Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Nie mógł już dłużej sam dźwigać tego ciężaru. - Chyba nadszedł czas, żebyś poznała prawdę - powiedział cicho. Zmarszczyła brwi i popatrzyła mu oczy. Towarzysząca mu zwykle wesołość i beztroska znikły, a w ich miejsce pojawiła się śmiertelna powaga. Najwyraźniej miał jej do powiedzenia coś bardzo istotnego. - Prawdę? - powtórzyła. - W chwili śmierci Amelia oczekiwała dziecka. - Urwał na chwilę. - Mojego dziecka. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY Nathaniel był kochankiem Amelii. Jak mogła się tego nie domyśleć? Tyle przecież na to wskazywało. Tej nocy, gdy Morgan wyjawił jej, że był żonaty... jak on to powiedział? Opowiem ci teraz o mojej najdroższej małżonce. Już w pierwszym roku naszego małżeństwa coraz to nowi kochankowie prawie nie wychodzili z jej łóżka. Ale to nie była jedyna poszlaka. Wpadł w taką furię, kiedy pozwoliła się pocałować Nathanielowi. Wydawało się jej, że bredzi. Teraz jego słowa nabrały sensu. Pocałuj mnie, Elisabeth. Nathaniel to mój brat. A bracia powinni się wszystkim dzielić. Żonami również. - Wiedziałem, że przede mną byli inni - ciągnął Nathaniel. - Zdawałem sobie sprawę z tego, że Amelia zaczęła zdradzać Morgana zaraz po ślubie. To zresztą nie było dla nikogo tajemnicą Ona miała tylu kochanków, że Morgan w końcu przestał się tym interesować. Amelia kochała flirty. Chciała budzić podziw, skupiać na sobie uwagę. Zresztą zawsze uważałem, że jest piękna. Wielu podzielało moje zdanie. - Oczy nagle mu pociemniały. - Ale pewnego lata wszystko się zmieniło. To jednak nie ja zacząłem ten romans, przysięgam. Widzisz, kiedy ona zagięła parol na mężczyznę, zachowywała się tak... nie wiem, jak to powiedzieć... że nie można było się jej oprzeć. Nie zamierzam się usprawiedliwiać. Oboje byliśmy dorośli i w pełni odpowiedzialni za swoje czyny. Zamilkł na chwilę. - Na początku Morgan niczego się nie domyślał. W głębi duszy nie mogłem uwierzyć, że tak nisko upadłem. Zostałem kochankiem żony własnego brata. Myślałem tylko o niej. Tylko jej pragnąłem. Ona była jak... jak narkotyk. Musiałem ją mieć, albo... umrzeć. Elisabeth słuchała w zdumieniu. Mówił i mówił. Doznała dziwnego wrażenia, że to taka swoista spowiedź, katharsis, chęć uwolnienia się od ciężaru winy. - Do dziś nie rozumiem, jak mogłem do tego dopuścić - powiedział. - Nie powinienem był. Przecież Morgan zawsze się mną opiekował. Tylko, że ja, jakaś część mnie, zawsze mu... - zawahał się. - Zazdrościła - dokończyła cicho Elisabeth. Zresztą nietrudno się było tego domyśleć. Przytaknął i spojrzał na swoje ręce. - Opiekował się mną troskliwiej niż mój własny ojciec - przyznał cicho. - Jeszcze jako mały chłopiec chciałem być do niego podobny. Był ode mnie większy, silniejszy. Mój ojciec miał straszny charakter. Często obrywaliśmy od niego po głowie. Ale Morgan nie bał się mu przeciwstawiać. Po jego twarzy przebiegł cień. - Już chyba wtedy wiedziałem, że nigdy mu nie dorównam. Często wykradałem ojcu pieniądze. Grosik tu, grosik tam... Ale on potrafił liczyć i gdy przypierał nas do muru, Morgan zawsze brał winę na siebie. Zawsze. Mimo że ojciec go bił. A on nigdy nie płakał, choć ojciec walił go laską po plecach. Nigdy nie płakał. Nawet wtedy, gdy mama umarła, choć wiem, że kochał ją ogromnie. Walił go laską po plecach... Elisabeth stłumiła okrzyk. Jak można być tak okrutnym! Potrafiła sobie jednak doskonale wyobrazić Morgana, gdy jako dziecko stoi dumnie wyprostowany i znosi dzielnie bolesne razy. - Kiedy wypłynął na morze, przysyłał do domu wszystkie pieniądze. To on płacił za moje ubranie i jedzenie. Posłał mnie do najlepszych szkół. Wiedziałaś o tym? Boże! - szepnął ochryple. - Chyba nigdy nie zastanawiałem się nad tym, ile on dla mnie zrobił. Z czasem jednak doszedłem do wniosku, że nie zdołam mu dorównać. Nie potrafiłem zrobić niczego tak dobrze, jak on. Nie byłem ani tak mądry, ani tak odpowiedzialny. Nie doszedłem do majątku. On zawsze był bohaterem, wybawicielem. Pamiętam dzień jego ślubu z Amelią. Zazdrościłem mu tak pięknej żony. Wiedziałem, że ja nie mogę liczyć na taki dar losu. - Czułeś do niego urazę - szepnęła Elisabeth. W jej głosie nie było jednak pretensji - jedynie smutek. - Tak - przyznał Nathaniel. - Dziwne, prawda? Ale jemu wszystko się udawało