Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Pewnie mogłabym powiedzieć, że ze względu na Sunny. Przyjechała tutaj i staranowała zamkniętą bramę. Aż tak ważne było dla niej, żebym cię tu przyjęła. Już i tak sama się ku temu skłaniałam. Odmówienie ci prawa do przyjazdu tutaj postawiłoby mnie na równym poziomie 167 z tobą, Ash, a ja nie jestem w niczym podobna do ciebie. Przeszukując swoją duszę zrozumiałam, ze zabrałam ci jedyny dom, jaki znałeś w dzieciństwie. Nie prosiłam o Sunrise... do dziś nie wiem, czemu Sallie mi go przekazała. Sunrise powinien należeć do ciebie i Simona. Kiedy wrócisz do normalnego życia, mam zamiar przekazać ci go z powrotem pod jednym warunkiem: że zatrzymasz go dla rodziny i nigdy go nie sprzedasz. Nie pytaj mnie, co mam zamiar zrobić albo dokąd pójść, bo nie wybiegałam myślą aż tak daleko. Ash skinął głową. - Kocham to miej sce, a j ednocześnie nienawidzę. Jedyne, o czym byłem w stanie myśleć po wypadku, to żeby tu przyj echać. Próbuj ę nie zastanawiać się nad tym, że prawdopodobnie już nigdy nie będę mógł chodzić, ale mnie to przeraża. - Więc nie myśl o tym, Ash. Myśl o dzisiejszym dniu i o tym, co zrobić, żeby odzyskać sprawność. W ten sposób ja radzę sobie z nieprzyjemnymi rzeczami. - Ty zawsze masz na wszystko jakąś radę. Byłaś dla mnie za dobra, Farmy. Ja nie jestem zwykłym sukinsynem, ja jestem słabym sukinsynem. Zawsze zaczynam z dobrymi intencjami, a potem coś się psuje. Jestem także samolubny. - Wiem. - Tak, pewnie wiesz. Jeśli chodzi o dzieciaki... - Każdy z nas musi znaleźć własną drogę, Ash. Nasze dzieci nie są pod tym względem wyjątkiem. Myślę, że dadzą sobie świetnie radę. Wszystko, czego w życiu chciałam, to mieć blisko ze sobą związaną rodzinę. Ash, czy zdajesz sobie sprawę, że ty i ja nigdy, przenigdy nie kładliśmy razem dzieci do łóżka? Nigdy nie staliśmy razem patrząc na cuda, które wspólnie stworzyliśmy. Nigdy nie chodziliśmy razem na koncerty, mecze albo pikniki, a to było dla mnie najważniejsze. - Dlatego właśnie nigdy nie robiłem takich rzeczy. Ty robiłaś je lepiej sama, ja na pewno w jakiś sposób popsułbym wszystko. Do diabła, przecież popsułem. Na przykład teraz, jesteśmy tu razem, nawet rozmawiamy ze sobą uprzejmie, a wiesz, o czym ja myślę? O tym, że już nigdy nie będę latał, nigdy nie będę miał szansy zarządzać „Babilonem"... - Musisz myśleć optymistycznie. Spróbuj ograniczyć środki przeciwbólowe. Znoś tyle, ile możesz, próbuj wytrzymywać coraz więcej. Wiem, wiem, nie czuję tego, co ty czujesz. Po prostu proponuję ci, żebyś spróbował. Poproszę Chue, żeby zaczął pracować nad rampami. Czy mogę zrobić dla ciebie coś jeszcze? - Nie czuj do mnie nienawiści. Bądź moją przyjaciółką. Nie mam żadnych przyjaciół. - Ash, nie nienawidzę cię. Nienawidzę tego, co zrobiłeś tej rodzinie. Jakaś mała część mnie zawsze będzie cię kochać. Wiele razy niemal zaczynałam cię nienawidzić. Na przykład w dniu pogrzebu Sallie. - Często śni mi się tamten dzień. Zaczynałem wjeżdżać na górę trzy razy i trzy razy zawracałem w połowie drogi i jechałem z powrotem. W głębi serca chciałem przyjechać, ale rozum mi na to nie pozwalał. Wiesz, kiedy byłem dziec- 168 kiem i ona mnie ignorowała, zastanawiałem się, jakjąuśmiercić. Mówiłem sobie, że będę tańczył na jej grobie i śpiewał te same piosenki, które ona śpiewała dla pijanych górników. Moja matka dziwka. Nigdy sobie z tym nie poradziłem. Ale Simonowi się udało. Simon był tym inteligentniejszym synem. Mama tak bardzo go kochała. Kiedy patrzyła na mnie, było tak, jakby wcale mnie nie widziała. Jesteś zakochana w Simonie? - To nie twoja sprawa, Ash. I nie próbuj udawać, że jest inaczej. Aha, jeszcze jedna rzecz, możesz tu zostać jak długo zechcesz. Ja sama ocenię, kiedy nadejdzie czas, żebyś wyjechał. Zgoda? - Jasne. - Jeżeli po kolacji nie będziesz zbyt zmęczony, mogę przyjść i zagrać z tobą w szachy. Przez tyle lat stałam się całkiem niezłym graczem. - To brzmi jak randka. Chcesz z powrotem swojego psa? - Tak, do licha, chcę. Nie próbuj ukraść mi sympatii Daisy. Długo na nią czekałam. - W porządku, Fanny. Słuchaj, dzięki za... za to, że pozwoliłaś mi potrzymać twojego pieska. Fanny roześmiała się. - Cała przyjemność po mojej stronie. Pamiętaj, że gryzie na rozkaz. Teraz Ash się roześmiał. - Tak, albo może zalizać na śmierć. W drodze powrotnej do pracowni Daisy biegła koło swej pani drobnym kroczkiem. - Jeżeli będziesz chciała zabłąkać się tam od czasu do czasu - powiedziała Fanny do pieska - to nie będę miała nic przeciwko temu. Fanny zawijała w papier ozdoby choinkowe, świadoma, że Ash wpatruje się w jej kark. Drobne włoski z tyłu jej szyi stanęły dęba. Dzisiejszy dzień nie był najlepszy dla jej byłego męża. - Napijesz się herbaty, Ash? - Nie. Jesteś na mnie zła, prawda? - To bardzo trafne stwierdzenie. Nie możesz wciąż zwalniać ludzi, którzy są tu, żeby ci pomóc. Musisz kontrolować swoje wybuchy. Odprawiłeś już czterech terapeutów i sześć pielęgniarek. Nie dysponujemy nieskończoną liczbą osób, które chciałyby przyjechać na górę. Powiedz mi, proszę, co masz zamiar teraz zrobić? - Z tobą. Mazie i Chue możemy dać sobie jakoś radę. - Nie, Ash, nie możemy. Mazie i Chue są starzy i żadne z nas nie ma odpowiednich kwalifikacji. Jeżeli nikogo nie uda nam się znaleźć, będziesz musiał wrócić do miasta. Spójrz prawdzie w oczy, Sunrise ma sporo wad. - Wszyscy oni są beznadziejni, a ja nie czuję się ani trochę lepiej. Jeżeli już o tym mowa, boli mnie teraz bardziej niż przedtem. Jezu, nie pamiętam już, kiedy udało mi się przespać całą noc. 169 - Zwalniasz ich dlatego, że to daje ci kontrolę nad ilością leków, które zażywasz. Ash, bierzesz ich za wiele. Przez cały czas jesteś nimi odurzony. Zastanówmy się poważnie nad tymczasowym przeniesieniem do centrum rehabilitacji. - Nie ma mowy. Takie miejsca są jak więzienia. Nie jestem na to gotowy. Wiele rzeczy potrafię zrobić sam. - Przyj eżdża nowy terapeuta i nowa pielęgniarka. To już ostatni raz, Ash. Za dwa tygodnie wyruszam w podróż służbową, więc lepiej, żebyś starał się być miły dla tej załogi. - Nie mówiłaś mi, że wyjeżdżasz. Fanny uniosła ręce w górę. - Ash, mam własne życie prywatne i zawodowe. Nie mogę być tutaj z tobą. Nie znoszę ci o tym przypominać, ale mamy układ. Wszyscy robią to, co jest dla ciebie najlepsze. Patrzyła ze zgrozą, jak Ash połyka pełną garść pigułek. - W porządku, w porządku, będzie jak chcesz - zgodził się. - Ty jesteś szefem, o czym zresztą wciąż mi przypominasz. Sunny miała tu być dwie godziny temu. Dzwoniła? - Przypuszczam, że jest w drodze. Jeżeli Sunny obiecała przyjechać, to na pewno przyjedzie. - Żadnemu z dzieci nie zależało nawet na tyle, żeby spędzić z nami święta. Fanny odezwała się głosem ostrzejszym niż zamierzała: - A ile razy ty spędziłeś święta z Sallie i Philipem? - W porządku, Fanny, pojmuję, co chcesz powiedzieć