Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Świnia - rzucił Henryk. - Stary grubas - rzekła ze złością. - Powiedziałam mu, że nic mi nie wiadomo, jakobym ślubowała czystość. Odczepił się ode mnie. - Musiałem mu powiedzieć prawdę - znowu zaczął się tłumaczyć. - Ty byłaś moim jedynym alibi. - Nie mam do ciebie pretensji - uśmiechnęła się. - Twoja sprawa była bardzo poważna. Potem znowu zaplątałeś się w jeszcze gorszą historię. Pakuła bał się, że morderca spróbuje i ciebie usunąć z drogi. Zażądał w Komendzie, abym zwróciła na ciebie baczniejszą uwagą. To były moje nowe obowiązki służbowe. Ty jednak przestałeś mi ufać. Zrozumiałam to wczoraj, gdy pożegnałeś się ze mną przed redakcją i poszedłeś do siostry Rykierta, a potem na dworzec autobusowy. Pakuła kazał mi nieodstępować cię ani na krok. Pojechałam więc za tobą, cierpliwie czekałam, gdy siedziałeś u Skarżyńskiego. Mimo twych protestów wsiadłam za tobą do autobusu... - I w ten sposób odnaleźliśmy mordercę - dokończył Henryk. - Nie, Henryku - zaprzeczyła Rosanna, - To morderca ciebie odnalazł. Natomiast Pakuła rzeczywiście odkrył, kto jest mordercą. On by go schwytał, choćby wypadki potoczyły się zupełnie inaczej, niż to się stało, i tam w lesie zginąłbyś i ty, i ja. - Jaka była hipoteza Pakuły? - Oczywista, choć przyszła mu do głowy dość późno. Z początku Pakuła sądził, że mordercę zdradzi fakt, iż posiadał on ciemnozieloną "syrenę". Później jednak doszedł do wniosku, że morderca pozbył się ciemnozielonej ,,syreny", aby zasugerować milicji, że nie ma już samochodu. A uczynił to dlatego, ponieważ, rozmyślał Pakuła, morderca ma nadal ciemnozieloną "syrenę". Znałam tę hipotezę Pakuły i dlatego, gdy Skarżyński stanął na szosie w ciemnozielonym aucie, od razu nabrałam podejrzeń! - Ja zaś nie miałem żadnych podejrzeń. Zgodnie z tym, co mi mówił Pakuła, przypuszczałem, że morderca pozbył się ciemnozielonej "syreny". Skarżyński miał ciemnozieloną "syrenę", a więc nie mógł być podejrzany. Nigdy zresztą nie kojarzyłem sobie tajemniczego Iksa z notesu Rykierta z osobą Skarżyńskiego. Przecież Iks był kimś, kto sprzedał Rykiertowi pozłacaną solniczkę. Wydawało mi się niemożliwe, aby Iks stał się jednocześnie sprzedającym i kupującym ten sam przedmiot. A jednak tak właśnie okazało się w naszej historii. - On był niezwykle przebiegły. Powiedział mi, że samochód jego znajduje się w remoncie. Zależało mu, żeby wszyscy wiedzieli, że od niego wyszedłeś i wsiadłeś do autobusu. Zapewne tak samo dogonił na drodze Kobylińskiego. - Wygarnąłem mu w lesie całą prawdę - chwalił się Henryk. Rosanna spojrzała na niego ironicznie: - Wmawiałeś mu, że jest Schullerem czym zapewne setnie go ubawiłeś. Nie zauważyłeś, jak się uśmiechał podczas twojej przemowy? W pewnej chwili mnie też coś uderzyło w twym opowiadaniu. Ale wiesz kiedy? Gdy rzekłeś, że Schuller nieopatrznie sprzedał Butylle laseczkę, z którą paradował po getcie. Prawdziwy Schuller przenigdy nie popełniłby takiego głupstwa. I oczywiście przekonaliśmy się, że Skarżyński nie jest Schullerem. - A kim on jest, do diabła? - rozzłościł się Henryk. - A więc ty jeszcze nie odgadłeś? On zabił Schullera jeszcze w 1945 roku i zakopał jego zwłoki w ruinach swego gospodarstwa w rogowskim lesie. Podczas wojny Schuller i Skarżyński prowadzili ze sobą jakieś handlowe konszachty. Schuller u Skarżyńskiego urządził sobie kryjówkę na wypadek, jeśliby wojna skończyła się klęską hitlerowców. W ostatnich dniach wojny zjawił się u Skarżyńskiego wraz z narabowanymi skarbami. Skarżyński go zabił, a skarby przywłaszczył. Oczywiście nie mógł wiedzieć, że Schuller paradował w getcie z laseczką w ręku, dlatego sprzedał ją Butylle, a ten z kolei odstąpił ją Rykiertowi itd. Gdy zacząłeś interesować się , pochodzeniem laski, rzecz jasna, poczuł się zagrożony i zabił Butyłłę. Poczuł się zagrożony jednak nie dlatego, że zabił kiedyś Schullera i posiadł jego skarby; to zabójstwo bowiem trudno byłoby mu udowodnić. Skarżyński przeraził się, ponieważ zabił także... własną żonę. - Co ty mówisz, Rosanno? - Przekopując ruiny jego gospodarstwa w rogowskim lesie, w rozwalonej piwnicy odnaleziono szkielet mężczyzny, prawdopodobnie Schullera, i zwłoki kobiety zabitej przed trzema miesiącami. W mieszkaniu zaś Skarżyńskiego odkryto kanister na benzynę, który miał podwójne dno. Znajdowało się tam około 80 tysięcy dolarów. Skarżyński przygotowywał się do wyjazdu samochodem za granicę, otrzymał nawet paszport i czekał na wizę do Francji, gdzie zamierzał rozpocząć "nowe życie". Żona - stara prosta chłopka - nie nadawała się do tego ,,nowego życia", zabił ją więc bojąc się, że może mu przeszkodzić w wyjeździe. A gdy wyniknęła sprawa laseczki, Skarżyński zląkł się nie śledztwa w związku z oskarżeniem, że jest Schullerem (bo przecież nim nie był, mógł zmyślić bajeczkę, że laseczkę znalazł gdzieś przypadkowo), ale przeraził się, że zainteresowanie, jakie mu okaże milicja w związku z tym oskarżeniem, doprowadzi do wykrycia zabójstwa żony. Milicja nie dałaby się zbyć opowiastką o wyjeździe żony do nie istniejących krewnych. Wystarczyłoby najmniejsze podejrzenie, a wyjazd Skarżyńskiego zostałby wstrzymany