Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ani Wallace, ani Yount, ani Redfern nie wiedzieli jednak o tym, że kilka kilometrów na północ od korytarza V 44 leci, w tej chwili krążąc leniwie, odrzutowiec treningowy Lotniczej Gwardii Narodowej. T_33 wyleciał z lotniska w Martin, pod Baltimore, a jego pilotem był członek Gwardii Narodowej, sprzedawca samochodów, Hank Neel. Porucznik Neel, zaliczający ćwiczenia w ramach szkolenia wojskowego, został wysłany w pojedynkę na doskonalenie się w locie z widocznością wzrokową. Ponieważ przestrzeżono go, żeby latał tylko w pobliżu, w wyznaczonym rejonie napółnocny zachód od Baltimore, nie zgłoszono żadnego planu lotu, a zatem waszyngtoński ośrodek kontrolny nie wiedział nic o obecności T_33 w powietrzu. Nie miałoby to znaczenia, gdyby nie fakt, że Neelowi znudziło się wyznaczone zadanie, a pza tym był nieostrożnym pilotem. Kiedy zataczając samolotem szkoleniowym leniwe koła rozejrzał się niedbale, zorientował się, że ćwicząc manewry lotnicze przesunął się na południe; w rzeczywistości znalazł się znacznie dalej, niż sobie wyobrażał. Odbił tak daleko na południe, że przed paroma minutami jego odrzutowiec wszedł w rejon kontrolowany przez Wallace.a i pojawił się właśnie na ekranie jego radaru w Leesburgu jako zielony punkt, nieco większy od Beech Bonanzy Redfernów. Bardziej doświadczony kontroler rozpoznałby natychmiast, co ten punkt oznacza. Ale Wallace, zajęty wciąż innymi samolotami, nie zauważył jeszcze dodatkowego, nie zidentyfikowanego sygnału. Na wysokości czterech tysięcy pięciuset metrów porucznik Neel postanowił, że zakończy swój lot treningowy akrobacjami lotniczymi - zrobi dwie pętle, parę powolnych beczek, a potem wróci do bazy. Wprowadził T_33 w ostry zakręt i robiąc kolejne okrążenie przedsięwziął przepisowe środki ostrożności, to znaczy rozejrzał się, czy nad nim i pod nim nie ma innych samolotów. Znajdował się jeszcze bliżej korytarza V 44 niż przedtem. Keith rozmyślał. Jego żona nie potrafiła zrozumieć, że człowiek nie może w sposób nieodpowiedzialny, dla kaprysu, rzucić pracy, nawet gdyby chciał. Zwłaszcza jeżeli ma na utrzymaniu rodzinę, dzieci, którym trzeba zapewnić wykształcenie. I zwłaszcza jeżeli praca, którą wykonuje, i umiejętności zdobyte z takim trudem, nie przygotowują go do żadnego innego zajęcia. Pracownicy niektórych działów administracji państwoej mogą odejść spożytkowując swoje kwalifikacje gdzie indziej. Kontrolerzy ruchu lotniczego nie. Ich praca nie ma odpowiednika w przemyślw prywatnym, nikt inny ich nie chce. Wpadnięcie w taką pułapkę, bo do tego się to jego zdaniem sprowadzało, było rozczarowaniem, któremu towarzyszyły inne. Jak na przykład pieniądze. Kiedy człowiek był młody, pełen entuzjazmu i chciał pracować w lotnictwie, płace kontrolerów ruchu wydawały mu się co najmniej odpowiednie. Dopiero później stawało się jasne, jak bardzo nie odpowiadają one przerażającej odpowiedzialności związanej z tą pracą. W dzisiejszym lotnictwie dwie specjalności wymagały najwyższych umiejętności: pilota i kontrolera. A jednak piloci zarabiali trzydzieści tysięcy dolarów rocznie, podczas gdy pułap zarobków najstarszych stażem kontrolerów wynosił dziesięć tysięcy. Nikt nie uważał, że piloci powinni zarabiać mniej. Ale nawet oni, znani z egoistycznej dbałości o własne interesy, byli zdania, że kontrolerzy ruchu lotniczego powinni zarabiać więcej. Poza tym, w przeciwieństwie do innych zawodów, kontroler nie miał co liczyć na awans. Nieliczne stanowiska inspektorów trafiały się tylko garstce szczęśliwców. A mimo to, chyba że się było nieuważnym i niedbałym, a kontrolerzy z samej istoty swej pracy do takich nie należeli - nie było wyjścia. Dlatego Keith postanowił, że nie rzuci pracy. Jeszcze tylko raz porozmawia z Natalią; nadszedł czas, żeby na dobre lub złe pogodziła się z tym, że jest już za późno na zmianę. Naprawdę musiał już wracać. Spoglądając na zegarek uświadomił sobie z poczuciem winy, że wyszedł z sali kontrolnej przed blisko kwadransem. Część tego czasu spędził na marzeniach, co zdarzało mu się rzadko, więc najwidoczniej podziałał na niego usypaijąco letni dzień. Zamknął okno toalety i ruszył pośpiesznie korytarzem do głównej sali kontrolnej. Wysoko w górze nad okręgiem Frederick w stanie Maryland porucznik Neel wyrównał swój T_33 i przechylił go na dziób. zakończył właśnie dość pobieżną lustrację okolicy i nie dostrzegł żadnego samolotu. Teraz więc, rozpoczynając pierwszą pętlę i powolną beczkę, wprowadził odrzutowiec w stromy lot nurkowy. Wchodząc do sali Keith natychmiast wyczuł przyśpieszone tempo pracy. Szum głosów był silniejszy niż wtedy, gdy wychodził. Kiedy mijał innych kontrolerów idąc do swojego stanowiska, byli tak zajęci, że żaden nawet na niego nie spojrzał, tak jak to zrobili rano