They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

A dzisiaj zjawiliście się tutaj jako mój starszy lejtnant, przecież Daniłow tak właśnie powiedział: „Bronisz swojego...” A może mu powiedzieliście, że pełnią przy was obowiązki żony? - Nie, tego mu nie mówiłem - odpowiadam - nie mam podstaw, żeby twierdzić coś podobnego. Ale ty po prostu nawet sobie nie wyobrażasz, jaka to była poważna sprawa i czym mogła się skończyć. - Mną się nie martwcie - mówi Gala - o mnie ma się kto martwić. - No cóż - mówię - tym lepiej, przyda ci się to następnym razem, przekaż mu pozdrowienia, a sama bądź zdrowa. I z tym się rozstaliśmy. Nie zwróciłem uwagi na jej aluzję, wiedziałem, kogo miała na myśli: był to nasz generał, dowódca korpusu; cenił Galę i prawdopodobnie by ją wybronił. Ale nie o to chodziło... Nie ulega kwestii, że dwa lata pobytu na froncie może zszarpać nerwy, nawet jeżeli się ma lat dwadzieścia, ale Gala była dziewczyną mądrą, rozsądną, i z pewnością potrafiłbym ją przekonać, że szczerze żałuję swojego wczorajszego postępku. Jednakże nie miałem okazji tego zrobić. Niedługo zaczęły się walki na Łuku Kurskim, ruszyliśmy do przodu, letnia kampania - Biełgorod, Orzeł, Charków, kampania zimowa - Kijów, Korsuń - Szewczenkowskaja, Równe, Łuck, Proskurów, Kamieniec Podolski, wkraczamy do Polski pod koniec lipca czterdziestego czwartego roku, w początkach sierpnia forsujemy Wisłę i zdobywamy przyczółki w rejonie Magnuszewa. Przez ten ponad roczny okres widziałem Galę dwa razy, i to przelotnie, w sztabie korpusu, potem dowódcę batalionu łączności przeniesiono do sztabu armii, a on zabrał ze sobą również Galę. No a skoro znalazła się w sztabie armii, to sami rozumiecie, że nie mogłem jej widywać. Jak się potem dowiadywałem, natychmiast po zakończeniu wojny zdemobilizowała się i wyjechała: byłych studentów zdemobilizowano, żeby mogli kontynuować studia, a ja odbywałem służbę jeszcze przez rok w Niemczech, w wojskach okupacyjnych. Staliśmy wtedy w miejscowości Reichenbach, niedaleko Chemintz, dzisiejszego Karl- Marx-Stadt, życie toczyło się dalej. Ale nie mogłem przestać myśleć o Gali, głęboko zapadła mi w serce, nie potrafiłem zapomnieć tej nocy, kiedy spaliśmy razem w Stalingradzie, w piwnicy pod ruinami, dziecięcej twarzy Gali, ufnych oczu i zapachu świeżo skoszonej trawy - nie mogłem tego zapomnieć, wszystko to pozostało we mnie na całe życie. Co prawda tam, w Reichenbach, miałem romans z lekarką Komissarową, kapitanem wojsk medycznych, przystojną dwudziestoośmioletnią kobietą, równie samotną jak ja, mądrą, inteligentną, dobrze wychowaną, taktowną i pełną godności. Przyjeżdżała do mnie z Erfurtu, gdzie stacjonował ich szpital, ja też do niej jeździłem, miałem do dyspozycji opla olympię. Czy mnie kochała? Myślę, że tak. No, ale jak już powiedziałem, była osobą ogromnie powściągliwą, zwłaszcza w wyrażaniu swoich uczuć. I ta jej powściągliwość, jeżeli chcecie wiedzieć, była odpowiedzią na moją powściągliwość, wszystko rozumiała, a ja zachowywałem się powściągliwie dlatego, że między nami niewidocznie stała Gala... Romans z Komissarową skończył się, kiedy w lipcu czterdziestego szóstego roku zdemobilizowałem się, wróciłem do Związku Radzieckiego i pojechałem do Moskwy; w Moskwie, w Ministerstwie Przemysłu Lekkiego, pracował jeden z moich przyjaciół z frontu, Wasia Głazunow, obiecał mi pracę, może nawet w samej Moskwie, chociaż w Moskwie były oczywiście trudności z meldunkiem; Wasia mimo wszystko namawiał mnie, żebym przyjechał, że pomyślimy, pogłówkujemy i coś wydumamy. U swojego frontowego kolegi spotkałem się z innymi, wszystkich nas wojna porozrzucała po kraju, wszyscy rwali się do domów, ale nie wszyscy ten dom odnaleźli. Każdy przebudowywał swoje życie na nowo, nawiązywał nowe kontakty, ale nie zapominał o starych, scementowanych krwią i ciężkim żołnierskim trudem. I oto siedziałem kiedyś u mojego przyjaciela, wspominamy, ustalamy, gdzie kto jest, i w tej chwili ktoś mówi: - Chłopaki, a pamiętacie Galę Tokariewą, telefonistkę, była u nas w Stalingradzie, potem przeszła do sztabu armii? Serce we mnie zamarło. - Bo wiecie - ciągnie dalej jeden z kolegów - widziałem ją, spotkaliśmy się na Dworcu Jarosławskim, mieszka gdzieś pod Moskwą, a pracuje w Moskwie. - Gdzie mieszka, gdzie pracuje? - pytam. - Nie wiem - odpowiada - małośmy się znali, nawet mnie nie poznała, przypomniałem jej nasz korpus, batalion łączności... Zapytałem, jak się jej żyje. Wszystko w porządku, odpowiada, dobrze. W futerku, w futrzanej czapeczce, damulka, daję słowo! Cóż mam wam powiedzieć? Cały styczeń czterdziestego siódmego roku spędziłem na Dworcu Jarosławskim. Dzień w dzień