Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Oj tak, tak - wtrącił Meecham. - To samo w Królestwie. Dziewięć lat wojny wykrwawiło nas bez reszty... Niedbały ton, jakim zwracano się do Puga, sprawiał, że Kasumi czuł się bardzo nieswojo. - Wielki, a co będzie, jeśli Cesarzowi nie uda się powstrzymać nowego Wodza? Rada z pewnością szybko wybierze nowego. - Nie wiem, Kasumi. Wtedy pewnie będę musiał podjąć próbę zamknięcia przejścia. Kulgan zaciągnął się głęboko fajką, wypuszczając ogromny kłąb gęstego dymu. - Pug, nadal nie rozumiem wszystkiego. Z tego, co powiedziałeś poprzednio, wynika, że nic nie może ich powstrzymać przed otwarciem nowej śluzy czy przetoki, czy jak się to tam nazywa. - Masz rację, jeżeli będą chcieli, to otworzą nowe przejście. Musisz jednak pamiętać o ich bardzo niestabilnej naturze. Nie ma żadnego sposobu, by kontrolować śluzę, by zapanować nad tym, gdzie ona się pojawi. Ta pomiędzy nami a Kelewanem powstała na skutek czystego przypadku. Po utworzeniu tego pierwszego przejścia, inne pójdą jakby w jego ślady... jakby droga, wiodąca z jednego do drugiego świata, oddziaływała na inne przetoki jak magnes na metal. Tsurani z pewnością będą próbowali odtworzyć przejście, lecz każda następna próba zaprowadzi ich prawdopodobnie do innych, nowych światów. Jeżeli uda im się powrócić tu właśnie, to jedynie przez czysty przypadek, szansa jedna na tysiąc. Gdyby udało się zamknąć przejście, miną całe lata, zanim tu zdołają powrócić, jeżeli w ogóle to nastąpi. - Wspomniałeś o tym - powiedział Kulgan - że Wódz może sobie odebrać życie. Czy w związku z tym można mieć nadzieję, że w walkach nastąpi teraz chwila wytchnienia? Do rozmowy włączył się Kasumi, który udzielił odpowiedzi na pytanie maga. - Obawiam się, że nie, przyjacielu Kulganie. Znam dobrze zastępcę Wodza. Pochodzi z dumnego i starego rodu Minwanabi, z potężnego klanu. Gdyby mógł kiedyś przedstawić na forum Wysokiej Rady relację z odniesienia wspaniałego zwycięstwa, byłoby to w interesie jego klanu. Moim zdaniem zaatakuje wszystkimi siłami za parę dni. Kulgan pokręcił głową. - Meecham, chyba będzie lepiej, jeśli poprosisz księcia Lyama, by do nas dołączył. Musi się o tym dowiedzieć. - Wysoki sługa wstał bez słowa i opuścił namiot. - Poznałem trochę ten świat - Kasumi zmarszczył czoło - i podzielam zdanie Wielkiego. Z pewnością pokój byłby korzystny dla obu narodów, ale jakoś nie widać, by miał wkrótce nadejść. Młody Książę wszedł za Meechamem do namiotu i po kilku minutach Kasumi powtórzył swoje ostrzeżenie. - Zatem musimy się jak najlepiej przygotować do odparcia ataku - skomentował krótko Lyam. Kasumi zmieszał się. - Panie, upraszam o przebaczenie, lecz gdy rozpocznie się walka, nie mogę stanąć do boju przeciwko własnemu narodowi. Czy zgodzisz się, bym powrócił na nasze własne pozycje? Książę przez parę chwil zastanawiał się nad odpowiedzią. Pug spostrzegł, że na jego twarzy pojawiły się głębokie bruzdy, nieomylny znak przeżywanych trosk i wynikającego z dowodzenia poczucia odpowiedzialności. W przeszłość odeszły roziskrzone radością oczy i wszechobecny uśmiech, który zawsze gościł na jego twarzy. Bardziej niż kiedykolwiek przypominał teraz swego ojca. - Rozumiem. Rozkażę, by przepuszczono cię przez nasze linie, ale musisz dać mi słowo, że nie powtórzysz nic z tego, co tu słyszałeś. Kasumi przyrzekł milczeć i wstał, chcąc odejść. Pug podniósł się również. - Kasumi, jako mag Tsuranuanni, wydam ci ostatni rozkaz. Wracaj do swego ojca. Bardzo cię potrzebuje. Śmierć jeszcze jednego żołnierza nie przyda się na wiele twemu narodowi. - Twoja wola. Wielki. - Kasumi skłonił się nisko. Na odchodnym uściskał Lauriego i opuścił namiot w towarzystwie Lyama. Kulgan popatrzył na Puga. - Opowiedziałeś mi tak wiele... trudno to wszystko pojąć. Wydaje mi się, że najlepszym w tej chwili rozwiązaniem będzie udanie się na odpoczynek. Strasznie jestem zmęczony. Stary mag z trudem wstał. - Kulgan, jeszcze tylko jedno, ostatnie pytanie, które już dawno chciałem ci zadać. Co z Tomasem? - Twój przyjaciel z dzieciństwa miewa się całkiem dobrze. Jest z Elfami z Elvandaru. Tak jak marzył, został bardzo sławnym wojownikiem. Pug uśmiechnął się radośnie. - Cieszę się bardzo. Dziękuję. Kulgan, Lawie i Meecham życzyli im dobrej nocy i opuścili namiot. Katala spojrzała uważnie na Puga. - Mężu, jesteś zmęczony. Czas na odpoczynek. Pug podszedł do łóżka i usiadł. - Zadziwiasz mnie. Przeszłaś przez tyle trudów dzisiaj, a troszczysz się i niepokoisz o mnie. Wzięła go za rękę. - Kiedy jestem z tobą, wszystko jest tak, jak powinno być, ale ty wyglądasz, jakbyś dźwigał na barkach ciężar całego świata... - Obawiam się, kochanie, że raczej dwóch światów, a nie tylko jednego. Przebudził ich donośny odgłos trąb. Mieli właśnie wstać z łóżka, kiedy zostali przestraszeni nagłym wtargnięciem Lauriego do namiotu. Przeświecające zza odrzuconej na bok zasłony przy wejściu słońce powiedziało im, że spali bardzo długo. - Król idzie! - Podał Pugowi jakieś ubranie. - Włóż to na siebie. Pug zrozumiał natychmiast, że chodzenie po obozie i pokazywanie się wszystkim nie byłoby rozsądne. Posłuchał rady przyjaciela i szybko się ubrał. Laurie odwrócił się do nich tyłem, by Katala mogła narzucić na siebie ubranie. Potem podbiegła do łóżka Williama. Chłopczyk siedział na posłaniu, rozglądając się dookoła ze strachem. Uspokoił się szybko i zaczął ciągnąć smoka za ogon. Fantus, obruszony do głębi takim spoufalaniem się małego, zaprotestował głośnym prychnięciem