Upokorzenie smakuje tak samo w ustach kaĹźdego czĹowieka.
To musiał być ten gmach. Wskoczył do dziury na rygiel, kiedy budynek zbliżył się i po, chwili był już wewnštrz. Ujrzał tam czółno księżycowe podobne do monstrualnego łuku ze strzałš stojšcš na ogonie. Miało wystarczajšco duży luk wejciowy, aby go pomiecić, więc wspišł się do pojazdu. Znalazł się w ciasnym kokpicie, skšd, jak się wydawało, wyszedł pilot. Było tam zaledwie jedno miejsce, żeby usišć wygodnie, rodzaj wyciełanego fotela przed tablicš rozdzielczš pełnš różnych gadżetów. Usiadł więc tam wiedzšc, że mógłby zgnieć na proch te, gadżety, gdyby mu przeszkadzały. Znalazł mosiężny guzik na płytce i wcisnšł go kciukiem. Luk zatrzasnšł się. Koło przesunęło się samo. Zasyczało powietrze. Pasy wysunęły się z fotela i owinęły wokół jego ciała. Magiczne lustro zapaliło się przed nim. Zabrzmiał dwięk alarmu. Statek drgnšł i wystrzelił w górę jak strzała z katapulty, przebijajšc się przez dach. Za chwilę lustro ukazało chmury nadlatujšce od przodu. Potem ukazał się księżyc, który rósł i janiał z każdš chwilš. Znajdował się teraz w połowie kwadry. To dlatego księżycowa zasłona już nie osłaniała ognistego dębu nie miała się na czym trzymać, bo niewiele już zostało księżyca. Ale ta połowa, która została, wydawała się wystarczajšco solidna, oprócz okršgłych dziur. Oczywicie, prawdziwy ser ma. dziury, taka już jego natura. Teraz dotarło do niego, że mosiężni mogli opacznie zrozumieć jego probę. Mieli pokazać mu drogę wyjcia z Mosiężnego Miasta, a nie z tykwy. Cóż, teraz pozostało mu tylko kontynuować lot księżycowym czółnem. Może statek mógłby przenieć go z powrotem pod ogniste drzewo. Naprawdę nie chciał podróżować na księżyc, chociaż widok całego tego wieżego sera sprawił, że zgłodniał. Mimo wszystko minęła już dobra godzina, odkšd zjadł ten stosik jabłek. Więc sprawdził tablicę przed sobš i znalazł parę owietlonych mosiężnych prętów. Złapał je i przekręcił do oporu. Księżyc zniknšł z lustraobrazu i Smashem zaczęło podrzucać, jakby miotała nim burza. Na szczęcie pasy doskonale utrzymywały go w fotelu. Pozwolił prętom wrócić na miejsce. I po chwili księżyc wpłynšł z powrotem w lustro. Widocznie wprowadził zamieszanie do programu statku. Jego zaklęcie Oczoroli spowodowało, że rozważył to i doszedł do wniosku, że pręty kierujš statkiem. Kiedy nie były używane, statek żeglował, gdzie chciał, a jego celem była oczywicie dziura w serze księżyca. Może to księżycowe czółno było mechanizmem, którym dostarczało się ser do Xanth, chociaż nie wiedział, jaki pożytek mogliby mieć z tego mosiężni ludzie. ,Smash znów chwycił pręty i przekręcił je bardziej ostrożnie. Ogry były niezgrabne tylko wtedy, kiedy im to pasowało; mogły jednak podejmować delikatne zadania, kiedy inny ogr nie patrzył. Księżyc tańczył w lustrze, ale nie opuszczał ekranu. Poeksperymentował jeszcze trochę i wkrótce był w stanie sterować statkiem, dokšd chciał, i otrzymywać takš prędkoć, jakiej sobie życzył. wietnie teraz zabierze go do Xanth i wylšduje obok ognistego dębu. Potem może odwieć mosiężnš Blythe z powrotem do jej miasta i budynku. W pobliżu pojawiły się błyski wiatła. Statek drżał. Ekran płonšł przez chwilę czerwieniš, jakby zafasował silny cios. Smash zrozumiał, co spowodowało zmianę. Zrozumiał, że stanowi to wynik uderzeń pięciš i kršżeniem w głowie gwiazd i planet. Całe nocne niebo wypełniło się gwiazdami wylatujšcymi z głów ludzi, którzy walczyli wczeniej ale Smash nie dbał o to, że jego własne wiatła przebijały się na ekran. Jedyne, co musiał zrobić, to uderzyć i zniszczyć wroga. Sprawdził ponownie deskę rozdzielczš, cieszšc się perspektywš przemocy nowego typu. Odkrył duży przycisk, którego wczeniej nie zauważył. Naturalnie nacisnšł go. Rozbłysk wiatła wystrzelił w kierunku punktów wietlnych na ekranie, ewidentnie z jego własnego statku, który wystrzeliwał co w rodzaju odłamków skał, kiedy Smash naciskał guzik. Bardzo dobrze. W tym dziwnym wiecie hipnotykwy mógł walczyć, uderzajšc pięciš wiatła. Nie wymierzył jednak dobrze i chybił punktów wietlnych. wiatło pchnęło lancš, aż oderwało gomółkę sera z księżyca. Rozdrobniony ser rozpylił się w przestrzeni w rozproszone chmury, wtedy niektóre ze wiatełek podšżyły za nimi; nie ma wštpliwoci, że również były głodne. Smash nacisnšł jeszcze raz guzik wysyłajšc następnš wietlnš pięć. Chybiła obydwu punktów wietlnych i księżyca. Ale on zaczynał się wczuwać w tę bitwę wiateł, musiał znaleć cel w centrum lustra, gdzie były słabe krzyżujšce się linie, jak rodek pajęczyny. Zabawne miejsce dla pracujšcego pajška; może ten próbował łowić zabłškane gwiazdy lub punkty wietlne czy oderwany ser. Żeby zerodkować cel musiał pracować obydwoma prętami w skoordynowany sposób. Najpierw rozejrzał się nerwowo, żeby upewnić się, że nie ma nikogo w pobliżu, kto mógłby wyszpiegować jego wspaniałš koordynację. Oczywicie zabierało to więcej energii niż utrzymywanie całego ciała w równowadze, nawet gdy stało się na jednym palcu, lub starcie skały na żwir jednym uderzeniem, ale to był sekret ogrów. Udawanie niezgrabiasza należało do dobrego tonu. Kiedy ujrzał punkt wietlny w centrum, nacisnšł przycisk dużym paluchem lewej nogi, żeby nie przeszkadzać sobie w manewrach. Tym razem wycelował dobrze. Strumień dwignšł się i rozbił punkt wiatła, który eksplodował z cudownš gwałtownociš i licznymi kolorami. To była zabawa! Nie tak radosna jak fizyczne niszczenie, ale doskonale zastępowała rozszarpywanie na strzępy. Ogry potrafiły docenić piękno, również wspaniałoć rozrywanych ciał lub wiatełek rozbijajšcych się i tworzšcych zawiłe i zmieniajšce się wzory na niebie. Namierzył następne wiatełko, ale to uniknęło trafienia. W tym samym czasie wszystkie inne wiatełka przybliżyły się uderzajšc pięciami blasku coraz bliżej. Musiał wymijać je, a to przeszkadzało jego własnym ciosom. Dobrze, ale on nie na darmo był ogrem! Oblizał się, ruszył pręty, zatoczył pętlę, namierzył, wypalił, zrobił unik i wycelował ponownie. Dwa dodatkowe wiatełka pięknie eksplodowały. Potem walka nasiliła się. Ale Smash kochał starcia wszelkiego rodzaju i umiał walczyć, nie musiał używać pięci. Prawie polubił tę formę wałki, może nawet bardziej, ponieważ nie była tak prostacka i niosła nowe wyzwanie. Rozbijał wiatełko za wiatełkiem i po chwili pozostałe wiatełka odwróciły się ogonami i przemknęły obok księżyca. Wygrał bitwę na krawędzi księżyca