Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
(Schuberta, Schumanna i m.). 120 121 dworów panujących. Ten aż nazbyt szeroki zasięg wpływów wywołał wkrótce pewne sprzeczności inte- resów klasowych, które znalazły wyraz w powstawaniu szeregu rywalizujących ze sobą lóż o bardziej już jednolitym składzie społecznym. I tak na przykład Mo- zart, który od jesieni 1784 miał jakoby należeć do loży „Bienfaisance" („Dobroczynność"), przeniósł się wkrót- ce wraz z Schikanederem, Gieseokem i innymi „brać- mi" do loży „Żur gekrónten Hoffnung" („Pod ukorono- waną nadzieją"), a nawet wciągnął tam w marcu 1785 swego bogobojnego ojca. Loża ta nie mogła się nawet mierzyć z wpływową lożą „Żur wahren Eintracht" („Pod prawdziwą jednością"), założoną przez sław- nego mineraloga I. von Borna i skupiającą wysokich dygnitarzy monarchii, jak również elitę świata literac- kiego. Była to, według przekazanej przez Seyfrieda relacji Gieseckego, podrzędna raczej loża, „gdzie zaj- mowano się raz w tygodniu, wieczorem, grą i muzyką, a także licznymi uciechami stołu dobrze zastawionego". Mozart należał do niej do końca życia, nie musiał jed- nak czuć się tam najlepiej, skoro myślał o założeniu własnej loży pod nazwą „Die Grotte". Podział klasowy lóż stał się jeszcze wyraźniejszy, gdy w grudniu 1785 Józef II wydał zarządzenie, mocą którego dwie tylko loże w Wiedniu miały prawo kon- tynuowania swej działalności, z obowiązkiem przed- stawiania co roku listy członków. Były to wymienione tu już loże pod zmienioną nieco nazwą: „Żur Wahrheit" („Pod prawdą") i „Żur neugekrónten Hoffnung" („Pod nadzieją na nowo ukorowaną"). W drugiej z nich, której Mozart był członkiem, zna- leźli się czołowi literaci wiedeńscy. Nabrała ona teraz cech ugrupowania wyraźnie mieszczańskiego. Sprawa przynależności Mozarta do masonerii za- trzymuje naszą uwagę z innego jeszcze powodu. 122 Mozart — powiadają niektórzy — był naturą głęboko religijną i bolesna dla niego skądinąd sprawa fatalnych stosunków z arcybiskupem salzburskim nie mogła od- grywać decydującej roli w jego wierzeniach. Spójrzmy jednak na pełny spis dzieł Mozarta: na roku 1780 koń- czą się właściwie jego kompozycje kościelne (trudno zaliczać do nich Requiem, a Msza c-moll z r. 1782 jest wyjątkiem). Można by oczywiście sądzić, że pisanie tego rodzaju utworów jest zawsze związane z zamó- wieniem i że w wypadku Mozarta ponadto wynikało z pełnionej przez niego do roku 1780 funkcji nadwor- nego kompozytora kaplicy arcybiskupiej. Jest w tym pewna racja, ale nie cała. Mozart przestał uprawiać muzykę kościelną nie tylko dlatego, że gdy zerwał ze swym dotychczasowym chlebodawcą, znikło konkretne zamówienie i określony umową obowiązek, lecz rów- nież dlatego, że przeniósł swój osobisty zatarg z płasz- czyzny indywidualnej na płaszczyznę społeczną, że dojrzał w arcybiskupie salzburskim nie tylko Collo- reda, lecz także księcia Kościoła, udzielnego ciemię- życiela swych poddanych — podporę zastygłego feuda- lizmu monarchii austriackiej. Ruch umysłowy wszczęty przez encyklopedystów francuskich i pisarzy angiel- skich XVIII wieku uzbroił masy mieszczańskie wszyst- kich krajów w potężne narzędzia walki ideologicznej przeciw wszelkim formom ucisku klasowego, cokol- wiek by było ich źródłem — absolutyzm świecki czy duchowny. Nie mamy żadnych podstaw do przypusz- czenia, że odejście Mozarta nie tyle od religii, co od Kościoła dokonało się bez wpływu postępowych idei stulecia, tym bardziej że działo się to w okresie przed- rewolucyjnego napięcia i narastającego fermentu. Odejście od Kościoła musiało pociągnąć za sobą odej- ście od katolicyzmu, który, jak każda religia, nie uznaje rozdziału spraw wiary od spraw praktyki. Mo- 123 żart przestał praktykować, a tym samym znalazł się poza obrębem określonej gminy wyznaniowej, która będzie go też odtąd traktowała jako ateusza