They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Nawet gdy któryś z nich dorobił się blizny, była to tylko tymczasowa cecha wyróżniająca, która wkrótce znikała. Zatrzeszczał interkom. Rozległ się głos innego subba: - Ralf, co sądzisz o tym, żeby wylądować po zacienionej stronie budynku, parę metrów od części biurowej? W ten sposób nie będzie nas widać od strony tych frachtowców po drugiej stronie lądowiska. - W porządku, Lee - powiedział Ralf. - Nie wiadomo, jak długo tu zostaniemy, więc zadbaj o zaopatrzenie statku i przygotuj wszystko na wypadek, gdybyśmy musieli od razu startować. Potem możesz zająć się tym, co uznasz za stosowne. Subb, który nazywał się Leander White, odpowiedział: - Jasne, Ralf. „Tramp" przemieścił się lotem ślizgowym, zmniejszył wysokość, zwolnił, zawisł na chwilę w powietrzu i wreszcie dotknął ziemi - delikatnie i z precyzją, jak zawsze kiedy Lee siedział za sterami. Na twarzy Ralfa nie malowały się żadne uczucia, ale serce biło mu jak oszalałe. Zszedł na nawierzchnię z ubitego żwiru i ruszył ku budynkowi. Nie miał pojęcia, jak się zachowa podczas pierwszego spotkania z synem. Czy się załamie - i nie uroni ani jednej łzy tylko dlatego, że subb nie może płakać? Przed drzwiami zawahał się. W swoim długim życiu stawił czoło niejednemu niebezpieczeństwu, znajdował się w wielu trudnych sytuacjach, ale rzadko kiedy czuł się tak niepewnie. Wziął się w garść i wszedł do środka. Rozejrzał się szybko po biurze i nie zobaczył nikogo obcego. Zerknął na drzwi gabinetu Nata Glovera; zwrócił się do subba, który podszedł do kontuaru: - Jestem z „Trampa", właśnie wylądowaliśmy. Mam poufną wiadomość dla pana Glovera. Subb skinął głową i gestem zaprosił go do gabinetu. Ralf obszedł kontuar, spokojnie pchnął drzwi i wszedł. Poczuł niemal ulgę, kiedy zobaczył, że Nat jest sam. Zamknął drzwi i stał chwilę bez ruchu. Zauważył ze smutkiem, że jego tutejszy menedżer wyraźnie posiwiał i zmizerniał, a twarz miał bardziej pomarszczoną, niż gdy Ralf go widział ostatnim razem. Jednak szare oczy Glovera błyszczały równie żywo jak zawsze. Ralf się nie odezwał, więc Nat spytał po chwili z lekką irytacją w głosie: - Słucham, co mogę dla pana zrobić? Ralf milczał jeszcze przez moment, ciesząc się po prostu widokiem wyrazistej twarzy Glovera i brzmieniem jego głosu. Tak długo przebywał wyłącznie pośród innych subbów, że stęsknił się za widokiem i sposobem mówienia kogoś z normalnych. - Nat, nie poznajesz mojego niepowtarzalnego oblicza? - odezwał się wreszcie. Był to jeden z ich stałych żartów. Glover drgnął, otworzył usta ze zdumienia, a w końcu uśmiechnął się szeroko. - Ralf! A niech cię, myślałem, że jesteś o tysiąc lat świetlnych stąd! - Zerwał się na równe nogi i prawie biegiem okrążył biurko, wyciągając rękę do wspólnika. - Do diabła, co u ciebie słychać? Dlaczego nie skontaktowałeś się ze statkiem patrolowym? Nagle uśmiech zgasł na jego twarzy. Spojrzał na drzwi, żeby upewnić się, że są zamknięte. - Ralf, musimy porozmawiać na osobności. Ralf ochłonął już z pierwszego wrażenia. Błądząc wzrokiem po pomieszczeniu, zauważył, że zapas skór w magazynie bardzo się skurczył. Najwyraźniej Nat wyprzedał większość towaru, żeby zdobyć jak najwięcej gotówki. Glover siedział z ponurą miną na beli futer. - Mogę mieć pretensje tylko do siebie samego. Po prostu zawaliłem sprawę! Fakt, że szczeniak robi, co chce, ale przecież wszyscy tacy byliśmy. Nie wykazałem za grosz wyczucia, trzeba było się nim zająć. - Nat, przecież prosiłem cię, żebyś go nie rozpieszczał. Jestem pewien, że postąpiłeś najlepiej, jak mogłeś. Czym właściwie cię rozgniewał? Nat popatrzył na niego i szybko odwrócił wzrok. - Był naprawdę nieznośny... Cóż, Ralf, on raczej nie lubi subbów. Ralf nie był zaskoczony. - Trochę się tego spodziewałem, Nat. Mówiłem ci kiedyś, że jego matka czuła wstręt do subbów. Właśnie dlatego nigdy się nie dowiedziała... Dobrze zrobiłeś, że nie powiedziałeś mu o mnie. - Nie wiedziałbym, jak to zrobić. Wyraźnie nie miał ochoty tu zostać, więc pomyślałem, że dobrze mu zrobi, jeżeli spędzi trochę czasu w Irontown i zapozna się z tutejszymi warunkami, a przy okazji zobaczy, że większość normalnych żyje w dobrej komitywie z subbami. Nie chciał przyjąć żadnych pieniędzy, wolał sam na siebie zarobić. Posłałem Kiyi z karawaną, żeby się upewnić, że będzie miał dobrą opiekę. Zresztą i tak by się nim zajęli. Po drodze mieli trochę kłopotów... - Przez twarz Nata przemknął słaby uśmiech. - Muszę ci powiedzieć, że Kim świetnie sobie poradził. Mówią, że strzelał do chomikotów jak stary wyga. - Po chwili dodał: - Miałem nadzieję, że po tej historii będzie inaczej odnosił się do subbów, ale chyba pod tym względem nic się nie zmieniło. Ralf pomyślał z goryczą, że normalni właściwie nic nie wiedzą o subbach. Większość z nich nie mogła uwierzyć, że subb potrafi przeżywać smutek i rozpacz, że za kamienną twarzą może kryć się cierpienie tak straszne, że aż chce się krzyczeć - choć ich głos nigdy nie zabrzmi jak krzyk