Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
~ Nie było żadnych burd. vnież urzędnik Wiatr Północy dobrze znał Kahun i ruszył pierwszy. Za nim udowodnić imr^ążał lker. Doszli do wielkiej willi burmistrza i ujrzeli w niej ,„o;a róstwo pisarzy oraz przedstawicieli wielu innych zawodów, den z dozorców poznał Ikera. lker! Gdzieżeś się podziewał? Czy zastałem burmistrza? 256 257 - On nigdy nie wychodzi z urzędu. Zaraz cię zapowiem. Iker zostawił osła na podwórku pod daszkiem i kazał dać mu jeść. Jeden z pisarzy wprowadził gościa do środka willi. Zza sterty papirusów wynurzył się burmistrz. - Iker! Powiedz mi, że to nie ty! To nie możesz być ty, przecież zostałeś Synem Królewskim, otrzymałem właśnie dekret w tej sprawie. - Obawiam się, że to jednak ja. - Gdy zniknąłeś, nie zarządziłem śledztwa, choć prawdę mówiąc, należałoby przykładnie cię ukarać. Czułem jednak, że jest w tym wszystkim coś dziwnego, bo za bardzo różniłeś się od innych pisarzy. Idę o zakład, że zjawiasz się tu służbowo. - Chciałbym wiedzieć, jakiemu panu służysz. Burmistrz mocniej przytrzymał się krzesła. - Co to ma znaczyć? - Ktoś próbował zabić faraona, a terroryści są nawet tutaj, w Kahun, i wkrótce przystąpią do działania. - Kpiny sobie ze mnie robisz? - Sam znam tutaj kilku spiskowców. W większości są to Azjaci, pracują w warsztatach przy wyrobie broni. Burmistrz wręcz osłupiał. - Nie masz chyba na myśli mojego miasta Kahun? - Niestety, mam. Pomożesz mi rozprawić się z nimi, chyba że jesteś ich wspólnikiem. - Ja wspólnikiem tych zbójów? Ilu chcesz żołnierzy? - Spiskowców musimy zgarnąć wszystkich naraz, nie możemy więc ich ostrzegać. Źle przygotowana akcja doprowadziłaby tylko do przelewu krwi. - Cóż zatem proponuje mi Syn Królewski? - Zwołaj dowódców i przeprowadzimy kilka starannie ukierunkowanych uderzeń. A po rozbiciu tego spisku przedstawisz mi listy tutejszych stoczni, także nieczynnych. Nie zapomnij o tej, w której pracował nieżyjący już cieśla Toporek. - To musi trochę potrwać, ale wszystkie te dane otrzy-masz. - Czy będę mógł zamieszkać w swoim dawnym domu? ~ Burmistrz wyraźnie się zakłopotał. 258 _ Nie da się. - To co, przydzieliłeś go już komuś innemu? _ No nie, nie... Zresztą sam się przekonasz. Pracujący w pobliskiej kuźni kowal poczuł nagle gwałtowne łamanie w krzyżu. Przekazał kierownictwo pomocnikowi i pośpiesznie udał się do lekarza. Prawdziwą jednak przyczyną tego odejścia było to, że rozpoznał Ikera, musiał więc czym prędzej zawiadomić swojego zwierzchnika Ibszę, majstra w warsztacie, gdzie wyrabiano broń. Ibsza posłał po Binę, przebywającą we wspaniałym domu kierownika archiwów, czyli ostatniego swojego chlebodawcy. Dziewczyna zjawiła się natychmiast. We trójkę zamknęli się w bocznym pomieszczeniu. - Wrócił Iker - oznajmił kowal. - Czy jesteś tego całkiem pewien? - zapytała Bina. - Mam dobrą pamięć do twarzy. - Klęska - jęknął Ibsza. Bina nie zaprzeczyła. Wiedziała, że opryszek, któremu Krzywogęby zlecił zamordowanie monarchy, nie wywiązał się z zadania, a Iker został jedynym dzieckiem pałacu, czyli, inaczej mówiąc, wiernym sługą faraona. Jednakże według otrzymanych właśnie wiadomości ten Syn Królewski popadł ostatnio w niełaskę i musiał opuścić dwór. Wyjechał na Południe, ale chyba niedługo tam pożyje, bo zasadził się na niego jeden z ludzi Libańczyka. - Faraon wciąż darzy Ikera zaufaniem - uznała Bina. -Przysłał go tutaj, żeby się z nami rozprawił. Teraz należałoby Jedynie zabrać ze sobą jak najwięcej broni i czym prędzej uchodzić stąd. Mniej wartościowe jednostki zostawimy same s°bie, niech nękają przeciwnika. Ibsza gwałtownie się obruszył. - Jeszcze kilka godzin, a będziemy panami Kahun! - A po co Syn Królewski poszedł do burmistrza? Naradzają się teraz, jak nas wyłapać, i to żywcem. To już nie pamię- 259 tasz, że Iker doskonale wie, gdzie są warsztaty i co naprawdę robią majstrowie z Azji? Nie mamy ani chwili do stracenia! Każda zwloką to dla nas zguba. Ibsza, przekonany, przyznał rację zwierzchniczce. - A teraz jak moglibyśmy zaszkodzić wrogom? - Zaatakujemy willę burmistrza. Iker i Wiatr Północy byli całkowicie załamani. Z ich pięknego domu i wspaniałego wyposażenia zostały tylko zgliszcza, a ich wygląd świadczył o gwałtowności pożaru. - Niczego nie można było uratować - powiedział Kudlacz, leniwy i podlizujący się każdemu pisarz, obecny przy każdym nieszczęściu. - Dom zajął się głęboką nocą i nie był to przypadek. - Skąd masz tę pewność? - Bo ogień pojawił się jednocześnie w dziesięciu przynajmniej miejscach, nie można więc było nic zrobić. Pewna staruszka widziała uciekających kilku mężczyzn. Wiesz, Ikerze, że ja bardzo cię lubię, ale zazdrośników i złośliwców nie brakuje. - Podejrzewasz kogoś? - Właściwie nikogo... Czy to prawda, że zostałeś przybranym synem faraona? - Prawda. - A pomożesz mi w uzyskaniu awansu? - O tym rozstrzygnie burmistrz. - Niespecjalnie mnie lubi. A nie poparłbyś mnie, gdybym przekazał ci pewną bardzo istotną wiadomość? - Najpierw przekaż. - Gdzie masz zamiar zamieszkać? - W świątyni Anubisa. Ruszyli w stronę świątyni. Tutaj stali kapłani przyjęli Ikera bardzo różnie. Jedni ucieszyli się, widząc go znowu w swoim gronie, inni zarzucili mu, że nie uprzedzając nikogo, opuści' stanowisko tymczasowego kapłana. Iker przeprosił ich wszystkich, oni natomiast podziękował' c owi Królewskiemu, że zechciał zaszczycić ich swoim „byciem. Oddali mu najlepszy pokój, on jednak najpierw chciał ujrzeć bibliotekę, gdzie spisał i skatalogował tyle cennych rękopisów, powstałych jeszcze w czasach budowy wielkich piramid. Niedługo mógł tak wspominać, gdyż zjawił się Kudłacz i poprosił o rozmowę. Iker przyjął go u siebie w pokoju. _ Przynoszę ci tę obiecaną wiadomość. Czy będziesz rozmawiał z burmistrzem? - Porozmawiam. - No to słuchaj. Jednym z podpalaczy był Azjata, kowal zatrudniony przez urząd burmistrza. Dziś rano, gdy tylko cię zobaczył, zaczął się skarżyć na łamanie w krzyżu i natychmiast przerwał pracę. Jego pomocnik twierdzi, że było to pospolite kłamstwo, bo ten kowal biegł potem dokądś jak zając. A zatem jeden z ludzi Biny wypatrzył Ikera. Czarnulka albo bardzo szybko podejmie jakieś wrogie działanie, albo każe podwładnym uciekać. Sytuację miała o tyle korzystną, że akcja policyjna nie była jeszcze należycie przygotowana. - Szybko, Kudłaczu! Musimy zawiadomić dowódcę garnizonu. Popędził do koszar, a jednocześnie wokół rozległy się krzyki. - Napad na willę burmistrza! - wydzierał się sprzedawca dzbanów, całkowicie zapominając o swoim towarze. 37 Żołnierze i policjanci pobiegli pod dom burmistrza