They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

— Słuchaj, Pafnucy — powiedział z zakłopotaniem. — W środku lasu siedzi ludzkie dziecko. I bardzo płacze. Pafnucy był właśnie ogromnie zajęty. Cała zarosła poziomkami polanka, na której się akurat znajdował, czerwieniła się tak, że prawie nie było widać liści. Poziomki były wielkie, słodkie i dojrzałe i Pafnucy aż pomrukiwał z zachwytu. Zbierał je i zjadał, zbierał je i zjadał i zupełnie nie mógł przestać. Miał jednakże bardzo dobre serce. Kiedy dzięcioł powiedział, że ludzkie dziecko płacze, poziomki zaczęły mu smakować odrobinę mniej. Zjadł jeszcze kilka, podniósł głowę i popatrzył na dzięcioła. — I co? — spytał niepewnie. — No właśnie nie wiem co — odparł dzięcioł. — Nikt nie wie. Przysłała mnie tu do ciebie Klementyna. Powiedziała, że nie może patrzeć na ten płacz i może ty coś poradzisz. Pafnucy poczuł się tak samo zakłopotany, jak dzięcioł. Nigdy dotychczas nie miał do czynienia z ludzkim dzieckiem i w ogóle sobie nie wyobrażał, co można byłoby z nim zrobić. W dodatku dziecko płakało, a zatem było zapewne nieszczęśliwe. Pafnucemu zawsze bardzo żal było nieszczęśliwych osób i wyraźnie czuł, że powinno się je pocieszać. — I co? — powtórzył, jeszcze bardziej niepewnie. — Nie wiem — powiedział dzięcioł cierpliwie. — Może byś tam poszedł i sam popatrzył. — A gdzie to jest? — spytał Pafnucy. — Z tamtej strony, pomiędzy szosą a jeziorkiem — rzekł dzięcioł. — Tam, gdzie leśna ścieżka dochodzi do krzaków. Za polanką z żółtymi kwiatkami. Pafnucy wiedział, gdzie to jest. — Przed polanką — poprawił. — Krzaki są bliżej, a polanka dalej. — Możliwe — zgodził się dzięcioł. — Zależy, z której strony patrzeć. To ludzkie dziecko podobno przyszło od strony szosy, więc miało bliżej polankę, a dalej krzaki. Ptaki tak powiedziały. Widziały je, jak szło. — Rozumiem — powiedział Pafnucy i pomyślał, że wobec tego po drodze do ludzkiego dziecka ma jeziorko, a w jeziorku swoją przyjaciółkę, wydrę Mariannę. Zanim dotrze do dziecka, będzie mógł się naradzić z Marianną. Zjadł jeszcze kilka poziomek i kiwnął głową. — Dobrze — powiedział. — Pójdę tam i popatrzę. — Ja polecę i też popatrzę — powiedział dzięcioł i odfrunął. Pafnucy ruszył w drogę. Dopóki nie doszedł do końca polanki z poziomkami, szedł bardzo wolno, bo takie zupełne zostawienie słodkich, czerwonych owoców, bez zjedzenia ani jednego, było po prostu niemożliwe. Szedł jednak, wcale się nie zatrzymując, i tylko zbierał je po drodze i może nawet szedł nie tak całkowicie prosto, bo kępki, w których czerwieniło się bardziej, ciągnęły go z magnetyczną siłą. Doszedł wreszcie do skraju polanki i wówczas ruszył znacznie szybciej. Marianna leżała na brzegu jeziorka i wygrzewała się na słońcu. — Pafnucy! — zawołała radośnie na widok Pafnucego. — Jak to dobrze, że jesteś! Już chciałam posłać kogoś po ciebie, bo mi tu ptaki wykrzykują, że coś się wydarzyło. Nie wiem co, żaden nie powiedział nic konkretnego. Słyszałeś może? — Tak — powiedział Pafnucy. — I właśnie tam idę. — A co się stało? — spytała Marianna. — Podobno siedzi w lesie ludzkie dziecko — powiedział Pafnucy. Marianna zerwała się z trawy. — Jak to, siedzi ludzkie dziecko? — spytała z niepokojem. — Gdzie siedzi? Dlaczego dziecko? Tylko dziecko? Czy są także ludzie? Pafnucy chciał odpowiedzieć na wszystkie pytania po kolei, ale okazało się, że zna odpowiedź tylko na jedno. Wiedział o ścieżce, krzakach i polance z kwiatkami, bo o tym zawiadomił go dzięcioł, ale o niczym więcej nie miał pojęcia. — To dziecko podobno bardzo płacze — powiedział trochę żałośnie. — Och! — powiedziała Marianna. Przez chwilę w milczeniu patrzyli na siebie. — To znaczy, że jest samo — zawyrokowała wreszcie Marianna. — Bez ludzi. Nie wiem, skąd się tam wzięło, ale chyba rzeczywiście musisz iść i popatrzeć. Możliwe, że coś trzeba będzie zrobić. — No właśnie! — ożywił się Pafnucy. — Myślałem, że może mi powiesz, co. — A skąd ja mam wiedzieć co, dopóki nic nie wiem! — zirytowała się Marianna. — Idź zaraz, zorientuj się, o co chodzi, i przyjdź mi powiedzieć. Potem się zastanowimy. Nie jedz po drodze, przygotuję ci obiad. Pafnucy uznał, że jest to bardzo mądra propozycja. Podniósł się z trawy i pomaszerował w las. Po dość krótkim czasie usłyszał z daleka jakieś dziwne dźwięki. Zwierzęta mają doskonały słuch i słyszą nawet najcichsze szelesty z bardzo dużej odległości, Pafnucy wiedział zatem, że dźwięki są jeszcze dość daleko. Zatrzymał się jednak i przez chwilę słuchał. Dźwięki dobiegały raz ciszej, raz głośniej i do niczego nie były podobne. Pafnucy znów ruszył przed siebie. Maszerował, trochę posapując z zakłopotania, aż do chwili, kiedy zatrzymała go sarenka Klementyna