Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W książce jego jest również atmosfera walki i mądrze uwidoczniona linia prawdziwej drogi nauki. Ukazuje nam, jakby pod s/kiełkiem mikroskopu, precyzyjnie barwiony preparat epoki i wszystkie etapy /mian przeobrażających wiek XIX. Widzimy akademię medyczną w Paryżu i lekarzy myjących sobie ręce dopiero po operacji, którzy szydzą z mikrobów pana Pasteura. Widzimy Paryż rozentuzjazmowany ocaleniem chłopów rosyjskich, pokąsanych przez wściekłe wilki. Wreszcie jesteśmy świadkami zupełnego triumfu Pasteura. Książkę tę czyta się z zapartym tchem, ale za to po przeczytaniu oddycha się głębiej i swobodniej. Bo dzieje tych walk to dzieje prawdziwie ludzkie. Tym wszystkim, którzy pragną emocji rzeczywi-su-j walki, a zwłaszcza młodzieży przysposabiającej się wojskowo, polecam książkę de Kruifa. Niech się dowiedzą, że narażać życie własne można nie tylko w celu dokonania mordu, że istnieją dziedziny walki, gdzie geniusz łączy się z odwagą, a śmiałość przynosi nie śmierć, ale życie. 38 1932 129 Nr 40,18 września Artykuły moje o Rosji sowieckiej, które wzbudziły żywe zainteresowanie w Polsce i za granicą, doczekały się również echa ze strony prasy moskiewskiej37. Przyzwyczailiśmy się już od dawna do niskiego poziomu polemik pism komunizujących, wychodzących w Polsce. Niestety, również „Litiera-turnaja Gazieta", jedno z czołowych pism w Sowietach, nie próbuje podjąć poważnej dyskusji. Nazwano mnie tam „oszczercą" Rosji. Jakie to słowa mojej książki o Sowietach wywołały ten zarzut kalumniatorstwa? „Litiera-turnaja Gazieta" przemilcza wszystkie moje ujemne oceny sowieckiego życia obyczajowego, a za przedmiot ataku wybiera właśnie artykuł poświęcony „Parkowi Kultury i Oddycha" i nazywa oszczerstwem artykuł utrzymany w tonie niemal entuzjastycznym. Po co to kłamstwo? Czyżby dyskusja na inne tematy była aż tak niewygodna dla prasy sowieckiej? Czytelnik rosyjski będzie przekonany, że napadłem na sowiecką instytucję rozrywkowo-kulturalną. Moim „oszczerczym" napaściom przeciwstawia się głosy innych cudzoziemców. Cytuje się tam zdanie pochlebne o tym parku, jak reklamy środka na porost włosów. Jakiś amerykański lekarz powiedział: „»Park Kultury i Oddycha« w rozumny sposób łączy przyjemne z pożytecznym". Jacyś dwaj anonimowi Francuzi piszą: „»Park Kultury i Oddycha« czyni istotnie wielkie wrażenie". Oto niesłychanie głębokie i entuzjastyczne oceny życzliwych cudzoziemców. A jak wygląda moja „oszczercza napaść"? Można zajrzeć do książki i przeczytać. W rozdziale poświęconym „Parkowi Kultury i Oddycha" pomieszczam wiersz, który się tak podobał pisarzom sowieckim na przyjęciu WOKS-u38. Dalej piszę: „Powaga stosunku do życia, zrozumienia walki o socjalizm i brak obłudy seksualnej - wszystko to nadaje młodzieży szlachetność i zupełnie swoisty wdzięk. Nie ma w Rosji hołoty młodzieńczej, zapełniającej dancingi, plotkującej i grającej w brydża. Te kategorie, które się już znudziły w świecie kapitalistycznym, tu w ogóle nie istnieją. Jak bawi się ta młodzież w »Parku Kultury i Oddycha«, w ogrodzie zabaw publicznych, próżno by szukać bud jarmarcznych i głupich atrakcji, jakich pełno jest w naszych Luna-Parkach czy Magic-City. Nie ma aparatów do wróżenia przyszłości, automatów z pornograficznymi fotografiami ani loteryjek, na których wygrywa się gliniane świnki. Są natomiast wielkie czytelnie, pokoje do gry w szachy, koncerty na powietrzu, sale odczytowe i zbiorowe tańce, prowadzone przez specjalnych instruktorów. Latem grają tu najlepsze teatry w 1932. Mowa o rezonansie, jaki wywołała Moja podróż do Rosji; książka ukazała się n 3 WOKS, Wsiesojuznoje obszczeslwo kulturnych swiaziej s zagranice] (Wszech-związkowe Towarzystwo Łączności Kulturalnej z Zagranicą), organizacja działająca w ZSRR, mająca wyłączność na utrzymywanie kontaktów z zagranicą. 1932 39 stolicy. Jest nawet jedno koło szczęścia, coś w rodzaju loteryjki, ale fantami są tylko książki. Ten kult dla nauki i pęd do kształcenia się jest najsympatyczniejszym może objawem nowego życia Rosji". Tak brzmi „faszystowska napaść oszczercy". Niestety, czytelnik sowiecki może czytać tylko to, co napisze „Litieraturnaja Gazieta". Trudno jest w tych warunkach polemizować, jak trudno jest słowem drukowanym walczyć z tym, co ksiądz mówi z ambony do swych parafian-analfabetów. Metody polemiki sowieckiej bardzo przypominają sposoby naszej prasy klerykalnej. Co najzabawniejsze, nie tylko metody, ale i coś więcej. Pismo rosyjskie oburzyło się, że w sposób bardzo życzliwy mówię o łatwości zawierania przyjaźni między młodzieżą płci odmiennej. „Litieraturnaja Gazieta" powiada, że obrałem sobie to jako przedmiot „brudnych wystąpień". Mnie się podoba, że młodzież tak swobodnie zawiera znajomości, „Literaturnoj Gazietie" wydaje się to czymś „brudnym". Cóż za mieszczańska pruderia! Być może, moje informacje o miejscu nazwanym „płoszczad smyczki" były niedokładne i przypisałem temu miejscu kolektywnych zebrań znaczenie nieco inne, ale bynajmniej nie „brudne" ani niepochlebne, przeciwnie, odnalazłem tam rzecz mądrą, współczesną i nową. Tak wygląda „oszczercza napaść faszystowskiego pisarza". Jak wobec tego nazwać artykuł „Literaturnoj Gaziety"? Nasza prasa w ocenie moich wrażeń sowieckich nie pozostała bardzo w tyle i można zacytować parę głupstw zupełnie soczystych i dojrzałych. „Czas" w długim i nudnym artykule doszedł do wniosków natury dość osobliwej39. „Czas" pisze o mnie: „Negacja wobec zachodniej kultury ma zbyt głęboki podkład w jego rasie i w jego indywidualności, aby można było oczekiwać u niego fanatycznej wiary w marksizm". Myśl jest wyłożona bardzo skomplikowanie, ale da się powiedzieć prościej. Gdybym nie był Żydem, tobym mógł uwielbiać Marksa. Można by również powiedzieć, że gdybym nie był Marksem, tobym mógł mieć fanatyczną wiarę w Żydów albo też po prostu napisać: „gagarabaparagara"