Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ale któregoś dnia przyjdzie na pewno, był też pewny, że na nie zasłużył. Rozpylacz odniósł sukces, co do tego nie było wątpliwości. Jego sprzymierzeńcy w Waszyngtonie stawali się coraz potężniejsi. Podobną grupą popleczników mógł się jedynie poszczycić stary profesor z Princeton - wuj Arky. Jego działalności brakowało jednak rozmachu. Standish spodziewał się, że wojsko zezwoli wkrótce na produkcję jego specjalnej mieszanki, której jedną z największych zalet była prosta technologia jej wytwarzania. Oczywiście był też jedyną osobą, która znała recepturę - przynajmniej do tej pory. Wiedział jednak, co się stanie, gdy pewnego dnia wyjawi swój sekret i cały świat skorzysta z jego wynalazku: on, Milo Standish, będzie jedynym człowiekiem na świecie, który zostanie podwójnym laureatem Nagrody Nobla w ciągu tego samego roku: pierwszą nagrodę uzyska za odkrycia w dziedzine chemii, drugą będzie - to chyba oczywiste - Pokojowa Nagroda Nobla. Tak więc z punktu widzenia jego kariery wszystko układało się pomyślnie. Było tak jednak już od dawien dawna. Był zbyt utalentowanym naukowcem, aby nie odnosić sukcesów. Niestety nie można tego powiedzieć o jego życiu erotycznym. Przynajmniej w dawnych czasach. Pierwszą osobą, którą pokochał, której pożądał, dla której potrafiłby zabić, był James Dean, jego równolatek. Standish zobaczył go pierwszy raz w roli arabskiego kochanka w jakiejś sztuce na Broadwayu, po każdym następnym spektaklu czekał na aktora przy wyjściu ze sceny, starając się zebrać się na odwagę i podejść do niego, aby się przedstawić; wiedział jednak, że nigdy się to nie stanie. Dean był zbyt piękny, był wprost wspaniały, jego dodatkową zaletą był odziedziczony majątek, który nie odgrywał jednak żadnej roli w sytuacji, gdy ważne było samo piękno. Ale już tak nie jest, kochanie. Teraz Standish podszedłby po prostu do niego i powiedział: - Cześć Jimmy, kochanie - a następnie użył przez chwilę swego dezodorantu - i obaj oddaliby się swawolom aż do białego rana. Standish poprawił krawat, wiążąc go ciasno na szyi, włożył marynarkę od garnituru, do jednej kieszeni spodni wsunął portfel, do drugiej klucze i trochę drobnych. I wreszcie ukochany dezodorant, który powędrował do prawej kieszeni marynarki. Upewniwszy się, że wszystko jest w najlepszym porządku, opuścił swoje luksusowe mieszkanie, które było dobudówką na dachu drapacza chmur, zjechał na dół windą, wyszedł na ulicę i przez jakiś czas spacerował. Myśli, jakie od pewnego czasu zaprzątały jego umysł, stawały się coraz bardziej natarczywe. Czy to możliwe, że on, Milo Standish, stanie się wkrótce najsłynniejszym naukowcem w historii, nie mówiąc już o tym, że będzie uznany za najbardziej uwielbianą osobę swych czasów, za maszynę do uprawiania seksu, której nie może się oprzeć żaden mężczyzna - czy mógłby to wszystko zlekceważyć i zająć się przyziemnymi sprawami tego świata? ...a może to wszystko wywoła uczucie przesytu? Być może sprzykrzą mu się pochlebstwa? Zacznie go denerwować wścibski i pełen uwielbienia tłum? Czy najwspanialsi mężczyźni tego świata zawsze gotowi, by spełnić jego każdą zachciankę, nie pozbawią go w końcu zapału? A gdyby tak się stało, to co wtedy? Na świecie nie byłoby już z pewnością miejsca na większe osiągnięcia. Cóż by biedny począł, gdyby, powiedzmy, obudził się któregoś ranka z twarzą, która z powodu jakiś kłopotów byłaby poorana zmarszczkami? Cóż, zawsze był człowiekiem o wielkim intelekcie. Być może niezmącone szczęście można było osiągnąć dopiero w niebie. W każdy razie, cóż miał w tej chwili zrobić - po prostu zostawić rzeczy ich własnemu biegowi. I wtedy stanie się to, czego oczekiwał. Był o tym przekonany. Był też przekonany, że mężczyzna, który stanowił najbardziej łakomy kąsek u "Kowala", będzie niedługo paradował nago po jego mieszkaniu, błagając Wielkiego Milo Standisha, aby dał mu porządny wycisk. A w takich sytuacjach Milo potrafił być naprawdę niegrzeczny. Już ponad miesiąc używał swego dezodorantu, odwiedzał różne bary, wybierał mężczyzn i przyprowadzał ich do domu. Po tygodniu, gdy miał na to ochotę, dzwonił do jednego z nich, pytał, czy nie przeszkadza, czy mogliby się ponownie spotkać. Zawsze było tak samo: mężczyźni zgadzali się natychmiast. I błagali go później o odpowiednią "terapię". (Standish miał przez moment nachmurzoną minę - ludzie Arky'ego twierdzili że nikt nie wie, jak długo działa dezodorant - czy jako wynalazek był godny zainteresowania. On sam wiedział oczywiście, że jego działanie nie kończy się nigdy; w tej chwili nie potrafił jeszcze tego udowodnić.) Byli też tacy, którzy uważali, że Milo używał swego wynalazku dla własnych korzyści, rozpylając jego zawartość po to tylko, by oddawać się później cielesnym rozkoszom. Standish westchnął; robił to przecież dla dobra nauki, był po prostu człowiekiem, który kochał swą pracę - i to wszystko