Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Hassitti przyłączyli się do Odmieńców. Kadiya z konieczności musiała zrobić to samo, gdyż więksi od nich wszystkich Sindonowie wypełnili cały środek szczeliny. Rozejrzała się. Szczelina rozszerzała się górą i miała kształt klina, a oni znajdowali się w jej najwęższej, dolnej części. Lammergeiery były wielkimi ptakami, mogącymi unieść jeźdźca - dawno temu widziała Haramis, dosiadającą jednego z nich. Dolne zaś wejście do opuszczonego gniazda było na tyle szerokie, że mogły się nim przedostać mniejsze od lammergeierów voory. Najlepszą bronią przeciwko tym śmiertelnie niebezpiecznym napastnikom był ogień. Ale podpalając gniazdo, wędrowcy skazaliby samych siebie na śmierć. Chrust był tak suchy, że płomienie strzeliłyby od razu w górę. Na tle szarego nieba dostrzegła czarną sylwetkę ptaka wielkich skrzydłach. Tak, to był voor. Co je tutaj przyciągnęło? Przecież chłodne górskie powietrze to nie był ich ulubiony żywioł. Wysłannik Varma musiał je więc kontrolować w jakiś sposób. Nie tylko voory im zagrażały: podmuch wiatru ze szczytu klifu przyniósł smród Skriteków. Prowadzeni przez sługę Ciemności, musieli odkryć to schronienie i teraz się rozdzielili, by zaatakować Sindonów i ich sprzymierzeńców zarówno z góry, jak i z dołu. Dobiegł ją głośny ryk, któremu towarzyszył łoskot głazu spadającego ze szczytu klifu, pod którym się schronili. Uderzył w przeciwległą krawędź szczeliny i pomknął ku nim! Znów się odbił, tak blisko Kadiyi, że bezwiednie się skuliła. Stojący najbliżej Uisgu odskoczył w ostatniej chwili. A był to zaledwie początek. Spadające głazy miały albo zmiażdżyć ich na miejscu, albo zepchnąć do skalnego komina. Znaleźli się w pułapce. Jakiś voor zniżył lot. Potem jednak skręcił i wrzasnął. Odmieńcy, choć zaatakowani w nie znany sobie sposób, zachowali jednak czujność. Voor spadał, koziołkując w powietrzu. Kiedy runął w opuszczone gniazdo, Kadiya zobaczyła tkwiące w jego ciele dwie strzały wykonane przez Smaila z zatrutych jadem wielkich cierni. . Skały nadal spadały. Przeraźliwy okrzyk przeszył umysł Kadiyi. Jeden z jej towarzyszy został trafiony. Krążące nad nimi voory już nie zaatakowały ich po raz drugi. Zdawało się jednak, że kamienny grad, który miał ich uwięzić lub zmiażdżyć, nigdy nie ustanie. Kadiya nie widziała żadnego sposobu dotarcia do ukrytych w górze urwiska napastników. Jagun wspiął się tam wcześniej i wrócił, by ostrzec swoich towarzyszy. Ponowienie tej próby naraziłoby ich na zbyt wielkie ryzyko. W dole będą bezpieczniejsi. Kadiya posłała tę myśl i stojący pod ścianami rozpadliny Odmieńcy i Hassitti powoli ruszyli w stronę wyjścia. Teraz spróbowała dotknąć umysłu Lamarila. Przez chwilę miała wrażenie, że patrzy jego oczami. Skritekowie starali się dotrzeć do zasłoniętych dymną pajęczyną drzwi, ale cofali się przed światłem tryskającym z różdżek Sindonów. Mimo to wciąż wracali i Kadiya słyszała ich wrzaski poprzez huk spadających głazów. Myślowy kontakt urwał się tak nagle, jakby nigdy nie istniał. Lamaril?! Jeśli padł, w jaki sposób dotarli do niego wrogowie? Nie widziała przecież żadnego Skriteka przełażącego przez skraj rozpadliny. Z całych sił starała się ponownie nawiązać z nim łączność, ale jej myśl napotkała tylko jakąś obcą zasłonę. Lalan... Zbudowała w myśli obraz Zaginionej i starała się go utrzymać jak najdłużej. Ciemność jednakże też go starła, przesłoniła wszystko. Nie żyją! Czy oboje zginęli? Nie mogła w to uwierzyć, nie śmiała. Salin władała Mocą, Quave również, lecz teraz tylko jej miecz musiał ich bronić. Nie można dopuścić, żeby zeszli w dół, może prosto w pazury czekających Skriteków. Na rozkaz Kadiyi - Jagun i Smail uparcie zagradzali jej drogę, aż musiała potrząsnąć mieczem, i cofnęli się dopiero na widok otwartych, płonących czarodziejskich oczu - Odmieńcy i Hassitti zrobili przejście. Potrzebowała obu rąk, ale musiała też trzymać w pogotowiu miecz. Wsadziła więc go między zęby. Miecz stawał się coraz gorętszy i parzył wargi. Nie zważając na to, skupiła całą uwagę na wynajdywaniu drogi w dół. Ze wszystkich sił czepiała się skalnych występów i szczelin, by nie spaść. Znajdowała się w połowie komina, kiedy dotarła do niej Moc. Napłynęła jak fala, jak powódź w porze monsunów. Fala zamieniła się w silny prąd. Schodząca w dół dziewczyna miała wrażenie, że zanurza się w jeziorze Mocy, która w każdej chwili mogła przygnieść ją do skały i zmiażdżyć. Każdy ruch był walką. Miecz stał się gorący jak rozżarzone węgle, lecz Kadiya nie poddawała się łatwo. Tuż przed końcem zejścia zatrzymała się na chwilę, gdyż nacisk Mocy tak się nasilił, że nie miała pewności, jak długo to wytrzyma. Wiedziała, iż nie powinna kontaktować się z Sindonami. Moc może popłynąć każdym szlakiem komunikacyjnym i jaj odnaleźć. A miecz... Drżącą ręką wyjęła go spomiędzy zębów. Moc przyciąga Moc... W żaden jednak sposób nie mogła kontrolować ani miecza, ani amuletu, jarzącego się na jej piersi. Była już na dole, odwróciła się od skały i poszła w stronę otwartej przestrzeni. Nacisk Mocy był tam ogromny. Sindonowie nadal więc żyją i walczą - a może są w okowach tej samej siły, która na nią naciska? Mogła teraz spojrzeć na znajomą platformę skalną. Zobaczyła plecy stojących wciąż Strażników. Musiała lekko skręcić, nie wynurzając się z cienia szczeliny, w której ukryte były schody. Chciała ujrzeć Lamarila. Znajdował się w niewielkiej odległości od reszty. Jego różdżka świeciła. Naprzeciwko niego stał mężczyzna, którego widziała na ognistym tronie. Jego postać otaczała dziwna poświata, jakby odziany był w siłę, wypływającą z głębi ciała. Nie nosił hełmu i widziała jego twarz. Uśmiech igrał na jego ustach. W oczach płonęły czerwone ognie. Nie pozostał na nim żaden ślad żółtej zarazy. Stał tak pewny siebie, jakby nikt i nic nie mogło mu się przeciwstawić. Kontakt obu Zaginionych odbywał się wyłącznie w myśli - co do tego nie mogło być żadnych wątpliwości. Znieruchomieli w tym pojedynku. Dziewczyna zwilżyła obolałe wargi. Czy ośmieli się podsłuchać ich rozmowę? A jeśli robiąc to, przechyli szalę, czy przyciągnie uwagę w niewłaściwym kierunku? Nie mogła spokojnie czekać na wynik tej walki. Musiała wiedzieć. To ona toczyła ten bój od samego początku. Sindonowie podjęli walkę, ale Kadiya nie pozwoli, by ją z niej wykluczono. Krainie błot zagrażał ten odziany w poświatę obcy, tak skażony złem, jak nigdy nie był nawet Orogastus. Sięgnęła myślą, szukając poziomu, na którym rozmawiali przeciwnicy. - ..