Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Sk¹dœ Irena: - Cicho, nie zabili. Dlaczego zaraz zabili. Wróci. - Bo¿e, moje dziecko... Strza³y. Deszcz. Strza³y, huki zza Wis³y. Strzelanina. Serie z broni maszynowej. Granaty. "Patrzcie! Po¿ar nad Warszaw¹. Co za dym! Widaæ ogieñ! Ogieñ!" Kogdzia otwiera drzwi. Biegnie, œcieli tapczan, to tam, gdzie spa³ Olek, on teraz w mieœcie, w "ochronce". - Tu proszê po³o¿yæ, czysta poœciel. Cisza. Labirynt zielonych roœlin na tle firanek, deszcz ma¿e siê na szybach. - Proszê zawiadomiæ... - Kogo? - Dam adres... - Jak tylko siê uspokoi, to zaraz... Niech pan stara siê zasn¹æ... Staœ i ci dwaj. Starszy ciemny, powa¿ny, skoncentrowany: - Porucznik "Oliwa", a kolega, podchor¹¿y "Tygrys". Zostaliœmy wys³ani przez "Montera" do nawi¹zania kontaktu z armi¹ Rokossowskiego. UgrzêŸliœmy. Nie mo¿na siê przedostaæ. - Porucznik "Bask", kurier polityczny, spadochroniarz z Londynu. Czy koledzy wiedz¹ jak wygl¹da sytuacja? - Sz³y dwa natarcia - mówi "Oliwa". - Jeden oddzia³ praski naciera³ polem od parku Skaryszewskiego na most. S³aby oddzia³. Dowódca nie przyszed³, mia³ przynieœæ karabin maszynowy, oni nie uzbrojeni. Znieœli ich ogniem z wie¿y mostu. Na park posz³o drugie natarcie, sama m³odzie¿ z Saskiej Kêpy i z okolicy. - I gdzie oni s¹ teraz? - Wycofuj¹ siê chyba, bo nie s³yszê stamt¹d strza³ów. Kolego, tam stoj¹ oddzia³y dywizji pancernej Hermann Goering. Zobaczyli, ¿e dzieci, strzelaj¹ w górê. Inni to by... Szkoda mówiæ. ** ** ** Wieczór. Mglisty. Deszczowy. Dalekie strza³y zza Wis³y. W Parku Paderewskiego cicho. Czasem krótka seria z mostu. Ciê¿kie, parali¿uj¹ce wyczekiwanie: co jutro? Na ulicy Krynicznej, w zaciemnionym mieszkaniu, woko³o sto³u, przy œwieczce: "Oliwa", "Tygrys", Staœ, bezrêki major Kopeæ, Boga i inne jeszcze postacie, których twarze w cieniu. Radz¹. Co robiæ? Saska Kêpa odciêta. Ani z Warszaw¹, ani z Prag¹ nie ma kontaktu. Kilkudziesiêciu m³odych ch³opców, którzy wrócili z natarcia na park, nale¿y ukryæ. Broñ - kilkanaœcie karabinów - schowaæ. Zaraz jutro rano tym siê zaj¹æ. Trzeba spodziewaæ siê represji niemieckich. Nie dziœ jeszcze. Nie jutro. Ale przyjd¹. Nie mo¿emy siê ³udziæ. Przygotowaæ siê na to. ** ** ** W mieszkaniu na ulicy Obroñców oddycha ciê¿ko, w gor¹czce, ranny powstaniec. Kogdzia czuwa nad nim. Przynosi wodê, zwil¿a wargi, podaje uspokajaj¹ce lekarstwo. Gdyby mog³a chocia¿ na chwilê pobiec do Ireny. Drêczy j¹ obawa, ¿e Niemcy przyjd¹ i znajd¹ u niej powstañca. Mo¿e ktoœ doniós³. Ale przecie¿ nie mog³am post¹piæ inaczej. Moje mieszkanie by³o najbli¿ej. Biedak, w pierwszym dniu, pierwszej godzinie - okaleczony na ca³e ¿ycie. Deszcz usta³. Otworzy³a okno, wychyli³a siê: zza Wis³y detonacje, pojedyncze strza³y. ** ** ** Irena stawia kaba³ê. Nic nie mo¿e wyczytaæ z kart. Drêczy j¹ obawa: jak to siê wszystko skoñczy? Powstanie. To b³¹d. Wybij¹ nas. Zniszcz¹. Zrównaj¹ z ziemi¹. Czuje ³zy sp³ywaj¹ce po policzkach, po brodzie: nieszczêsny ten nasz kraj, nieszczêœliwy naród. Gdzie jest Boga? Gdzie Staœ? Powinni ju¿ wróciæ. Ju¿ tak ciemno. Dlaczego nie wracaj¹? ** ** ** Staœ i Boga wracaj¹ z zebrania. Wolno zanurzaj¹ siê w aksamitne fa³dy wieczoru. Ulica pusta, niebo niskie, czarne od chmur. Id¹ pod górê ulic¹ Zwyciêzców. Ch³odno. Wilgoæ od niedalekiej Wisty. - Chcia³bym siê tam przedostaæ. - Przecie¿ próbowa³eœ, most otoczony. - Wiem, niestety, wiem. - Czy ty wierzysz w powstanie? - Nie. Mam niedobre przeczucia... Coœ groŸnego nadchodzi... - Nie wierzysz, ¿e Rosjanie pomog¹? - Nie wierzê. - To co z nami bêdzie? Co siê stanie? ¯adne powstanie w historii polskiej nie udawa³o siê. Zawsze klêska, rozstrzeliwania, wiêzienia, palenie wsi, miast. Wykoñcz¹ nas. - Nie tak ³atwo. My przetrwamy. - Dlaczego tak myœlisz? - Jesteœmy jak Feniks, œwiêty ptak s³oñca, spalamy siê co jakiœ czas na stosie i z popio³ów powstajemy na nowo. To jest nasza tajemnica. - A nasze pokolenie? Co z nami? Zrujnowane, a teraz bêdzie wybite do koñca. - Ale przechowa tajemnicê. - Jesteœ romantyczny. Co to wszystko znaczy, kiedy oni tam siê teraz bij¹, gin¹... - Nie jest tak, jak myœlisz. Wielu jest w euforii. Wierz¹, ¿e powstanie siê uda. M³odoœæ jest bezkrytyczna, ofiarna, œlepa. Tylko przywódcy... Winiê przywódców. Wiedzieli, ¿e nie ma broni. Wiedzieli dobrze, ¿e nikt nie pomo¿e. Zachód uprzedza³, nie obiecywa³ pomocy. Sam przywioz³em tê wiadomoœæ... Ja jeszcze... Zbli¿a siê trudny, ciê¿ki czas... - Ale chcia³eœ, chcesz siê tam przedostaæ. - Ja te¿ jestem m³ody. - Powiedzia³eœ, nie wierzysz w powstanie. - Nie wierzê. - I masz z³e przeczucia. - Mam. - Ale chcesz siê przedostaæ. - Tak, chcê byæ w tej walce. - Jesteœ szalony! Wszyscy jesteœmy szaleni. Mnie te¿ to porywa. Jestem dumna