Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
.. i to pomimo faktu, że wisieli w przestworzach, osłaniani przez miliony ton tworzących asteroidę litej skały. Nikt nie wiedział, ile jeszcze czasu zdołają przeżyć w takiej sytuacji... No cóż, w końcu to i tak nie miało znaczenia. Jak zawsze, gigantyczna jednostka napędowa rytmicznie i spokojnie pulsowała, a kable łączące ją z myśliwcami sprawiały 41 Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona wrażenie niezawodnych. Klyn Shanga pomyślał, że teraz, kiedy pośród nich nie było już Kenowa, będzie musiał dokonać korekty szyku... ale z tym nie będzie najmniejszych kłopotów. Ważne, aby wszyscy wytrzymali tak długo, aż wyprawa zakończy się całkowitym powodzeniem. Kogóż obejdzie, jeżeli później ulegną niszczycielskiej sile Ogniowichru? Komu sprawi różnicę, jeżeli jego skóra odpadnie płatami od ciała, a pozostali członkowie grupy stracą włosy i wymiotując, skonają w straszliwych męczarniach? Będzie się liczyło tylko to, co zrobili i co osiągnęli, a strata życia zostanie uznana za usprawiedliwiony środek, wiodący do chlubnego celu. Klyn Shanga, podobnie jak pozostali członkowie jego grupy, potrafił ukrywać żal i cierpliwie czekać, aż nadarzy się okazja. Strumienie zjonizowanych cząstek wokół nich uniemożliwiały nawet porozumiewanie się za pomocą systemu sieci przewodowych, łączących maszyny z jednostką napędową. Grube kable zachowywały' się jak anteny. Zbierały nieprawdopodobne bogactwo szumów, trzasków, jęków i zakłóceń - szarpiących nerwy i drażniących słuch, a także osłabiających zdecydowanie i wolę walki. Wszystko razem sprawiało wrażenie, jak gdyby raz do roku zlatywały do systemu Oseona duchy zmarłych z całego wszechświata, żeby złączyć swoje głosy w piekielnym, mrożącym krew w żyłach zawodzeniu. A teraz do chóru przyłączył się głos jeszcze jednej osoby... starego i wypróbowanego przyjaciela Klyna Shangi, pułkownika Kenowa. No cóż - pomyślał Shanga. - Już niedługo dołączą do niego inne głosy. Podejrzewał, że nawet on stanie się jednym z upiornych śpiewaków. Chyba nie istniał człowiek bardziej nieszczęśliwy i niezadowolony z trwającego karnawału niż Lob Doluff. Towarzyszące Ogniowichrowi festyny, zabawy i bankiety przyprawiały go o potworny, niepotrzebny ból głowy. Starszy Administrator systemu Oseona nigdy nie polubił pory Ogniowichru. Nigdy też nie potrafił zrozumieć, dlaczego inni tak się nią zachwycali. Lob Doluff był daltonistą. A ponadto - w tej chwili - człowiekiem śmiertelnie przerażonym. Odziany w przewiewny nieformalny strój bez nakrycia głowy, stał pośrodku działki, będącej odosobnioną częścią ogrodu. Mimo iż zajmującą pół hektara powierzchni przestrzeń pokrywała gruba warstwa śniegu, a otyły mężczyzna miał odsłonięte ręce, czuł wyraźnie, iż dłonie są mokre od potu. Wada wzroku Starszego Administratora nie umożliwiała mu odczuwania radości z widoku rozwijających się i kwitnących roślin - chociaż możliwe, że powody, dla których je posadził i pielęgnował, różniły się trochę od tych, jakimi mogli kierować się inni ludzie. Mężczyzna uwielbiał aromat, jaki wydzielały. Podziwiał ich upór i wytrwałość. Każdy, chociażby najmniejszy chwast, który przebijał ferrobetonową nawierzchnię, traktował jak zjawisko graniczące z cudem. W tej części ogrodu, gdzie maleńkie, niemal mikroskopijne kwiatki wynurzały odważne główki spod warstwy śniegu i lodu, mógł obcować z czymś niepojętym, niemal nadprzyrodzonym. Mimo to nie odczuwał ani odrobiny radości. Przyszedł tu, ponieważ stanął przed pewnym dylematem. W przeciwieństwie do swojej podwładnej Bassi Vobah, należał do nielicznego grona osób, służących interesom małej grupy. Mimo to - co było czymś niezwykłym - starał się, jak mógł równie sumiennie wypełniać obowiązki także względem całej reszty. Jak niemal wszyscy inni mieszkańcy systemu Oseona, był człowiekiem zamożnym, a został Starszym Administratorem, ponieważ pragnął służyć interesom całej społeczności. Możliwe też, że usiłując rządzić niezliczonymi milionami tworzących system skalnych brył, okruchów i asteroid, którymi - prawdę mówiąc - władać się nie dawało, odczuwał 42 Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona coś w rodzaju dumy