Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Niechże pani jeszcze razpowie: Marcin! Do widzenia,Marcin! Dowidzenia, Marcin! Tego lata tańczono "Petit fleur". "Mały kwiat", małe słowa,nudę westchnienia podawane z ust do ust w czułym zbliżeniu. Proszę, Jak pan świetnie tańczy! Od kiedyż to lekarzestoczniowi tak tańczą? Pani ma, zdaje się, o nas w ogóle dość mierne wyobrażenie. '.:;;: Zależy tylkoodpana, żeby je poprawić. A czynie staram się? Owszem, są pewne postępy. Pewne? O, panijest wymagająca! Muszę pana uprzedzić, że bardzo! Przyznam się, że wobec tego nie wiem, co teraz robić. Niech pan tańczy! Niechpan tańczy! To wystarczy. Oniświetnie grają! Nie uważa pan, że oni świetnie grają? Boże! JakJednakod czasudo czasu człowiekowi tego potrzeba! Trochędobrej muzyki, trochę dobrego wina, i żeby ktoś oddychał. blisko. zupełnie blisko. Ewa nuci,mruczy melodię, jest gorąca, trochęciężka, ale kiedytaniecsię kończy, żal wypuścić ją z ramion. Och, to było cudowne! Proszę,niechmi pan nalejewina! Może już dosyć, panno Ewo, powinniśmy pójść. Jeśli pan myśli, że uda się panu zepsuć mi wieczór. którymświęcę sprzedaż mego pierwszego obrazu, to się pan myli. Albo dobrze,pójdziemy' Wypijemy wino do końcai pójdziemy! Pokażę panu, jak w księżycu wyglądają wierzby nad Radunią. usłyszy pan,jak przy Wielkim Młynie śpiewa woda wprzepustach. No, niechże pan wypije! Ach, jakie dobre wino' Uwielbiam wermut' Owszem, jateż. Jakoś pan posmutniał. Co się stało? Ależ skądże znowu? Nie trzeba o niczym myśleć, kiedy się pije wino. Człowiekmusiwziąć od czasu do czasu urlop ze swego własnego życia. To musię uczciwienależy. Inaczej nie mógłby w nim wytrzymać,tak jaknie mógłby bez odpoczynku i odprężenia wytrzymać przez cały rokw biurze czy na stoczni. Co też panimówi. Naprawdę to wcale nie Jest takie głupie, jak się panu zdaje. i ja samatego nie wymyśliłam. No,idziemy! Chwileczkę, muszę poprosić kelnera. Ależ zapłacone' Panno Ewo! Przecież zapraszałam pana'Co pan sobie wyobraża? A ponieważ wiedziałam, że będziesię pan ze mną kłócił, załatwiłam tojuż z kelnerem. Niechże pan wreszcie wstanie! Najpierw chce paniść, a potem z krzesłapana ruszyć niemożna. Ależ ja nie mogę się nato zgodzić. Już powiedziałampanu, żeby mi pan nie psuł wieczoru,Czy pan sądzi, że takprędko uda mi sięsprzedać drugi obraz? Możeto święto na całeżycie? Ach, chodźmy,chodźmy'. Wieczór w czerwcu ma dla mniezawsze coś z bajki! Tak, wieczór w czerwcu macoś z bajki. Niebo jest wtedyparasolem pełnym gwiazd, a drzewa stojąoblane księżycowym światłem jak lukrem. Boże, jacy szczęśliwi są poeci, że mogą o tym pisać! A dlaczegomalarze niemalują? Znowu pan zaczyna? Nie, tym razem nie nabierze mnie panna dyskusję. Nie chcęmyśleć, chcę oddychać, chcę żyć. Niechmnie pan weźmiepod rękę. Służę pani. ^ Widzi pan? Księżycnad dachem kościoła św. Katarzyny! "Wygląda jakby ^ siedziałez! Lubię sobieczasem, pomarzyć,. patrząc na te stare mury. Wydaje mi sięwtedy, że jestem młodą panną gdańską z siedemnastego wieku, że biegnę nanieszporyw krochmalonych spódnicach ioglądają się za mną nawet starzykupcy; popiJający goldwasser na przedprożach swoich kamieniczek. Pana to nudzi? Co za przypuszczenie? Może pan tego nie lubi? Takich spacerów imajaczeń przyksiężycu. Ale niech się pan poświęci. Mnie także było stać nawielkie poświęcenie dla pana. Dla mnie? A tak! Żeby pan wiedział, jaka słona była ta jajecznica,którą mi pan usmażył! Aż oczy wyłaziły! A zjadłam i nie powiedziałam słowa. Co pani mówi? Dałem tylko łyżeczkę soli. Łyżeczkę! Boże! Byłam te^o pewna. Widziwięc pan, na comnie stać. Niech panwobectego zrobiteż coś dla mnie. Niechpan idzie ze mną. niech pan mniemocno trzyma i oddycha obok; mnie, niech pan będzie, niechpan będzie i słucha razem ze mną,jak szumi woda w jazach, jak śpiewa na kamieniach i leci niewiadomodokąd. Jakbym zakreśliła siódemkę, miałabym cztery trafienia. Koło nosa mi przeszło. Dosłownie koło nosa! A mówiłemniani, żeby siódemkę! E, tam, mówiłeś! Tyzawsze mówisz, żeby wszystko pokolei skreślać. A tu wolno tylkopięć,pięć cyfr, rozumiesz? Pomieszaj w kubku numery! Już pomieszałem. No to ciągnij! Tylkozamknij oczy. Przecież i tak nic nie widz? Zamknij oczy, mówię ci! Pokaż, co wyciągnąłeś. Dziesięć Dziesięć to dobrze? A czy jawiem, czydobrze? Jakbyczłowiekmiał szczęście. toby było dobrze. Jeszcze ciągnąć? Tak. Pomieszaj znowu! Ja rozwinę! No, rozwiń, rozwiń. Osiemnaście! Osiemnaście to dobrze? Mówiłam ci, że nie wiem. Nikt nie wie. jakby z góry byłowiadomo, toby nikt nie grał w jantara. Ani wtotolotka. Trzeba mieć szczęście. Wieniania co? Zenek to ma szczęście! On raz znalazł scyzoryk. Ciągnij jeszcze. Znalazłprawdziwy scyzoryk. Jedno ostrze było ułamane,ale drugim można było kroić. Pokaż, co tam masz? Dwadzieścia trzy! Zeszłym razemteż było dwadzieścia trzy! I gdybym tylko wykreśliła tę siódemkę. No to teraz zakreślmy siódemkę! Ojej,Krzysztof, nic nie rozumiesz. Wtedy trzeba było miećsiódemkę, wtedy! Wygralibyśmydużo pieniędzy. Dużo pieniędzy to ile? To dużo! Bardzo dużo, bo ja wiem, prawiesto tysięcy. To ja bym wtedydostał kolejkę elektryczną, prawda? Kolejkę elektryczną pewnie i tak dostaniesz. To po co my jeszczegramy wjantara? Ach, tak? Ty jesteś tylko jeden. A mało toróżnych rzeczy bysię przydało? Ja chcę tylko kolejkę. Teresa nadchodzi z głębi mieszkania