Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Mam nadzieję, że dzięki miłości Neferet ciemności nie będą aż tak głębokie. Te uroczyste słowa zakończyły dyskusję. Obie pary gawędziły jeszcze o piękności ogrodu, subtelności kwiatowych klombów i doskonałości podanych dań, nie wspominając o ciężarze jutra. -Jak się czujesz, kochanie? -zapytał Denes małżonkę wyciągniętą na poduszkach. -Doskonale. -Co znalazł lekarz? -Nic, bo nic mi nie jest. -Nie rozumiem... -Czy znasz bajkę o lwie i szczurze? Lew schwytał gryzonia i zamierzał go zjeść. Ale ten błagał, by go oszczędzić. Jest za mały, lew nie nasyci się nim. Może kiedyś zdoła mu pomóc w trudnej sytuacji. Lew okazał miłosierdzie. Kilka tygodni później myśliwi schwytali wielkiego zwierza i omotali go siatką. Szczur przegryzł węzły, uwolnił lwa i ukrył się w jego grzywie. -Każde dziecko zna tę historię. -Powinieneś był o niej pamiętać, gdy szedłeś do łóżka z Tapeni. Kwadratowa twarz przewoźnika skurczyła się. -Co ty znowu wymyślasz? Dama Nenofar podniosła się z godnością. Ożywiała ją zimna złość. -Ta dziwka zachowuje się jak szczur z bajki, ponieważ była twoją kochanką. Ale jest także myśliwym! Tylko ona może cię wyzwolić z sieci, w jaką cię omotała. Szantaż! Jesteśmy ofiarami szantażu z powodu twojej niewierności! -Przesadzasz. -Nie, mój słodki mężu. Szacowność to bardzo kosztowne dobro. Twoja kochanka jest taką plotkarą, że bez trudu zrujnuje naszą opinię. -Zamknę jej gębę. -Nie doceniasz jej. Lepiej już dać jej to, czego pragnie. Inaczej ośmieszy i ciebie, i mnie. Denes nerwowo spacerował po pokoju. -Kochanie, zdajesz się zapominać, że zdrada małżeńska to ciężkie przewinienie. Rozpusta, którą karze prawo. -To tylko lekki skok. -Ile razy się to powtórzyło? -Bredzisz. -Szlachetnie urodzona dama u twego boku na przyjęcia i młode panienki w łóżku! Tego już za wiele, Denesie. Chcę się rozwieść. -Zwariowałaś! -Wcale nie: Przeciwnie. Zachowam małżeński dom, osobistą fortunę, posag, jaki wniosłam, i moje ziemie. A że źle się prowadziłeś, trybunał skaże cię na wypłacanie mi alimentów, powiększonych o mandat. Przewoźnik zacisnął zęby. -Nie bawią mnie twoje żarciki. -Twoja przyszłość nie wygląda różowo, kochanie. -Nie masz prawa burzyć naszej egzystencji. Czy nie przeżyliśmy wspólnie swoich najpiękniej szych lat? -To ty wiesz, co to uczucia? -Jesteśmy wspólnikami od dawna. -To ty zniszczyłeś nasz związek. Rozwód jest jedynym wyjściem. -Wyobrażasz sobie ten skandal? -Wolę to niż śmieszność. Skandal uderzy w ciebie, nie we mnie. Ja słusznie będę się jawić jako ofiara. -Takie rozwiązanie jest bez sensu. Przyjmij moje przeprosiny i udawajmy, że wszystko jest w porządku. -Poniżyłeś mnie, Denesie. -Wiesz, że tego nie chciałem. Jesteśmy wspólnikami, moja droga. Rujnując mnie, zdążasz do zguby. Nasze interesy są tak powiązane, że brutalne rozstanie jest niemożliwe. -Znam cię lepiej niż ty sam siebie. Ty tylko paradujesz, a ja pracuję. -Zapominasz, że przeznaczony mi jest wyższy los. Nie chcesz go dzielić ze mną? -Wyrażaj się jaśniej. -To tylko burza, moja droga. Jakie małżeństwo jej nie zna? -Sądziłam, że nie grozi mi taka niepogoda. -Zawrzyjmy rozejm, aby uniknąć wszelkiego pośpiechu, który mógłby nam zaszkodzić. Takiego gryzonia jak Tapeni nazbyt by uszczęśliwiło podkopanie cierpliwie budowanego gmachu. -Ale to ty będziesz z nią pertraktować. -Właśnie chciałem cię o to prosić. Wiatr Północy wszedł już na pokład statku odpływającego do Teb. Osiołek zajadał się świeżym sianem i przyglądał rzece. Szelma, zielona małpka Neferet, uciekła swojej pani i wdrapała się na szczyt masztu. Zuch, mniej ruchliwy i raczej zaniepokojony myślą o długiej podróży, trzymał się nogi Pazera. Pies nie przepadał za kołysaniem wzdłuż ani w poprzek, ale towarzyszyłby swemu panu nawet na wzburzonym morzu. Przeprowadzka była szybka. Były dziekan przedsionka zostawiał willę z meblami ewentualnemu następcy, którego Bagej jeszcze nie wyznaczył. Z braku poważnych kandydatów wolał zachować tę funkcję pod własną kontrolą. Tuż przed swoim odejściem stary wezyr oddał w ten sposób sprawiedliwość Pazerowi, który w jego opinii nie zawinił. Sędzia niósł matę z czasu swoich memfickich początków, Neferet swoją medyczną torbę. Wokół nich skrzynie wypełnione dzbanami i miskami. Podróżowali w towarzystwie hałaśliwych sprzedawców -ćwiczyli się w zachwalaniu jakości swoich towarów, które mieli sprzedawać na wielkim rynku w Tebach. Pazera rozczarowało tylko jedno: nieobecność Kema. Widać Nubijczyk nie aprobował jego postawy. -Neferet, Neferet! Nie odpływajcie! Lekarka odwróciła się. Zdyszana Silkis uczepiła się jej ramienia. -Kadasz... On nie żyje! -Co się stało? -Okropność... Odejdźmy na bok. Pazer sprowadził osiołka i zawołał Szelmę. Widząc oddalającą się panią, zielona małpka skoczyła na nabrzeże. Zadowolony Zuch zrobił półobrót. -Kadasz i jego dwaj młodzi kochankowie otruli się -wyznała jednym tchem Silkis. -Jeden ze służących zawiadomił Kema, który został na miejscu dramatu. Jego człowiek powiadomił właśnie o wszystkim Bel-Trana... Dlatego tu jestem! Wszystko się zmieniło, Neferet. Głosowanie, które wybrało cię na naczelnego lekarza, zachowuje moc prawną... I nadal będziesz mnie leczyć! -Jesteś pewna, że... -Bel-Tran twierdzi, że twojej nominacji nie można podważyć. Zostajecie w Memfisie! -Nie mamy już domu, nie... -Mój mąż znalazł wam inny. Neferet, niepewna, chwyciła Pazera za rękę. -Nie masz wyboru -powiedział. Zuch szczeknął w jakiś szczególny sposób. Nie było w tym złości, raczej pełna zdumienia radość. Witał w ten sposób przybycie dwumasztowego statku z Elefantyny. Na jego dziobie stał młody mężczyzna o długich włosach i cudownie zgrabna blondynka. -Suti! -krzyknął Pazer. Bankiet był improwizowany, ale obfity. Bel-Tran i Silkis celebrowali równocześnie ocalenie Neferet i powrót Sutiego. To on, bohater, grał główną rolę. Opowiadał o własnych wyczynach, których szczegóły wszyscy pragnęli poznać