Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Bardzo niewielki. Ludzie zachowują spokój - powiedział porucznik. - Mam nadzieję, panie senatorze, że sytuacja szybko się unormuje. Nie podoba nam się ta brudna robota. - Nie mów tak, człowieku. Gdybyście nie uprzedzili komunistów, oni dokonaliby przewrotu i teraz pan i ja bylibyśmy martwi razem z pięćdziesięcioma tysiącami innych osób. Czy wie pan, że oni planowali ustanowienie dyktatury? - Tak nam powiedziano. Lecz w osiedlu, w którym mieszkam, aresztowano wielu ludzi. Sąsiedzi patrzą na mnie 457 z lękiem. Moi chłopcy są w takim samym położeniu. Lecz trzeba wykonywać rozkazy. Ojczyzna jest na pierwszym miejscu, prawda? - Otóż to. Ja też, panie poruczniku, ubolewam nad tym, co się dzieje. Nie było jednak innego wyjścia. Ustrój gnił. Co by się stało z tym krajem, gdybyście nie chwycili za broń? W głębi duszy wcale nie byłem tego taki pewien. Miałem przeczucie, że sprawy nie układają się tak, jak zaplanowaliśmy, i że sytuacja wymyka się nam z rąk, lecz w owej chwili wyciszyłem moje niepokoje, tłumacząc sobie, że trzy dni to bardzo mało czasu na uporządkowanie kraju i że prawdopodobnie chamowaty oficer, który przyjął mnie w Ministerstwie Obrony, reprezentuje znikomą mniejszość w siłach zbrojnych. Większość była na pewno taka jak ten sumienny porucznik, który zawiózł mnie do domu. Zakładałem, że wkrótce zostanie przywrócony porządek i gdy opadnie napięcie pierwszych dni, nawiążę kontakt z kimś wyżej postawionym w hierarchii wojskowej. Żałowałem, że nie zwróciłem się do generała Hurtado; nie uczyniłem tego z szacunku do niego, a także - przyznaję - z dumy, ponieważ to on powinien był mnie szukać, a nie ja jego. O śmierci mojego syna Jaime dowiedziałem się dopiero po dwóch tygodniach, gdy minęła euforia zwycięstwa, okazało się bowiem, że wszyscy liczą zabitych i zaginionych. Pewnej niedzieli do domu wstąpił dyskretnie jakiś żołnierz i w kuchni opowiedział Blance to, co widział w Ministerstwie Obrony i co wiedział o ciałach wysadzonych dynamitem w powietrze. - Doktor del Valle uratował życie mojej matce - powiedział, patrząc w ziemię i trzymając hełm w ręku. - Dlatego przyszedłem powiedzieć, jak go zabito. Blanca zawołała mnie, żebym usłyszał relację żołnierza, ale nie chciałem mu uwierzyć. Powiedziałem, że musiał się pomylić, że w kotłowni widział nie Jaime, lecz inną osobę, 458 gdyż podczas wystąpienia wojska Jaime nie miał nic do roboty w Pałacu Prezydenckim. Byłem pewien, że w przypadku prześladowań syn uciekł przez zieloną granicę lub poprosił o azyl w jakiejś ambasadzie. Ponadto jego nazwisko nie figurowało na żadnej liście osób poszukiwanych przez władze, toteż doszedłem do wniosku, że Jaime nie ma czego się obawiać. Musiało minąć wiele czasu, faktycznie kilka miesięcy, bym zrozumiał, że żołnierz mówił prawdę. W delirium samotności czekałem na syna, siedząc w fotelu w bibliotece, ze wzrokiem utkwionym w próg drzwi, wzywając go myślami, tak jak czyniła to Clara. Tak długo wołałem go, że w końcu ujrzałem, ale ukazał mi się pokryty zaschniętą krwią i łachmanami; po zapastowanym parkiecie ciągnął za sobą serpentyny z drutów kolczastych. W ten sposób dowiedziałem się, że zginął tak, jak to opowiedział żołnierz. Dopiero wtedy zacząłem mówić o tyranii. Natomiast moja wnuczka Alba dużo wcześniej dostrzegła pojawienie się dyktatora. Zauważyła, że wyróżnia się wśród generałów i innych wojskowych. Rozpoznała go z miejsca, gdyż po Clarze odziedziczyła intuicję. Jest to człowiek surowy, o prostym wyglądzie, małomówny jak chłop. Wydawał się skromny i niewielu mogło przewidzieć, że pewnego dnia pojawi się w cesarskim płaszczu i będzie wznosił do góry ramiona, by uciszyć tłumy ludzi zwiezionych ciężarówkami i wiwatujących na jego cześć, podczas gdy błazeńskie wąsy będą mu drżały z próżności, i odsłoni pomnik Czterech Szpad, z którego szczytu wiecznie płonąca pochodnia miała oświetlać ojczyznę i jej dzieje, lecz na skutek błędu popełnionego przez techników zagranicznych nigdy nie pojawił się tam żaden płomień, a jedynie gęsty dym jak z garkuchni, który wisi nieustannie na niebie niczym burzowa chmura z innego klimatu. 459 Zacząłem przypuszczać, że pomyliłem się co do metody i że być może nie był to najlepszy sposób na pokonanie marksizmu. Czułem się coraz bardziej samotny, gdyż nikt już mnie nie potrzebował, nie miałem przy sobie dzieci, a Clara z jej manią niemoty i roztargnieniem była już tylko duchem. Nawet Alba z każdym dniem coraz bardziej oddalała się ode mnie. Rzadko widywałem ją w domu. Przechodziła obok jak gwałtowny poryw wiatru, w horrendalnych długich spódnicach z pomarszczonej bawełny i z niewiarygodnie zielonymi włosami - takimi, jakie miała Rosa - wykonując w porozumieniu z babką jakieś tajemnicze czynności. Jestem pewien, że coś knuły za moimi plecami. Wnuczka robiła wrażenie zatrwożonej, tak jak Clara, gdy w czasach tyfusu wzięła na swoje barki cudze boleści. Alba miała niewiele czasu na opłakiwanie wuja Jaime, gdyż natychmiast zaabsorbowały ją sprawy ludzi będących w pilnej potrzebie, toteż musiała stłumić w sobie ból i odłożyć cierpienie na kiedy indziej. Przez dwa miesiące po przewrocie wojskowym nie widziała Miguela i myślała, że też został zabity. Nie szukała go jednak, ponieważ pod tym względem otrzymała odeń bardzo wyraźne instrukcje, a ponadto wiedziała, że figuruje na listach osób, które miały obowiązek zgłosić się do władz. To było źródłem nadziei. „Dopóki go szukają, dopóty żyje", wywnioskowała. Zadręczała się myślą, że może zostać pojmany żywcem, i przywoływała babkę prosząc, by temu zapobiegła. „Po tysiąckroć wolę, żeby zginął, babciu", błagała