera. - Wiem, BZ - powiedziała Jerusha z nagłym zrozumieniem w oczach. - Też tego chce. - Uśmiechnęła się. - Pewnie wszyscy chcemy. Minęła dłuższa chwila, nim znowu na nią spojrzał. - Na Kharemough mają stare powiedzenie: „W życiu są dwie tragedie. Pierwsza to niemożność spełnienia pragnień serca. Druga to ich spełnienie”. Roześmiała się cicho. - Na Newhaven, przeklinając kogoś, mówimy: „Obyś dostał wszystko, czego pragniesz; obyś został zauważony przez możnych ludzi; obyś żył w ciekawych czasach”. Poczuł, jak się uśmiecha, ucieszył się, że przynajmniej nie stracił poczucia absurdu. - W takim razie na pewno nie ma dla mnie nadziei. - Wyciągnął do niej rękę. Na wzór tubylców chwyciła ją za nadgarstek. - Daj mi znać, gdy podejmiesz decyzję. Przekaż wyrazy szacunku dla Królowej. I... - Urwał, przypomniawszy sobie twarze dzieci Moon. - I dla jej rodziny. Kiwnęła głową. - Przekaże - powiedziała z powagą. - Na pewno, BZ. Patrzył, jak wychodzi z jego gabinetu. Połączenie wewnętrzne zaczęło brzęczeć, gdy tylko zamknęła drzwi. Nie zwrócił na nie uwagi, wsłuchując się w coś innego. TIAMAT: Krwawnik - Jerusha, cieszę się, że przyszłaś... Jerusha poczuła, jak wykrzywia się jej twarz na widok Królowej odwracającej się do niej z uśmiechem i podniesionymi dłońmi. Kiwnęła głową, próbując odwzajemnić uśmiech, gdy Moon wskazała na pokryty danymi ekran, leżący przed nią jak czarodziejska sadzawka na powierzchni biurka. - Pracowałam nad tym całe popołudnie, a teraz nagle odmawia spełniania moich poleceń. Mówię temu, że jestem Królową, ale nie robi to żadnego wrażenia. - Roześmiała się na poły z rozbawienia, na poły ze zdenerwowania. - A wszystkie zbiory pomocnicze są w sandhi. Jerusha pochyliła się nad jej ramieniem, by spojrzeć na ekran. - Zbyt mało pamiętam pisane sandhi, by poradzić sobie w łazience, a co dopiero z mózgiem komputera. - Pismo było ideograficzne i w niczym nie przypominało języka mówionego. - Nigdy go dobrze nie znałam... Czy twoje dane są zabezpieczone? - Moon przytaknęła. - W takim razie po prostu wyłącz wszystko i włącz znowu. Trochę to niewygodne, ale w moim przypadku zawsze odnosiło skutek. Moon popatrzyła z pewnym osłupieniem, ale wzruszyła ramionami i kiwnęła głową. Jerusha patrzyła, jak postępuje z komputerem. - Och. Lepiej! Dziękuję ci... - Moon okręciła się z krzesłem, odchyliła do tyłu. - Przyszłaś, wiedziona swym niesamowitym przeczuciem, że będziesz potrzebna, czy chcesz o czymś porozmawiać? - Spojrzenie w jej oczy kazało Jerushy zastanowić się nad niesamowitym przeczuciem Królowej. - No... tak, chcę. - Usiadła na fotelu stojącym obok narożnika biurka, przyglądała się swoim dłoniom - zmarszczkom, grubiejącym knykciom, zgrubieniom, które po tylu latach zdawały się być ich nieodłączną częścią. - Jak się ostatnio czujesz? - zapytała Moon łagodnie. - Czy po powrocie Hegemonii łatwiej znosisz brak Miroe? A może trudniej? Jerusha spojrzała na nią znowu, zrozumiała, że w ciągu ostatnich tygodni nie miały choćby kilku chwil, wykradzionych z ich prywatnego czasu, by poświęcić je na rozmowę o sprawach osobistych. - Chyba i jedno, i drugie - powiedziała. - Tak. - Moon spojrzała w dal, jakby coś zasnuło jej myśli. - Masz rację... Jedno i drugie. - Splotła między palcami pasmo jasnych włosów, w roztargnieniu skręcała je i rozkręcała. - Obecność Hegemonii wzmogła wszystko. - Zerknęła na komputer, część systemu, który przez całe jej panowanie, aż do teraz, był bezużyteczny i martwy. Dopiero od kilku tygodni nauczyła się nim posługiwać, co Jerusha nadal uważała za niemal niewiarygodne. - I nadała podwójne znaczenie..