Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Polowanie na bobry nie jest rzeczą łatwą. Wymaga nie lada ostrożności, wysiłku, wytrwałości i przebiegłości. Jakżeż pomału zapełniały się te stare zardzewiałe gwoździe! Przyszedł jednak dzień, kiedy na wszystkich trzynastu gwoździach zawisły upolowane bobry, a Roy zaczął w duchu uważać się za dzielnego mężczyznę, mimo że nie ukończył jeszcze lat czternastu. 13. Wizyta Świszczącej Strzały Już w jesieni poprzedzającej ową straszliwą zimę, podczas której wyginęły wysoko w górach trzy indiańskie osady, wszystko w przyrodzie zapowiadało to, co miało nastąpić. Chłopcy znad Rzeki Bobrów — 4 49 Zrodziły wspaniale czerwone jarzębiny. Zwierzyna wykopywała sobie głębsze kryjówki niż zazwyczaj i porastała niezwykle gęstą sierścią. Również ludzie spodziewali się surowej zimy. Pewnego dnia, przed zmierzchem, przybył z gór w dolinę stary, wiekiem sterany Indianin. Mądrość puszczy wypisana była na jego pomarszczonej twarzy. Jego spełzły ubiór nosił ślady licznych walk. Indianin przeszedł obok chaty, zajrzał do wnętrza i kontynuował swój marsz w kierunku Silver Star. Ale z jednej czwartej drogi zawrócił, poprosił Farella o gościnę i został u niego przez całą straszliwą zimę. Była to zima, kiedy Roy przygotowywał się do czternastej wiosny swego życia. Świszcząca Strzała — tak się czerwonoskóry nazywał — w czasie długich zimowych wieczorów opowiadał Royowi przy kominku o swych czerwonych braciach i uczył go wielu praktycznych umiejętności. I podczas gdy Roy sporządzał łuki z wiązu, Świszcząca Strzała opowiadał mu o czerwonych chłopcach. Gdy opowiadał kiedyś o różnych próbach, jakim byli poddawani, zanim stali się wojownikami, Roy rzekł z zapałem: — Chciałbym poddać się którejś z takich prób. Chciałbym się przekonać, że dokażę tego, co wasi czerwoni chłopcy. Świszcząca Strzała zamyślił się chwilę, przebiegł wzrokiem muskularne ciało Rpya i spojrzał na starego Farella, który z uśmiechem kiwnął przyzwalająco głową. Nazajutrz rozpoczęli próbę. 14. Próba dojrzałości Świszcząca Strzała podzielił próbę na kilka części. Rano wyprowadził Roya przed chatę, zawiązał mu oczy i zaprowadził w głąb lasu. Wodził go po lesie we wszystkich 50 kierunkach, zmieniając je bezustannie. Kiedy juz obaj byii dość zmęczeni marszem w sypkim śniegu, Roy otrzymał zadanie powrócenia po omacku do domu. Wszystko zależało od tego, czy ma dostatecznie rozwinięty zmysł orientacji. Ale Roy nie napróżno wychowywał się od urodzenia w puszczy. Jakże zdumiał Świszczącą Strzałę, gdy z zawiązanymi oczyma wskazał trafnie najbliższą drogę do chaty. — Jedną próbę masz za sobą. Oczy twoje widzą nawet po ciemku, twoje czoło pracuje wraz z nimi — rzekł Świszcząca Strzała. — Ale dziś przeprowadzimy jeszcze jedną próbę, która będzie niezwykle bolesna. Pod wieczór rozpalił w kominku żelazny hak, służący do grzebania w popiele i zwrócił się do Roya: — Teraz rozbierz się, dotknę twoich nagich pleców rozżarzonym żelazem. Roy na pewno nie był tchórzem. Wstrząsnął się co prawda widząc rozpalone do białości żelazo i ojca rozglądającego się troskliwie za oliwą i płótnem, opanował się jednak i czekał przygotowany na straszliwy ból. — Obróć się tyłem do kominka! — rozkazał następnie Świszcząca Strzała. Roy uczynił co mu kazano, a czerwonoskóry wyciągnął powoli żelazo z ognia i zaczął zbliżać się do chłopca. To wszystko rozeznawał Roy tylko słuchem. Świszcząca Strzała skradał się ku niemu krok za krokiem, tak strasznie powoli. Roy czuł bez przerwy pokusę, by skoczyć naprzód i uniknąć w ostatniej chwili bólu. A jednak nie ruszył się z miejsca i przezwyciężył instynkt samozachowawczy, który doradzał mu tchórzostwo — ucieczkę. Świszcząca Strzała miał może jeszcze przed sobą trzy kroki. Już tylko dwa, jeden — Roy czuł już niemal żar rozpalonego żelaza a jednak nie odskoczył. Wargi miał mocno ściśnięte, nogi szeroko rozstawione i zaciśnięte pięści. Tak oczekiwał na ból. Wtem czerwonoskóry przyskoczył znienacka — ale żaden okrzyk bólu się nie rozległ, bowiem w ostatnim ułamku 52 sekundy Świszcząca Strzała obrócił żelazo rękojeścią ku Roy-owi i dotknął nią chłopca. — To mi wystarczy — zaśmiał się sucho do zdziwionego i zmieszanego Roya. — Widziałem, że nie bałeś się bólu, mimo że byłeś przekonany, że się do ciebie zbliżam. Po cóż miałbym ranić cię ogniem, gdy cel został osiągnięty. Jesteś dzielny i będzie z ciebie prawdziwy mężczyzna. Nie cofniesz się przed niebezpieczeństwem. Nazajutrz udali się znowu do lasu, a Roy odczytywał w śniegu ślady zwierząt i określał ich wiek Od czasu do czasu zestrzeliwał z drzew, wskazane mu przez Świszczącą Strzałę gałęzie, szyszki i jagody. Za każdym razem celnie. — Oko twoje jest bystre jak oko męża, twoje ramię mocne i pewne a głowa doświadczona — pochwalił go w drodze powrotnej Indianin. — Ale teraz przyjdzie kolej na coś innego. Zawiązał mu ponownie oczy i zaprowadził nad urwistą skałę, zwisającą kilka metrów nad leśnym jarem. Tam znienacka pchnął nie spodziewającego się niczego Roya a chłopak runął ze skały na świeży śnieg i zapadł się w nim aż po pas. Ale nawet najsłabszy okrzyk przerażenia nie wydarł się mu z ust. — Roy nie ustępuje w niczym czerwonemu chłopcu — pochwalił go Świszcząca Strzała, a pochwała ta sprawiła chłopcu większą radość niż cokolwiek innego. Z kolei nastąpiła jeszcze jedna próba: trzy dni i trzy noce nie śmiał Roy przemówić. W tym czasie zarówno stary Farell, jak czerwonoskóry często Roya o coś zapytywali, starając się go podejść i skłonić, by przemówił. Ale na próżno. Roy trzymał się mężnie i umiał doskonale panować nad sobą. Ani słówko nie wymknęło mu się z ust. W ciągu każdej z trzech nocy próby, Świszcząca Strzała budził Roya i wykorzystując jego rozespanie mówił doń i żądał odpowiedzi. Ale nawet wówczas Roy nie zapomniał o próbie. / 53 Po tych trzech dniach i nocach wielkiego milczenia rzekł do niego Świszcząca Strzała. — Widać, że nie jesteś gadatliwą sąuaw. Trzymasz język za zębami i potrafisz panować nad sobą. Jesteś prawdziwym chłopcem i znajdujesz się na najlepszej drodze, by stać się również prawdziwym mężczyzną. Również pozostałe próby mnie o tym przekonały